Kielczanie ograli Azoty różnicą piętnastu bramek, wyżej tej jesieni na wyjeździe jeszcze nie wygrali. - Pod pewnymi względami był to dla nas mecz kluczowy, chcieliśmy przytrzymać rywali w defensywie, a potem pobiec poszukać ryzyka - relacjonuje szkoleniowiec wicemistrzów Polski, Bogdan Wenta. Jego podopieczni założenia taktyczne zrealizowali wzorowo, rywalom pod własną bramką nie pozwolili na wiele, raz po raz sprzedając puławianom soczysty kontratak.
- W trakcie przerwy na kadrę w klubie zostało czterech zawodników, a pucharowe starcie z Olsztynem było dla nas tak naprawdę pierwszym treningiem, w czwartek robiliśmy siłę, zajęcia mieliśmy w piątek i obawialiśmy się, czy złapiemy wspólny rytm - kontynuuje doświadczony trener. - Zespół na parkiet wyszedł jednak skoncentrowany i przy dobrej grze Sławka w pierwszej połowie oraz solidnej obronie mieliśmy dużo pozycji. Mecz ułożył się nam już do przerwy, później próbowaliśmy kontrolować jego przebieg i każdy mógł pobyć na boisku.
Wenta szerokim gestem korzystał z urodzaju ławki rezerwowych, w Puławach zabrakło jedynie zmagających się z problemami zdrowotnymi Piotra Grabarczyka i Mateusza Jachlewskiego. Pod nieobecność pierwszego ciężar gry w defensywie skutecznie wzięli na siebie koledzy, a skrzydłowego po raz kolejny godnie zastąpili Tomasz Rosiński i Bartłomiej Tomczak. Prawdziwą gwiazdą sobotniego starcia był jednak Michał Jurecki, który zagrał na fantastycznej skuteczności i rzucił rywalom dziesięć efektownych bramek. - Nie chciałbym go za bardzo chwalić, ale już na kadrze było widać pewną solidność, a niektóre wjazdy naprawdę robiły wrażenie - nie kryje uśmiechnięty Wenta.
Mecz w Puławach był jednak tylko elementem przygotowań do starcia wagi ciężkiej, w środę w Kielcach Vive zmierzy się bowiem z liderem grupy B Ligi Mistrzów, Atletico Madryt. - To będzie zupełnie inny mecz, inna adrenalina, inny przeciwnik, inne kulisy. Oczywiście, zagramy we własnej hali, ale nie zapominajmy, że rywal to zespół, który rokrocznie od pewnego czasu dochodzi w Lidze Mistrzów bardzo wysoko, gdzie polskich klubów - oprócz Gdańska, w którym miałem honor grać - jeszcze nie było - przestrzega selekcjoner reprezentacji Polski.
Czy w trakcie kilku treningów, jakie pozostały mu do środowego meczu, zamierza skupić się nad czymś szczególnym? - Mamy swój program, który będziemy realizować - wyjaśnia w rozmowie ze SportoweFakty.pl. - Doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że na mecz nie możemy wyjść przestraszeni. Musimy pokazać szacunek i respekt oraz walczyć o każdy centymetr boiska, a wtedy może będzie nadzieja.