Pogoń Szczecin ostatnim półfinalistą play-off - relacja z meczu Pogoń Szczecin - PGE Stal Mielec

Bardzo duże emocje towarzyszyły spotkaniu w Szczecinie. Miejscowa Pogoń stanęła przed swoją historyczną szansą. Nawet bez Michala Bruny ją wykorzystała i zagra o medale mistrzostw Polski.

Bez Michala Bruny w składzie rozpoczęła szczecińska Pogoń ostatni mecz w walce o najlepszą czwórkę w play-off PGNiG Superligi. Uraz środkowego rozgrywającego odniesiony na Podkarpaciu okazał się być poważniejszy niż pierwotnie sądzono. Wielu obserwatorów właśnie w tym fakcie zaczęło widzieć szanse PGE Stali Mielec. Ta do Grodu Gryfa przybyła w dość skromnym 12-osobowym zestawieniu.
[ad=rectangle]
Od kilku nieudanych prób w ataku rozpoczęły swój ostatni mecz w ćwierćfinale mistrzostw Polski oba zespoły. Pierwsi wynik otworzyli mielczanie. Indywidualnym rzutem popisał się najlepszy szczypiornista w rywalizacji z Pogonią, czyli Rafał Gliński. Szczecinianom w tej fazie spotkania mocno zadanie utrudniała defensywa ustawiona przez popularnych Czeczeńców (najbardziej wysuniętym obrońcą był Michał Chodara). Dochodziły do tego jeszcze proste błędy własne. W efekcie na tablicy już po 7 minutach było 1:4.

Pod nieobecność na środku rozegrania czeskiego szczypiornisty Michala Bruny trener Rafał Biały ustawił Bartosza Konitza. Manewr ten częściowo dawał rezultat, ogólnie jednak gra miejscowych nie napawała optymizmem. Szczecinianie byli bowiem tymi, którzy musieli gonić rezultat. Do remisu udało się doprowadzić Łukaszowi Gierakowi (6:6) i od tej pory zawody się wyrównały. Pomarańczowi po udanie zakończonej pogoni w końcu bardziej ucieszyli swoich fanów. Paweł Krupa dał drużynie pierwsze w meczu prowadzenie 8:7. Na 6 minut przed końcem wynik brzmiał już 11:8, ale "Stalowcom" nie podcięło to skrzydeł. Pierwszą połowę wygrała jednak Pogoń 15:13.

Bruna nie mógł pomóc swoim kolegom w ostatniej rywalizacji ze Stalą Mielec
Bruna nie mógł pomóc swoim kolegom w ostatniej rywalizacji ze Stalą Mielec

Po zmianie stron dwukrotnie przypomnieli o sobie Krupa z jednej strony i Damian Krzysztofik z drugiej. Co ciekawe, dla tego pierwszego było to już piąte trafienie. Trzy bramki więcej na koncie Pogoni dawały graczom Białego większy spokój. Wyraźnie starali się zwalniać tempo swoich akcji, w obronie zaś bardzo dużo uwagi poświęcali na krycie obrotowego Krzysztofika, do którego trafiało bardzo dużo piłek. Dużo złego wprowadziło upomnienie indywidualne dla Mateusza Zaremby. M.in. dzięki temu Stal za sprawą Kamila Kriegera doprowadziła do remisu po 19 (40 min.).

Sytuacja zmieniała się jednak jak w kalejdoskopie. W 44. minucie było bowiem 22:19. Zwycięzcę trudno było wytypować. Szczecinianie wyjątkowo mocno starali się unikać kar, w tym bowiem czasie ich gra ulegała pewnemu załamaniu. Tego samego typu błędów nie unikali jednak mielczanie, a głównie Krieger. Na 10 minut przed końcem widowiska Pogoń prowadziła 24:21, a mogło być ono wyższe, gdyby nie... Krzysztof Lipka.

Stal w kłopotach była kilka chwil później. Najpierw z czerwoną kartką parkiet opuścił Krieger, a po minucie "dwójkę" obejrzał również Marek Szpera. Wydawało się, że ostatecznie losy rywalizacji rozstrzygnął Patryk Walczak. Tymczasem Portowcy musieli grać czterech przeciwko sześciu przez kolejne dwie minuty. W 57. o czas poprosił Biały. Do końca kary obu jego podopiecznym zostało jeszcze ok. 40 sekund. Emocje sięgały zenitu. Na minutę przed końcem Pogoń prowadziła 27:25, ale odzyskała piłkę w obronie i w tym momencie to był koniec zawodów.

Pogoń Szczecin - PGE Stal Mielec 28:25 (15:13)

Pogoń: Szczecina, Kowalski - Walczak 3, Gierak 3, Krupa 5, Jedziniak 3, Konitz 5, Zaremba 3, Zydroń 6/2.
Karne: 2/2
Kary: 12 min.

PGE Stal: Nikolić, Lipka - Wilk 3, Krieger 5, Sobut 1, Obiała, Szpera 1, Gudz, Gliński 8/5, Krzysztofik 5, Chodara 2.
Karne: 5/6
Kary: 8 min.

Kary: Pogoń - 12 min. (Walczak, Krupa - 2 min., Gierak, Zaremba - 4 min.); PGE Stal - 8 min. (Szpera - 2 min., Krieger - 6 min.).
Czerwona kartka: Kamil Krieger (51 min. - z gradacji kar).

Sędziowie: Leszczyński, Piechota (obaj z Płocka).
Delegat ZPRP: Marek Żabczyński.
Widzów: 1600.

Źródło artykułu: