Po meczach z dwoma słabymi rywalami: AZS UW Warszawa oraz Kar-Do Spójnią Gdynia, które nielbiści zakończyli przekonującymi zwycięstwami, przyszła pora, aby spróbować swych sił ze zdecydowanie bardziej wymagającym przeciwnikiem. W sobotnim spotkaniu rozgrywek pierwszoligowych piłkarze ręczni Nielby Wągrowiec zmierzyli się z zajmującą 4. lokatę w tabeli, Warmią Traveland Olsztyn.
Skala trudności pojedynku była dla wągrowieckich szczypiornistów dość wysoka. Żółto-czarni mieli walczyć o komplet punktów z solidnym rywalem, który dzierżył po swojej stronie atut własnego parkietu. Nielba osłabiona była brakiem dwójki kontuzjowanych zawodników. Do Olsztyna nie pojechał rozgrywający Dawid Matłoka, który po wielomiesięcznej rehabilitacji, w swoim pierwszym meczu po powrocie do drużyny doznał nieszczęśliwego urazu oraz obrotowy Dawid Pietrzkiewicz, który na kole pozostawił osamotnionego Mindaugasa Tarcijonasa. Na domiar złego, w piątek - w przeddzień pojedynku z Warmią, okazało się, że skład drużyny z Wągrowca zmniejszył się o jednego zawodnika. Z MKS-em pożegnał się Sebastian Rumniak.
Wągrowczanie już na początku rywalizacji wyszli jednak na prowadzenie, którego, jak się potem okazało, nie oddali aż do końca meczu. - Pokazaliśmy solidną zespołową grę. Oczywiście, nie ustrzegliśmy się pewnych błędów. Mecz był jednak dobrze prowadzony, we właściwym tempie. Od samego początku do końca spotkania prowadziliśmy i kontrolowaliśmy wynik. Drużyna Warmii również zaprezentowała się z pozytywnej strony. Uważam, że rezultat meczu był w miarę optymalny. Graliśmy swoją piłkę ręczną - skuteczną. W obronie nie było to jednak nasze najlepsze spotkanie, ale stało na dobrym poziomie - tłumaczył po zakończeniu meczu Zbigniew Markuszewski, trener Nielby.
Bardzo dobre spotkanie rozegrał Michał Krawczyk, były gracz Warmii, który w dużym stopniu przyczynił się do końcowego sukcesu swego zespołu. - Zaprezentowaliśmy solidną obronę. Od pierwszych minut zagraliśmy bardzo mocno. Przewagę, którą wypracowaliśmy na początku meczu, utrzymaliśmy do samego końca. Walczyliśmy konsekwentnie w obronie oraz w ataku. Nasza gra taktyczna w ataku była na wysokim poziomie. Wychodziły nam zagrywki, a bramki padały ze skrzydeł, rozegrania czy też z koła. Powinniśmy się cieszyć, bo Radosław Jankowski nie napsuł nam zbyt wiele krwi. Zdobył tylko cztery bramki - przy tak wielu próbach. Była to jednak wiodąca postać Warmii. Bez niego zespół z Olsztyna czekała klapa - oceniał rozgrywający nielbistów.