Pojedynek z ostatnią w tabeli Ligi Centralnej MKS Olimpią MEDEX Piekary Śląskie nie należał do łatwych. Wicelider rozgrywek musiał się napocić, by odnieść zwycięstwo przed własną publicznością. Rajbud Stal Gorzów kończyła mecz z dwiema czerwonymi kartkami na koncie, które otrzymali Kamil Napierkowski i Konrad Koss.
- Jak to mawiał klasyk: "spokojnie jedną", ale nerwów było co niemiara. Zaważyła na tym nasza kiepska dyspozycja w ataku. 24 bramki stracone to nie jest wstyd, a wydaje mi się, że nawet bardzo dobry wynik. Natomiast za statycznie w ataku, dużo nieskutecznych rzutów. Wiemy, nad czym musimy pracować - ocenił Mateusz Stupiński.
ZOBACZ WIDEO: Nawet z lodówką. Nie uwierzysz, co zrobił polski zawodnik
Gorzowianie prowadzili kilkoma bramkami, ale w końcówce pierwszej połowy pozwolili przejąć rywalom inicjatywę i do przerwy było 12:13. Podobny scenariusz szykował się na koniec spotkania, ale ostatecznie podopieczni Marka Książkiewicza nie wypuścili wygranej z rąk.
- Zdarzają nam się takie przestoje. Musimy poświęcić trochę czasu, bo zmieniamy troszeczkę konfigurację grania. "Nosek" (Jakub Nowakowski - dop. red) przechodzi ze skrzydła na połówkę. Też potrzeba chwili czasu, żeby on zgrał się z resztą drużyny, bo od początku sezonu występował tylko i wyłącznie na skrzydle, a teraz szukamy tej rotacji dla Kamila (Napierkowskiego - dop. red.), bo został nam jako jedyny praworozgrywający. Szukamy alternatywy. Jeszcze potrzebujemy trochę czasu na doszlifowanie pewnych rzeczy pod wodzą nowych osób, które prowadzą zespół - tłumaczył kapitan zespołu.
Nowy szkoleniowiec objął stery raptem dwa dni przed starciem z ekipą z Piekar Śląskich. O wielkich zmianach w grze nie było więc mowy, ale nie będzie ich też raczej w kolejnych tygodniach. - Na spokojnie. W tym momencie sezonu nie możemy przez dwa dni robić jakiejś rewolucji. Trenerzy bardzo spokojnie do tego podchodzą i wyważone są tutaj rozmowy z nami. Patrzą, jakie mieliśmy zagrywki. Michał (Nieradko - dop. red.) nas zna, ale trener Marek musi poznać nas i nasze zagrywki oraz zobaczyć, co by można było poprawić. To kwestia czasu, aż się dotrzemy - kontynuował 36-latek.
Zmiany w sztabie podyktowane były decyzją Oskara Serpiny z 15 lutego. Były zawodnik i trener na kilka godzin przed meczem z UKS Anilaną Łódź opublikował na Facebooku oświadczenie o swojej rezygnacji (więcej TUTAJ).
- Nas też ta decyzja zaskoczyła. Nie spodziewaliśmy się jej. Została nam przedstawiona wersja, jaka została przedstawiona. Mamy połowę sezonu, musimy to zaakceptować i pracować dalej, bo musimy dograć rozgrywki do końca. Tak to bywa w sporcie, że trenerzy się zmieniają. Nie jest to zależne od nas, ponieważ to nie było ze względu na to, że osiągamy słabe wyniki. Na pewno Oskar zostawił tutaj kupę zdrowia i swojego życia, bo jako zawodnik i trener spędził w tym klubie dziewięć lat, więc pewna historia się zakończyła - powiedział doświadczony zawodnik.
Najbardziej w całej sytuacji dziwił moment ogłoszenia tej decyzji. Jednak jakie były jej powody? - To nie do mnie pytanie. Ja jestem zawodnikiem, jestem od grania. Trener chciałby, żeby takie rzeczy zostały w szatni. Zawsze, jeśli coś wydarzało, rozmawialiśmy sobie szczerze w szatni. Chciałbym uszanować to, o co Oskar prosił - zakończył Mateusz Stupiński.
Wkrótce postaramy się opublikować stanowisko Oskara Serpiny.