Kamil Kołsut: Za wami pierwszy mecz sparingowy. Jest pan zadowolony ze spotkania z KPR-em Legionowo, czy też spodziewał się pan, że lider pierwszej ligi postawi Wiśle nieco trudniejsze warunki?
Krzysztof Kisiel: Przed tym meczem chodziło nam przede wszystkim o to, żeby wrócić do grania po tak długiej przerwie, z jaką mieliśmy do czynienia. Przyjechaliśmy do Legionowa bez dziewięciu zawodników, z których sześciu przebywa obecnie na mistrzostwach świata, a trzech zmaga się z urazami. Był to dla nas jedynie etap przygotowań i nie chodziło w nim o to, by pokonywać duże odległości czy grać z mocnym przeciwnikiem, gdy po prostu nie ma się ku temu możliwości.
Braki kadrowe sprawiły, że z Płocka zabrał pan kilku młodych zawodników występujących na co dzień w zespole rezerw.
- Musieliśmy się przed tym meczem posiłkować ich pomocą. Dla tych chłopców to jest naprawdę duże przeżycie i możliwość pokazania się. Ta konfrontacja w Legionowie na pewno wyszła na korzyść zarówno jednego, jak i drugiego zespołu. My przede wszystkim musieliśmy się skoncentrować i podejść do tego niezwykle profesjonalnie, by nie doznać żadnej przypadkowej kontuzji.
Jest pan zadowolony z tego, co na tle pierwszoligowca pokazali was młodzi gracze?
- To był dla nich sprawdzian. Rzeczywiście błędów mogliby popełnić trochę mniej, ale najważniejsze jest to, że w tym meczu naprawdę dobrze funkcjonowała nasza obrona. Nie ukrywajmy, legionowianie nie dysponują silnym rzutem z drugiej linii, w związku z czym nie było potrzeby agresywnej gry czy podwyższania pod zawodników rzucających.
Dawno nie było w Płocku sytuacji, w której tak wielu waszych graczy styczeń spędzałoby poza klubem w związku z udziałem w reprezentacyjnym turnieju.
- Zdarzało się, że wyjeżdżało kilku graczy i przygotowania mimo to można było przeprowadzić. W tym roku po raz pierwszy zrezygnowaliśmy jednak ze zgrupowania poza Płockiem, bo nie widzieliśmy sensu w wydawaniu pieniędzy na wyjazdy. W pierwszym tygodniu przygotowań trenowało tylko sześciu ludzi, a trzech przechodziło rehabilitację. Postanowiliśmy więc pozostać w domu i nawiązaliśmy kontakt z trenerem Cieślikowskim, by coś wspólnie zagrać. Wiedzieliśmy, że nie odmówi.
Nie macie obaw, że przebieg okresu przygotowawczego i brak sporej liczby zawodników odbije się na was na początku rundy wiosennej? Po trzynastu kolejkach jesteście liderem i na żadną wpadkę pozwolić sobie nie możecie.
- A co jutro wypadnie w totka? Ciężko tak przewidywać. Obawiać na pewno się można. Pamiętajmy jednak, że ci zawodnicy którzy będą grać na mistrzostwach świata, wrócą do nas będąc w rygorze meczowym i oni będę przygotowani. Dopiero w przypadku tych grających mniej pojawi się problem.
Jak oceni pan występ płocczan w meczu ze Słowenią? Michał Kubisztal i Kamil Syprzak nie mogli zaliczyć tego spotkania do udanych.
- Nie chcę tego oceniać, bo raz jeden mecz jest lepszy, a inny gorszy i wszystko tak naprawdę zależy od przeciwnika. Na podsumowania powinniśmy poczekać do zakończenia turnieju. Ze Słowenią przegrał cały zespół.
Dlaczego pana zdaniem podopieczni Michaela Bieglera nie byli w stanie rozstrzygnąć losów tego meczu na swoją korzyść? Co zaważyło na wyniku końcowym?
- Analiz na pewno może być kilka. Zła dyspozycja, nie rzucająca bramek lewa strona przy skutecznej prawej, stuprocentowe sytuacje, które nie zakończyły się trafieniami... Po przerwie graliśmy ponadto zbyt płasko i za mało agresywnie, a rzuty rywala z tyłu oddawane były bez kontaktu.
Na koniec pytanie o waszego środowego rywala. KPR jest liderem pierwszej ligi i wiele wskazuje na to, że legionowianie jesienią zawitają do najwyższej klasy rozgrywkowej. Jak pan widzi ten zespół w kontekście występów w PGNiG Superlidze?
- Nie widzę go, bo myślę, że jeśli wejdzie do ekstraklasy, to na pewno nie w takim składzie, jak obecnie. Beniaminek w najwyższej lidze zawsze ma ciężko i przykłady można tu mnożyć. Chodzi przede wszystkim o to, żeby w klubie pojawiła się
stabilizacja i nie dochodziło do sytuacji, w których zespoły po jednym
sezonie znów spadają. Na razie KPR to jest zespół na pierwszą ligę.