Paweł Ćwikliński szlify zbierał w AZS-ie AWFiS Gdańsk. W środę miał okazję do grania na tym samym obiekcie. - Wróciłem do starej hali. Jeżeli chodzi o ekipę Wybrzeża, to z czasów AZS-u AWFiS zostali Jacek Sulej i Sebastian Sokołowski. Mam jednak sentyment do hali, miejsca, czy trenerów, bo i z nimi przez wiele lat pracowałem. Troszeczkę gorzej jeśli chodzi o wynik, ale patrząc z perspektywy meczu, powinniśmy się z tego cieszyć - zauważył prawoskrzydłowy KS Azotów Puławy.
[ad=rectangle]
Z jednej strony puławianie mają wyższy potencjał od ich środowych rywali, z drugiej to Wybrzeże Gdańsk prowadziło przez praktycznie całe spotkanie. - Na pewno byliśmy stawiani w roli faworyta. Piłka ręczna rządzi się jednak swoimi prawami. Młodość połączona z doświadczeniem przyniosła Wybrzeżu mieszankę wybuchową, która w meczu z nami eksplodowała. To był nasz najcięższy mecz jeśli chodzi o beniaminków. Ze Śląskiem, czy Nielbą nie było tak ciężko. Wybrzeże grało bardzo twardo w obronie i pokazało się z naprawdę pozytywnej strony - ocenił Paweł Ćwikliński.
Drużyna, która ma w składzie sześciu obcokrajowców i kilku zawodników mających za sobą mecze w reprezentacji Polski nie miała walczyć w dolnych rejonach tabeli. Sytuacja wygląda jednak inaczej. - Przed sezonem nikt nie zakładał, że będziemy tak nisko. Liga rządzi się swoimi prawami. Wszystkie zespoły się wzmacniają, każdy robi krok naprzód. Nasz potencjał nie ujrzał jeszcze światła dziennego. Dosyć długo czekamy, ale na pewno w końcu to zaskoczy - kiedyś musi - wierzy Ćwikliński.
Przed podopiecznymi Ryszarda Skutnika mecz Challenge Cup. Zmierzą się oni na wyjeździe z RK Metaloplastiką Sabac. - Nie ma czasu by ochłonąć po tym meczu, bo w piątek wylatujemy do Serbii. W czwartek mamy trening taktyczny i musimy zapomnieć o meczu z Wybrzeżem, by przygotować się do pucharów - przyznał skrzydłowy.