Kielczanie do fazy pucharowej Ligi Mistrzów awansowali rzutem na taśmę - przepustkę do najlepszej dwunastki wywalczyli w ostatniej akcji ostatniego meczu fazy grupowej. Tak trudnej ścieżki żółto-biało-niebiescy nie mieli od lat. W środę to jednak przestało mieć jakiekolwiek znaczenie - w bitwie o ćwierćfinał wicemistrzowie Polski zmierzyli się z Fuechse Berlin. Sto dwadzieścia minut - tyle obie ekipy dzieliło od 1/4 finału i pojedynku z Aalborg Handbold. Dotychczasowe wyniki już się nie liczyły. Obie drużyny przystąpiły do walki z czystymi kartami.
Kielczanie mieli jasny cel, chociaż eksperci to nie w nich upatrywali faworytów. W Berlinie spodziewano się, że Mathias Gidsel poprowadzi Lisy do zwycięstwa w dwumeczu, ale gracze Industrii nie mieli zamiaru do tego dopuścić. W pierwszym starciu żółto-biało-niebiescy grali u siebie i po prostu musieli wygrać. Na tym etapie rozgrywek zwycięstwo to jednak nie wszystko - trzeba też wypracować przewagę przed rewanżem. Historia pokazała przecież, że każda bramka ma ogromne znaczenie.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Polska siatkarka zaskoczyła. W takiej stylizacji jej nie widzieliście
Wagę spotkania było czuć od pierwszych akcji. Co prawda kielczanie zaczęli od dwóch błędów, ale szybko opanowali nerwy, rzucili się ataku i zaliczyli naprawdę mocne wejście. W 5. minucie prowadzili już 4:1 i widać było, że są naładowani pozytywną energią. Goście nie dali się jednak zdominować i błyskawicznie odpowiedzieli. Szczypiorniści Fuesche mieli dwie akcje na doprowadzenie do remisu po 4, ale Mijajlo Marsenić i Hakun West Av Teigum nadziali się na Miłosza Wałacha. Bramkarz żółto-biało-niebieskich już od początku pojedynku dawał się rywalom we znaki, a przez całą pierwszą połowę był naprawdę mocnym punktem swojej drużyny.
W 15. minucie gospodarze znów odskoczyli na trzy trafienia, wydawało się nawet, że powiększą tę przewagę do czterech bramek, ale berlińczycy skutecznie naciskali. Kielczanie znaleźli w obronie sposób na Gidsela, ale to otworzyło pole Lasse Anderssonowi, a na nieszczęście szczypiornistów z województwa świętokrzyskiego, Duńczyk był w doskonałej formie. Tylko w pierwszej połowie rozgrywający rzucił sześć bramek - połowę dorobku Fuesche.
W 21. minucie mecz nieoczekiwanie przerwano - awarii uległa tablica wyników. Przerwa trwała nieco ponad pięć minut, ale nie wytrąciła zawodników z rytmu. Dobra współpraca kieleckich rozgrywających z obrotowymi sprawiła, że na przerwę podopieczni Tałanta Dujszebajewa zeszli prowadząc dwoma trafieniami.
Drugą połowę wicemistrzowie Polski zaczęli bardzo dobrze w obronie, niestety ich atak nie wyglądał kolorowo - gracze Industrii popełnili zbyt dużo błędów, przestrzelili kilka sytuacji sam na sam i w 40. minucie berlińczycy wreszcie dopięli swego i doprowadzili do remisu (17:17). Żółto-biało-niebiescy musieli sporo natrudzić się w ofensywie, Lisy natomiast miały Anderssona, któremu wychodziło niemal wszystko.
Na trzynaście minut przed końcem to jednak nie Duńczyk, a Fabian Wiede wysunął ekipę z Berlina na prowadzenie. Kielczanie nie odpowiedzieli, szybko trafił Darj, po chwili znów skutecznie rzucił Wiede i w momencie sytuacja gospodarzy mocno się skomplikowała. Błyskawicznie zareagował Dujszebajew, po czasie szybko trafił Monar, ale goście już zdążyli się rozpędzić.
Wicemistrzowie popełniali błąd za błędem, a przyjezdni jakby od niechcenia dorzucali kolejne gole - w pięć minut zdołali zbudować przewagę pięciu trafień. W końcówce kielczanie zdawali sobie sprawę, że muszą walczyć o każdą bramkę, ale szło im to bardzo opornie. Berlińczycy nie mieli takich problemów - puentą ich występu było trafienie Anderssona z szesnastego metra.
Industria Kielce - Fuechse Berlin 27:33 (14:12)
Industria: Wałach, Cordalija - Nahi 6, Karalek 4, Monar 4, Olejniczak 3, A. Dujshebaev 3, D. Dujshebaev 3, Sićko 2, Maqueda 1, Kounkoud, Karacić, Surgiel, Gębala.
Karne: 1/1
Kary: 6 minut.
Fuechse: Milosavljev, Ludwig - Andersson 13, Freihoefer 7, Gidsel 4, Lichtlein 3, Wiede 2, Darj 2, Prantner 1, Langhoff 1, Strlek, Beneke, West Av Teigum, Marsenić, Herburger.
Karne: 5/5
Kary: 2 min.
Niestety to jest dramat. Przygotowanie to też dramat.