Biało-czerwoni awans do drugiej fazy duńskiego turnieju zapewnili sobie dzięki pokonaniu Rosjan. Piątkowy mecz był pełen nieoczekiwanych zwrotów akcji, a wszystko zakończyło się ostatecznie po myśli naszej drużyny, dzięki czemu Polacy walkę w kolejnej rundzie mistrzostw Europy rozpoczną z dwupunktowym dorobkiem.
- Najważniejsze, że wszystko ułożyło się szczęśliwie - podkreśla Lis. - Mało kto wierzył w to, że awansujemy do drugiej fazy z punktami. Na pewno na razie nasz wynik jest lepszy niż gra. Z Rosjanami nie zaliczyliśmy fantastycznego meczu. Wynik trzymał i napędzał właściwie jeden zawodnik, Sławomir Szmal, choć nie można też umniejszać roli naszej defensywy i kontry - mówi.
W polskiej drużynie wciąż kuleje atak. - Gra naszej drużyny oparta jest na indywidualnych umiejętnościach zawodników. W ataku nie mamy kolektywu, ale być może taki jest właśnie pomysł sztabu szkoleniowego na tę reprezentację. Póki jest to skuteczne, nie ma powodu, aby się do tego mieszać - nie kryje nasz rozmówca.
Na co stać biało-czerwonych w drugiej rundzie? - Nasza drużyna jest nieobliczalna, ale piąte miejsce na mistrzostwach Europy to raczej maksimum jej możliwości - przyznaje Lis. - Możemy sprawić zarówno niespodziankę na plus, jak i na minus. Wydaje mi się, że Białorusini oraz Szwedzi są w naszym zasięgu, ale Chorwaci to za wysokie progi. Wszystko jednak jest możliwe - kończy.