Gospodarze byli zespołem lepszym i po komplet punktów sięgnęli zasłużenie, choć w samej końcówce meczu przez własną niefrasobliwość zapewnili sobie zastrzyk zbędnych emocji. Legionowianie prowadzili już 28:22, szczypiorniści z Elbląga zdołali jednak zmniejszyć straty do dwóch bramek i wynik spotkania wyjaśniły dopiero dwie celne próby Mateusza Wiaka.
- To był mecz walki - podkreśla bramkarz KPR-u, Tomasz Szałkucki. - W tej lidze wszystkie drużyny są na podobnym poziomie i każde spotkanie będzie toczyło się do samego końca. Za wcześnie uwierzyliśmy, że ten mecz jest już wygrany i w nasze szeregi wkradło się rozluźnienie. Końcówka była nerwowa, a spokojnie mogliśmy wygrać nawet dziesięcioma bramkami, nic oczywiście nie ujmując przeciwnikom.
Meble Wójcik, na tyle ekip z którymi legionowianie rywalizowali tej jesieni, jawił się jako przeciwnik najłatwiejszy. Zdaniem Szałkuckiego nie było jednak mowy o lekceważeniu rywala. - Mecz po prostu ułożył się tak, jak się ułożył. Zamiast narzucić swój styl, przystosowaliśmy się do gry rywala i wdaliśmy się w wymianę ciosów bramka za bramkę - wyjaśnia doświadczony golkiper.
Sobotnie zwycięstwo było dla beniaminka trzecią ligową wygraną w tym sezonie. W sumie w czterech meczach legionowianie zdobyli siedem punktów i od początku rozgrywek dumnie przewodzą pierwszoligowej stawce. Już niebawem na czele mogą się umocnić, KPR czekają bowiem starcia z niżej notowanymi rywalami z Leszna i Wolsztyna.
- Podchodzimy do każdego meczu indywidualnie i nie wybiegamy w przyszłość, do tego co będzie na koniec sezonu. W tym momencie chcemy przede wszystkim, żeby na nasze spotkania przychodziło jak najwięcej ludzi, co wszyscy podkreślają. Nastawiamy się na każdy kolejny mecz i jeśli uda się wygrać, to będzie dobrze. O sytuacji w tabeli porozmawiamy dopiero pod koniec sezonu - podsumowuje Szałkucki.