Beniaminek może zaskoczyć - rozmowa z Adamem Jędraszczykiem, drugim trenerem AZS UŁ PŁ Łódź

Łódzki AZS po spotkaniu z ASPR Zawadzkie ma kolejne zwycięstwo na swoim koncie. Po meczu zapytaliśmy Adama Jędraszczyka jak ocenia występy swojego zespołu.

Agnieszka Rutkowska: Podczas meczu z ASPR Zawadzkie pana zespół schodził na przerwę z przewagą pięciu bramek. W drugiej połowie AZS zaczął tracić przewagę, co się stało w końcowej partii meczu?

Adam Jędraszczyk: Okazało się, że nasi chłopcy lepiej grają mecze gdzie z góry zostali spisani na straty. Dzisiejszy mecz, który teoretycznie miał nam przynieść najprostsze punkty z tych sześciu spotkań, okazał się najbardziej dramatyczny jeśli chodzi o końcówkę. Początkowo łatwe prowadzenie, wydawało się, że mecz pójdzie nam gładko. A okazuje się, że trzy, cztery błędy i zaczynam od początku.

Co w takim razie przyczyniło się pana zdaniem do zwycięstwa?

- Nie ukrywajmy, że gdyby nie świetna skuteczność w bramce Chmurskiego to byłoby ciężko. Zawodnicy z tyłu popełniali bardzo dużo prostych błędów, gubili piłki. Zamiast grać mądrze i długo to staraliśmy się jak najszybciej rzucać bramki. Wkradła się niepotrzebna nerwowość. Na szczęście dowieźliśmy wynik. To na pewno cieszy. Dwa punkty zostają.

Czy można powiedzieć, że pana drużynie po prostu dopisuje szczęście?

- Szczęście? Na pewno jest potrzebne. W każdym zwycięstwie jest trochę szczęścia. To jest gra kontaktowa, w której bramki padają bardzo często i bardzo szybko.

Czy do meczu z ASPR Zawadzkie przygotowywaliście się w sposób szczególny? Czymś was zaskoczyli?

- Byliśmy przygotowani do gry z nimi. Mieliśmy rozpisanych zawodników. Bardzo dobrze przeczytał dziś grę Damian Chmurski. Miał powiedziane gdzie ma iść i robił to w ciemno. Dzięki temu pięknie wychwycił wiele piłek. Jeśli chodzi o resztę zawodników patrzyliśmy na płyty z ich meczami i mieli różne skuteczności. W jednym bardzo wysoką, a w drugim niską. Ale sprawdziło się to o czym mówiliśmy chłopakom, oni będą grać przez sześćdziesiąt minut do końca, bez względu na wynik. W czterdziestej piątej minucie byliśmy już spokojni, że prowadzimy a okazało się, że nas doszli i do końca meczu trzeba było się męczyć.

Jak ocenił by pan prace sędziów? Czy ilość przyznanych kar była konieczna?

- Sędziowie chcieli sobie dzisiaj trochę pogadać. Za ich gadanie zawodnicy dostali kilka kar z nieba. I w jednej i w drugiej drużynie. Chcieli być zauważeni to zostali. Na szczęście nie pokarało nas to stratą punktów.

Gdy rozmawialiśmy przed sezonem mówił pan, że celem jest utrzymanie się w I lidze. Tymczasem AZS UŁ PŁ Łódź pędzi jak burza! Na koncie tylko jedna porażka.

- Przy budżecie który mamy nastawialiśmy się, że chcemy się utrzymać w tej I lidze. Chcemy ograć się z pierwszoligowymi zespołami. Jest to nasz debiut i ja rozumiem, że beniaminek może zaskoczyć. Podejrzewam, że jest to zaskoczenie pierwszej rundy. Już w drugiej rundzie nie będzie tak pięknie to wyglądało, zespoły będą nas już znały. Na tę chwilę nie mieli płyt z nami, nie wiedzieli co sobą reprezentujemy, co gramy. Zespół jak widać jest na fali, ze względu na to że chłopaki bardzo chcą i walczą w każdym meczu do końca. W tych pierwszych meczach faworytami byli przeciwnicy, wydawało się, że mamy przegrać. Uczulaliśmy chłopaków żeby walczyli do końca, żebyśmy nie polegli różnicą piętnastu bramek. Okazało się, że to wystarczało aby wygrać jedną, dwoma bramkami.

Zauważyłam, że podczas meczu wielu zawodników grało z różnymi opaskami, tejpami. Czy poza wyłączonym na razie z gry Kamilem Steglińskim są jeszcze kontuzje wśród zawodników?

- Kontuzje są wynikiem mocnego przygotowania przed sezonem i ciężkiej pracy na treningach. Niestety po takich obciążeniach te kontuzje muszą się pojawiać i nawarstwiać. Szczególnie po tych meczach gdzie gramy teoretycznie dziewiątką, dziesiątką zawodników. Zaczęły nam się choroby, zaczęły się nam kontuzje. Stegliński mam nadzieje, że już niedługo wróci bo z gipsuj jest już wyjęty (uśmiech). A reszta chłopaków pada na parkiecie, po dwóch, trzech dniach zaciskają zęby i dalej wracają do treningów. Fakt faktem, że od dwóch tygodni ciężko jest nam przeprowadzić trening w pełnym składzie bo mamy plagę tych kontuzji. Ale na razie nikogo nie wyeliminowało to na stałe.

Podczas meczu z ASPR Zawadzkie pojawiło się wielu kibiców na trybunach. Czy ich obecność pomaga drużynie?

- Piłka ręczna to bardzo widowiskowy sport. Ja bym chciał żeby ta hala była zapełniona cała. Tak jak to było za dawnych czasów łódzkiej Anilany. Wtedy na trybunach nie było gdzie usiąść. Na razie są to sympatycy, którzy po latach zaczynają wracać. Nasze wyniki meczowe powodują, że coraz więcej osób przychodzi sprawdzić jak to wygląda bo gdzieś tam w Łodzi słuchy chodzą, że ktoś tutaj gra i wygrywa. Mam nadzieje, że to tylko na plus piłki ręcznej.

Komentarze (0)