Azoty Puławy potwierdzają dobrą formę

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Azoty - po serii trzech ligowych zwycięstw - odpadły z Pucharu Polski. Na tle hegemona z Kielc puławianie zaprezentowali się jednak bardzo korzystnie, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że w ich zespole zabrakło dwóch kluczowych zawodników.

W meczu z Vive Bogdan Kowalczyk nie mógł skorzystać z usług Dymitro Zinczuka i Wojciecha Zydronia, a więc odpowiednio kluczowego rozgrywającego i najskuteczniejszego zawodnika PGNiG Superligi. Na trybunach usiadł ponadto Piotr Wyszomirski, a trener w trakcie meczu oszczędnie korzystał z usług reżysera gry Azotów i bohatera starcia z Miedzią, Artura Witkowskiego. Mimo znaczących braków puławianie na tle mistrza Polski zaprezentowali się godnie, długimi momentami prowadząc z Vive wyrównaną grę.

- Nie możemy być z siebie zadowoleni, bo przegrana jest przegraną - niezłe nastroje tonuje Paweł Sieczka. Doświadczony kołowy meczu z Vive do udanych zaliczyć nie może - zdobył bramkę, zmarnował 4 rzuty z koła, po przerwie zaliczył też stratę. W ataku słabo zagrał też Mateusz Kus, defensorzy Vive od piłek odcinali go bardzo skutecznie. Obaj kołowi kiepską postawę pod bramką rywali rekompensowali jednak niezłą grą w defensywie, która była tego dnia - już po raz kolejny - zdecydowanie najmocniejszą formacją puławskich Azotów.

- Walczymy całym zespołem, to duży plus - tłumaczy Grzegorz Gowin. - Wcześniej zdarzało się, że przysypiał jeden, czy dwóch zawodników i w ten sposób traciliśmy bramki. Teraz gramy bardziej zespołowo, postawiliśmy na obronę i z tego wyprowadzamy kontry - opisuje. Łycha w defensywie wykonał pracę znaczącą, znów zawiódł jednak w ataku. Na początku meczu próbował wziąć na siebie ciężar gry, pudłował jednak regularnie (w sumie z 9 prób wykorzystał 3), nic więc dziwnego, że w dalszej części meczu trener zmianami do ataku ograniczył mu możliwość gry pod bramką rywali.

Jednym z bohaterów spotkania został Tomasz Pomiankiewicz, który rzucił mistrzom Polski aż 8 bramek (próbował 15 razy). Wreszcie - efektownym rzutem z biodra - przełamał się wracający powoli do formy po kontuzji Remigiusz Lasoń, na plus - mimo 3 strat - zapisać należy też środowy występ Maciejowi Sieczkowskiemu (3/5). Tradycyjnie problemy ze skutecznością miał Sebastian Płaczkowski (0/2), dramatycznie w pierwszej połowie zagrał Michał Szyba (do przerwy strata i 0/3), przeciętnie atakiem pozycyjnym kierował Oleg Siemionov.

Niedopracowany atak (także ze względu na kadrowe ubytki), puławianie skutecznie nadrabiali jednak defensywą, a kolejne wybitne zawody zaliczył doświadczony Maciej Stęczniewski (aż 20 odbitych piłek) - Faktycznie, mają bardzo dobrą obronę złożoną z rosłych chłopaków. Grają bardzo agresywnie, a obaj golkiperzy też robią swoje - tłumaczy w rozmowie ze SportoweFakty.pl Michał Jurecki. - Jeśli ominą ich kontuzje, to są w stanie walczyć - tak jak przed rokiem - o miejsce w czołowej czwórce - przyznaje rozgrywający Vive Kielce i reprezentacji Polski.

Koledze z kadry w ocenie Azotów wtóruje doświadczony Mariusz Jurasik. - Na pewno stać ich na powtórzenie wyniku z poprzedniego sezonu - nie kryje. - Kadra jest równie silna jak ta z minionych rozgrywek, nikt latem z drużyny nie odszedł. Skład mają ustabilizowany, dobrze się rozumieją. Żeby myśleć o sukcesie muszą jednak grać równo - nie może być tak, że z nami walczą jak równy z równym, a potem przegrywają z kimś słabszym - tłumaczy. O umiejętności ustabilizowania formy puławianie kibiców przekonać będą mogli już w sobotę, gdy podejmą wicemistrza z Kwidzyna.

Źródło artykułu: