Po tym, jak Węgry pokonały Republikę Zielonego Przylądka (42:30) pewne było, że żadnej z tych reprezentacji nie ujrzymy w ćwierćfinale. Co prawda Islandia mogła zrównać się z nimi punktami, ale przegrała bezpośrednie starcie i to uniemożliwiło jej wyprzedzenie tych rywali.
Bardzo dobrze spotkanie to rozpoczęli Brazylijczycy, którzy po celnym rzucie Raula Nantesa Camposa prowadzili 4:1. Rywale złapali kontakt za sprawą Janusa Dadiego Smarasona, ale tylko na chwilę. Tym razem to Rogerio Moraes Ferreira wyprowadził Brazylię na trzybramkową przewagę, którą powiększył Gustavo Rodrigues (10:6).
Od tego momentu, przez piętnaście kolejnych minut oglądaliśmy rywalizację bramka za bramką. System ten utrzymał się do samego końca premierowej odsłony, którą Brazylia wygrała 22:18.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Ronaldo pękał ze śmiechu. Wszystko przez tego chłopczyka
Hugo Bryan Monta da Silva zanotował pierwsze trafienie w drugiej połowie, co było drugim z rzędu dla jego zespołu, bo to oni zakończyli pierwszą odsłonę tej rywalizacji z trafieniem. Tym samym Canarinhos mieli pięć "oczek" więcej, a do takiej sytuacji w tym meczu wcześniej nie doszło.
Jednak przez cztery kolejne minuty bramki zdobywali tylko Islandczycy, co przełożyło się na wynik 22:23. Ci jednak nie poszli za ciosem i nie doprowadzili do remisu, z czego skorzystali rywale ponownie odskakując. Za sprawą Thiagusa Petrusa dos Santosa zrobiło się 27:23 dla Brazylii.
Rywale jednak nie odpuszczali, cały czas gonili wynik i w końcu udało im się doprowadzić do remisu za sprawą Bjorna Sigvaldiego Gudjonssona (32:32). Przestój przeciwników w ataku doprowadził do wyjścia na prowadzenie Islandii (37:34). Spory udział miał w tym Kristjan Orn Kristjansson, zdobywca dwóch bramek w tym fragmencie gry. Brazylia nie zdołała odwrócić już losów tego pojedynku i ostatecznie przegrała 37:41. Dwa ostatnie trafienia zanotował Bjarki Mar Elisson.