Styczniowe mistrzostwa świata reprezentacja Polski zainaugurowała meczem z Francją. Co prawda rywale byli zdecydowanymi faworytami, ale Biało-Czerwoni dotrzymywali im kroku. Ostatecznie jednak minimalnie lepsi okazali się Trójkolorowi (26:24).
Było to pierwsze spotkanie z tą kadrą w 2023 roku, ale nie ostatnie. W końcu to właśnie Trójkolorowi trafili do naszej grupy eliminacyjnej na mistrzostwa Europy 2024. Oprócz tych ekip są jeszcze Włochy i Łotwa, ale te zespoły możemy traktować jako "dostarczycieli punktów".
W końcu po dwóch kolejkach to Francja i Polska miały na koncie cztery punkty. W środę drużyny te spotkały się ze sobą w Ergo Arenie i każdy inny wynik niż wygrana Trójkolorowych byłby sensacją.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Anita Włodarczyk i piłka nożna? No, no - zdziwicie się!
Biało-Czerwoni nerwowo weszli w mecz. Po bramkach z kontry Dika Mema i Dylana Nahiego faworyci prowadzili 4:1. W momencie, gdy na ławkę kar odesłany został Luka Karabatić, jego koledzy... powiększyli przewagę. Po trafieniu Timotheya N'guessana Francja miała już sześć "oczek" więcej (11:5).
Rozpędzeni Trójkolorowi nie mieli praktycznie żadnych problemów w ataku. To, jak radzili sobie z Biało-Czerwonymi mówi trafienie Melvyna Richardsona, który wykończył wrzutkę na środku od kolegi (17:9). W samej końcówce Francuzi jeszcze podkręcili tempo i rzucili nam trzy bramki z rzędu. Efekt? Prowadzenie 22:11 po pierwszej części tego spotkania.
W naszej grze nie było praktycznie niczego. Biało-Czerwoni byli tłem dla rywala, który w ataku był nie do zatrzymania. A gdyby tego było mało, w naszym zespole zawodziła skuteczność w ofensywie. To spowodowało, że rywale nas rozgromili, co pokazują statystyki.
Rozkręciliśmy się dopiero w drugiej połowie. W momencie, gdy Francja prowadziła 28:21 ich szkoleniowiec poprosił o przerwę. Po niej udaną interwencję zanotował rozgrywający bardzo dobre zawody Marcel Jastrzębski, a w ataku nie pomylił się Arkadiusz Ossowski.
Przyszedł jednak gorszy okres, podczas którego stanęliśmy w ataku. Doskonale wykorzystali to przeciwnicy, którzy wrócili do przewagi, z którą schodzili na przerwę. Zagwarantował im to Karabatić.
Ostatecznie Francuzi zwyciężyli różnicą aż dziesięciu bramek (38:28). Biało-Czerwoni mieli jeden dobry moment, pozostałą część tego meczu byli tylko tłem dla grających jak z nut rywali.
Już w sobotę oba zespoły zmierzą się ze sobą ponownie, tym razem we Francji. Tym samym po raz kolejny Biało-Czerwonych czeka ciężki bój. Jednak nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Polska potrzebuje wygrać jeszcze jedno spotkanie, aby zapewnić sobie awans na ME 2024. A drugie mecze z Włochami i Łotyszami ponownie powinny zakończyć się zwycięstwami naszych szczypiornistów.
Polska - Francja 28:38 (11:22)
Polska: Kornecki, Jastrzębski - Widomski 5, Walczak 4, Moryto 4, Sićko 3, Jędraszczyk 2, Ossowski 2, Czuwara 2, Działakiewicz 2, Bis 1, Syprzak 1, Gębala 1, Czapliński 1, Komarzewski, Przytuła;
Francja: Gerard, Desbonnet - Nahi 10, Mem 6, Remili 4, Richardson 4, Prandi 3, N'Guessan 2, Fabregas 2, Porte 2, Tournat 1, Mahe 1, Karabatić 1, Briet 1, Minne.
Przeczytaj także:
Debiut kolejnego nowicjusza z Gdańska. Siódemka 18. kolejki PGNiG Superligi