W pierwszym niedzielnym meczu Orlen Superligi mężczyzn niemający za sobą najlepszych ostatnich miesięcy Górnik podejmował we własnej hali Energa MKS Kalisz. Zabrzanie przed tym spotkaniem znajdowali się dopiero na 10. pozycji w tabeli. Gra jak i wyniki pozostawiały wiele do życzenia. Ostatnie pięć spotkań to jedynie jedno zwycięstwo nad czerwoną latarnią ligi. Nie wyglądało to dobrze w kontekście walki o play-offy, które powinny być celem minimum dla podopiecznych Arkadiusza Miszki.
Za to zwycięstwem nad Górnikiem odjechać rywalom walczącym o wejście do najlepszej ósemki mógł MKS. Ewentualny triumf w Zabrzu oznaczałoby 6 punktów przewagi nad dziewiątą drużyną. Waga spotkania była zatem duża i nikt nie mógł sobie pozwolić na potknięcie.
Lepiej w mecz weszli goście, którzy szybko wypracowali sobie trzybramkową zaliczkę. Z biegiem czasu do głosu zaczęli dochodzić coraz mocniej gospodarze, którzy zaczęli podgryzać kaliszan. Nawet dobra postawa na skrzydle Dawida Molskiego nie pomogła. Piorunująca końcówka pierwszej połowy w wykonaniu Górnika sprawiła, że do szatni schodzili z wynikiem 17:13.
ZOBACZ WIDEO: Artur Siódmiak został legendą. Niebywałe, co stało się na drugi dzień
W ostatnich minutach wydarzyła się jeszcze jedna ważna rzecz dla losów spotkania, a może nawet kluczowa. Czerwoną kartkę obejrzał lider kaliskiej defensywy Mateusz Kus. To był mały gwóźdź do trumny dla gości, którzy tuż przed przerwą stracili bardzo ważną postać i musieli odrabiać straty.
Już pierwsze minuty drugiej części gry pokazały, że gra bez Kusa będzie bardzo ciężka. Trafienia Dmytro Artemenki i Lukasa Morkovskiego sprawiły, że Górnik wyszedł na pięciobramkowe prowadzenie. MKS nie poddał się jednak i podjął wyzwanie. Doszedł nawet rywali na jedno trafienie, ale gospodarze na więcej niż nie pozwolili.
Mimo że w 47. minucie z boiska wyleciał Artemenko, to spokojnie dowieźli dobry wynik do końca. Kaliszanie mieli zwłaszcza duży problem z zatrzymaniem Morkovskiego, który zakończył mecz z 10 bramkami. Dobrą robotę między słupkami wykonał w końcówce również Piotr Wyszomirski.
Ostatecznie Górnik zwyciężył 33:29 i może dopisać sobie do tabeli dwa bardzo ważne punkty, które sprawiają, że już na tylko jeden punkt zbliżył się do fazy play-off. Kolejne spotkania będą dla zabrzan równie ważne, bo jest duża szansa na kolejne "oczka". Już za tydzień czeka ich wyjazd do wciąż będącego w dużym dołku WKS Śląska Wrocław. Za to MKS musi bardzo mocno oglądać się za siebie i czekać na pierwszą wygraną w tym roku.
Górnik Zabrze - Energa MKS Kalisz 33:29 (17:13)
Górnik: Ligarzewski, Wyszomirski – Szyszko 4, Racotea 4, Morkovsky 10, Krępa, Artemenko 2, Krawczyk 1, Ivanović 6, Bogacz, Działakiewicz 2, Minotskyi 2, Komarzewski, Wąsowski 2.
MKS: Szczecina, Hrdlicka – Starcevic 5, Moryń 1, Kowalczyk 5, Kus, Kucharzyk 1, Wróbel 2, Dontsov 3, Molski 4, Bekisz 1, Ribeiro 5, Fedeńczak 2.