Dla Mariusza Jurasika środowy mecz w Kwidzynie był nie lada przeżyciem. Lider kieleckiej siódemki nie mógł pomóc swoim kolegom z powodu kontuzji, której nabawił się podczas pierwszego spotkania obu drużyn w Kielcach. - Z boku ten mecz oglądało się strasznie. Bolało mnie to, że nie mogę pomóc kolegom. Przechodziłem takie katusze, których nie da się opisać. Ale ten horror dobrze się skończył i to jest najważniejsze- mówi Jurasik.
Wywalczone w spektakularny sposób trofeum (Vive Targi w drodze do mistrzostwa nie doznały ani jednej porażki w lidze), "Józek" zadedykował swojej rodzinie. - Rodzina zawsze mnie wspiera, jest dla mnie najważniejsza. To "złoto" jest dla moich bliskich.
Szczęśliwy po meczu był również prezes Vive Targów Bertus Servaas, który przez całe spotkanie dopingował swoich zawodników wspólnie z kieleckimi kibicami. - Ja lubię oglądać mecze wśród kibiców, bardzo dobrze czułem się w ich sektorze. Oni są wspaniali. Holender nie ukrywa jednak, że towarzyszyły mu też duże emocje - Były emocje, ale z moim sercem nie było dzisiaj tak źle, bo w rezerwie były jeszcze dwa mecze. Gdyby to było decydujące spotkanie, to chyba bym umarł, ale wytrzymałem.
Niewiele jednak zabrakło, a sympatyczny Holender nie dotarłby w środę do Kwidzyna. Jeszcze we wtorek Servaas przebywał pod Szczucinem, gdzie pomagał rodzinie swojej żony oraz inny osobom, które ucierpiały w wyniku powodzi. Jak sam przyznaje na mecz dotarł dzięki swojej żonie. - Jestem tu dzięki żonie, powiedziała "jedź", musisz tam być. I jestem, mogę cieszyć się z drużyną- powiedział szczęśliwy Servaas, który po zakończeniu środowego spotkania tradycyjnie stracił...krawat, odcięty przez Mariusza Jurasika.
Zawodników i kibiców Vive Targów czeka jeszcze jedna uroczystość. W poniedziałek (24.05), odbędzie się wielka feta w Hali Legionów w Kielcach.