Długo czekały na pierwszą zdobycz w PGNiG Superlidze Kobiet zawodniczki z Gniezna, ale jak już ruszyły, to z pełną mocą. Przełomowy był bez wątpienia koniec listopada, kiedy to Pszczółki sensacyjnie zwyciężyły po rzutach karnych z utytułowanym MKS FunFloor Lublin.
Niespodzianka pozwoliła beniaminkowi uwierzyć we własne możliwości i zacząć regularnie punktować, a nawet zaliczyć serię czterech wygranych meczów z rzędu. Ta została jednak przerwana we wtorek w Kobierzycach (20:34).
- Na początku pierwszej połowy bardzo dobrze wypadła w bramce nasza golkiperka i ona w głównej mierze trzymała wynik. My w ataku sobie w miarę radziliśmy, niestety w pewnym momencie zaczęliśmy popełniać błędy. W pierwszej części spotkania popełniliśmy ich aż szesnaście, a zawodniczki z Kobierzyc bezlitośnie to wykorzystywały. Wyprowadzały z tego szybkie ataki i nam po prostu odjechały - wylicza Robert Popek.
- Troszkę nam się przyda taki kubeł zimnej wody, my najważniejsze mecze mamy jeszcze przed sobą i szykujemy się na Młyny Stoisław Koszalin. O tym meczu musimy szybciutko zapomnieć i szukać punktów dalej - uspokaja trener MKS PR URBIS Gniezno.
ZOBACZ WIDEO: Był w szoku. Trener Realu spełnił abstrakcyjną prośbę kibica
W ostatnim czasie pojawiły się nawet głosy, że gnieźnianki z taką grą jaką prezentowały chociażby w styczniowych starciach z Piotrcovią Piotrków Trybunalski czy Galiczanką Lwów mogą się włączyć nawet do walki o najlepszą szóstkę rozgrywek. - My cały czas musimy stąpać twardo po ziemi, bo naszym niezmiennym celem jest utrzymanie się w PGNiG Superlidze Kobiet - mówi Robert Popek.
- Jak uda się gdzieś zahaczyć o szóstkę, to bardzo dobrze, ale my musimy się skupiać na każdym kolejnym meczu i w każdym szukać punktów. Niestety w Kobierzycach się nie udało, musimy się odbudować do soboty i walczyć dalej - kończy szkoleniowiec.
Czytaj także:
W Kielcach jeszcze walczą. Klub wydał komunikat
Nowe rozdanie u Egipcjan. Dujszebajew w gronie kandydatów