Aleksandra Kobyłecka: Tu nie ma kamer, tu nie ma niczego

Energa AZS Koszalin przywiozła tylko punkt z parkietu Olimpii-Beskidu Nowy Sącz. Taki wynik wywołał niemałą frustrację wśród akademiczek, czego wyrazem były też pomeczowe komentarze.

- Na nikogo nie chcę tu zwalać. Nie wiem czy to są mury, brak oświetlenia, sędziowie, czy może nasza dyspozycja, ale tu gra się tak, że jeśli nie wygra się pierwszej połowy 10 bramkami lub ewentualnie w drugiej połowie nie ma się takiej przewagi w 50. minucie, to tutaj nigdy się nie uda zwyciężyć - komentowała wyraźnie zdenerwowana Aleksandra Kobyłecka.
[ad=rectangle]
30-letnia rozgrywająca nawet w emocjach potrafiła też przyznać, że zespół nie zaprezentował pełni swoich możliwości. - Miałyśmy to wygrać. Niestety nie wykorzystałyśmy stuprocentowych sytuacji i możemy się tylko popukać w serducho. Widocznie nie zrobiłyśmy wszystkiego, żeby wygrać ten mecz.

Zawodniczce Energi AZS trudno było utrzymać nerwy na wodzy. Już po końcowej syrenie podeszła do stolika i przekazywała swoje uwagi na temat pracy sędziów.

- Uważam, że powinnyśmy mieć jeszcze rzut karny na samym końcu. Czy mam rację? Trudno to będzie zweryfikować, bo tutaj nikt nie nagrywa meczu. Nie ma kamer, tutaj nie ma niczego w tym Nowym Sączu. Jest piłka ręczna, zespół, czterej swoi sędziowie i tak to właśnie wygląda. Piłka ręczna na wysokim poziomie, nie ma co. Nie leży nam ten Nowy Sącz. Gdybym mogła, nigdy więcej nie chciałabym już tu przyjeżdżać i zmagać się z wszystkimi dookoła. Olimpia ma fajny skład i dziewczyny same mogły się bronić. Zespół przyjezdny na pewno nie czuje się tu komfortowo - zakończyła Kobyłecka.

Źródło artykułu: