Przed tygodniem puławianie wygrali z wicemistrzem kraju z Płocka i do spotkania z walczącą o utrzymanie Gwardią przystępowali w roli zdecydowanych faworytów. Ta pewność siebie, co podkreślali zawodnicy gości, prawdopodobnie ich zgubiła. W sobotę ulegli grającym z ogromną determinacją i wiarą w sukces opolanom. - W trakcie tygodnia trenowaliśmy tak jak zawsze, ale być może ten mecz z Płockiem ciągle siedział w naszych głowach - komentował rozgrywający Azotów i reprezentacji Michał Szyba. - Gwardia zagrał bardzo mądrze taktycznie, znając wszystkie nasze zagrywki.
- Myślami byliśmy jeszcze przy meczu z Wisłą - potwierdzał szkoleniowiec przyjezdnych Bogdan Kowalczyk. - Chłopcy sądzili chyba, że skoro pokonali tak silną drużyną, to bez problemu powinni wygrać z Gwardią. Okazało się, że nie. Zawiedliśmy zarówno w obronie, jak i ataku, popełniając zbyt dużo błędów indywidualnych. Zawodnicy próbowali samodzielnymi akcjami uratować wynik, jednak im to nie wychodziło. Przeciwnicy walczyli na 110 procent i z większą determinacją. Dysponują w tej chwili dobrym zespołem. Wzmocnienia, które poczynili, znacząco podniosły ich poziom.
Gwardzistom w triumfie nie przeszkodziła absencja dwóch czołowych postaci: Filipa Scepanovicia (choroba) i Remigiusza Lasonia (naciągnięty mięsień dwugłowy), którzy w poprzedniej kolejce poprowadzili swoją ekipę do zwycięstwa nad Chrobrym Głogów. Tym razem atutem Gwardii okazał się monolit. Każdy z jej przebywających na parkiecie szczypiornistów wnosił do drużyny jakość, a prym wiedli trzej rozgrywający: Grzegorz Garbacz, Michał Szolc i Nenad Zeljić. W bramce znakomitymi interwencjami popisywał się Adam Malcher. - Cieszy przede wszystkim wygrana, bo w naszej sytuacji każdy punkt jest jak zbawienie - podkreślał bramkarz Gwardii.
"Yogi" wszedł na boisko w 16. minucie, gdy jego zespół przegrywał 8:11. Był to jeden z przełomowych momentów. Zawodnicy z Puław, którzy wcześniej z łatwością pokonywali Vladimira Bozicia, nie potrafili znaleźć recepty na świetnie usposobionego Malchera. Dał on swoim kolegom z pola sygnał do ataku. Gospodarze wyłączyli z gry Szybę (cztery trafienia w pierwszych minutach), odrobili stratę, a do przerwy zdołali wypracować dwubramkową przewagę.
Na początku II połowy kontynuowali koncert. W 41. minucie wygrywali już 20:16. Wtedy nastąpił jednak zryw puławian, którzy wzmocnili defensywę i zdobyli pięć kolejnych goli (trzy udane kontry Piotra Masłowskiego), nie tracąc żadnego, dzięki czemu odzyskali prowadzenie. Nie cieszyli się z niego długo. Formą błysnął bowiem tercet Garbacz-Zeljic-Szolc, a niesiona dopingiem Gwardia wykorzystując przewagę liczebną, ze stanu 21:22 doprowadziła do wyniku 27:22. Ostatnie fragmenty miejscowi kibice obserwowali na stojąco, dziękując swoim pupilom za drugi z rzędu triumf nad wyżej notowanym rywalem.
W opolan wstąpiły nowe siły. Zespół, który jeszcze do niedawna był typowany jako główny obok Legionowa kandydat do spadku, wygrał trzy z ostatnich czterech spotkań. Przedstawiciele Gwardii zaczynają coraz odważniej patrzeć w górę tabeli, ale zdają sobie sprawę, że prawdopodobnie czeka ich walka w fazie play-out. - Wiem, że apetyt rośnie w miarę jedzenia, lecz róbmy wszystko, by po rundzie zasadniczej mieć na swoim koncie jak najwięcej oczek. Matematyką się nie zajmujmy - podkreślał trener opolan Tadeusz Jednoróg. - Ciężka praca, którą wykonujemy podczas zajęć, procentuje. Dwa punkty bardzo cieszą, zwłaszcza że zdobyliśmy je na renomowanym rywalu. Dziękuję wszystkim zawodnikom oraz publiczności.
PE Gwardia Opole - KS Azoty Puławy 30:26 (16:14)
Gwardia: Bozić, Malcher – Śmieszek 2, Swat 6, Paweł Adamczak, Knop 6, Szolc 4, Zeljić 7, Garbacz 4, Prokop 1, Płócienniczak, Migała.
Karne: 1/3
Kary: 6 min.
Azoty: Stęczniewski, Rasimas – Ćwikliński 1, Tylutki, Jankowski, Łyżwa 1, Skrabania 1, Tarabochia 3, Babicz 2, Szyba 6, Przybylski 1, Masłowski 4, Krajewski 2, Sobol 5, Grzelak.
Karne: 3/3
Kary: 10 min.
Sędziowie: Jakub Tarczykowski i Andrzej Rajkiewicz (obaj Szczecin)
Widzów: 1100.