Tomasz Kozłowski: Wyglądaliśmy tak jakbyśmy byli bardzo zdenerwowani

W spotkaniu I kolejki PGNiG Superligi NMC Powen Zabrze, po powrocie na piłkarskie salony, podejmowało zespół Zagłębia Lubin. Ekipa beniaminka po emocjonującej końcówce pokonała przyjezdnych 22:20. - Spodziewaliśmy się, że zespół z Zabrza postawi nam bardzo wysoko poprzeczkę. Nie przyjechaliśmy na Śląsk z myślą, że będzie to łatwe spotkanie - mówił po meczu skrzydłowy Zagłębia, Tomasz Kozłowski.

Zespół beniaminka ligi zawsze jest dla rywali sporą niewiadomą. Również po zmianach w sztabie szkoleniowym Zagłębia, trudno było wyrokować czego można się spodziewać po lubinianach. Wiadomo było jednak, że żadnej ze stron mecz ten nie będzie spacerkiem. - Spodziewaliśmy się, że zespół z Zabrza postawi nam bardzo wysoko poprzeczkę. Nie przyjechaliśmy na Śląsk z myślą, że będzie to łatwe spotkanie. Rzeczywistość okazała się dla nas bardzo sroga. Była to dla nas solidna lekcja. NMC Powen było bardzo dobrze przygotowane i stąd dwa punkty zostały w Zabrzu - komentował "na gorąco" po pojedynku Tomasz Kozłowski.

Zwłaszcza pierwsza połowa upłynęła pod znakiem dominacji NMC Powen Zabrze, które na przerwę schodziło prowadząc 14:7. Druga odsłona to pogoń gości, którzy doszli rywali na dwie bramki. - W pierwszej połowie warto podkreślić świetną postawę Sebastiana Kickiego w bramce. Z naszej strony było wiele nieskutecznych rzutów i niewymuszonych błędów. Wyglądaliśmy tak jakbyśmy byli bardzo zdenerwowani. Początek meczu nie ułożył się po naszej myśli, rywale wyszli na wysoką przewagę i trudno było ich dogonić - tłumaczył dalej jeden z najskuteczniejszych graczy Zagłębia.

Mimo druzgocącej porażki w pierwszej połowie przyjezdni ani na chwilę nie porzucili myśli o zdobyczy punktowej w Zabrzu. - Wierzyliśmy, że damy radę powalczyć, a nawet wygrać te zawody. Na nasze nieszczęście nie udało się i dwa punkty zostały w Zabrzu - wyznał Kozłowski.

W ostatnich minutach spotkania sędziowie podjęli kilka decyzji, które na hali nie przeszły bez szmeru niezadowolenia. - W końcówce mecz się zaostrzył. Przyspieszyliśmy grę, co przyniosło skutek, bo zbliżyliśmy się bardzo do przeciwników, niestety ich przewaga była już zbyt duża. Było kilka kontrowersyjnych decyzji, ale z perspektywy całego meczu nie mam zastrzeżeń do pracy sędziów - wyjaśnia skrzydłowy.

Do sezonu 2011/2012 lubinianie przystąpili bez swojego najskuteczniejszego strzelca, Bartłomieja Tomczaka, który wybrał ofertę Vive Targów Kielce. Mimo nieobecności pierwszej "strzelby", w drużynie nikt nie załamuje rąk. - Faktem jest, że jeden z najskuteczniejszych naszych zawodników odszedł do Vive Targów Kielce. My będziemy kibicować Bartkowi, ale my musimy myśleć teraz o naszej drużynie. Mamy cel jakim jest poprawa naszej gry, choć zdaję sobie sprawę, że w meczu inauguracji nie wyglądało to najlepiej - zakończył wypowiedź szczypiornista z Lubina.

Komentarze (0)