Bezprym - uparty, nieustępliwy, pewny siebie, niechętny do odwrotu. Syn Boleslawa Chrobrego, od którego imienia pochodzi nazwa miasta Veszprem. W sobotę razem będzie ono na ustach kilkuset węgierskich kibiców, którzy przyjechali do Kolonii, by wspierać swój zespół w Final Four Ligi Mistrzów.
Veszprem - szesnaste miasto na Węgrzech pod względem liczby ludności. Populacja? Niespełna 64-tysiące osób. Mniejsza niż w Suwałkach, Stargardzie, Gnieźnie, Ostrowcu Świętokrzyskim i Głogowie. Nieco większa niż w Pabianicach, Lesznie, Zamościu czy Pruszkowie. Ponad trzykrotnie mniejsza niż w Kielcach.
A jednak to najważniejsze miasto dla męskiej piłki ręcznej w kraju. Miasto, w którym w weekend wszyscy będą marzyli o jednym - zwycięstwie w Lidze Mistrzów.
Miasto kobiet
Veszprem ma bogatą historią. Według legend osadę założono na wzór Rzymu - na siedmiu wzgórzach. To tutaj znajdował się pierwszy uniwersytet w kraju, to tu nad miastem góruje średniowieczny zamek - pierwszy na Węgrzech zbudowany z kamienia. To właśnie to miasteczko szczególnie mocno polubiła błogosławiona Gizela Bawarska - księżniczka bawarska, królowa Węgier i żona Stefana I Świętego. Do tej pory w przewodnikach można zresztą znaleźć określenie "miasto królowych". To wszystko dlatego, że przez stulecia węgierskie królowe były koronowane przez biskupa Veszprem.
W Europie nazwa miasta zdecydowanie bardziej niż z historią, kojarzy się jednak ze sportem i piłką ręczną. To tutaj w końcu swoją siedzibę ma najbardziej utytułowany klub w kraju - zespół, który wywalczył dotychczas rekordowe dwadzieścia sześć mistrzostw i dwadzieścia dziewięć pucharów Węgier.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: takie sceny możemy zobaczyć bardzo rzadko. Co tam się działo!
Klątwa finałowej czwórki
Nie ma w Europie zespołu, który bardziej marzy o zwycięstwie w Lidze Mistrzów. Ambicje w klubie są ogromne, od lat ściągane są przecież największe znakomitości piłki ręcznej. Pieniądze nie stanowią problemu - drużyna wspierana jest przez państwo. Warunki są cieplarniane, cel jasno ustawiony. Wszystko jednak na nic – w gwiazdozbiorze pojawiają się tarcia, w kluczowych momentach brakuje pazura. Motywacja nie jest problemem, ale czasem to ona powoduje największą presję. Charaktery wielkich indywidualistów czasami ze sobą nie grają, na boisku panuje chaos. W fazie grupowej Telekom Veszprem potrafi rozprawiać największe tuzy po kątach, a z Kolonii zawsze wraca na tarczy.
Węgrzy o pierwsze zwycięstwo w Lidze Mistrzów grali już przecież 20 lat temu. Pragnienie osiągnięcia sukcesu na arenie międzynarodowej już wtedy były ogromne. A jednak nie udało się pokonać Montpellier HB. Od tego czasu Madziarzy występowali w finale jeszcze trzy razy - za każdym bez powodzenia.
Najbliżej sukcesu byli w 2016 roku - na kwadrans przed końcem prowadzili z zespołem z Kielc już dziewięcioma trafieniami, a kibice na trybunach świętowali zwycięstwo.
Porażka, które nie miała prawa się zdarzyć
O tamtym finale napisano już wszystko. Węgrzy dominowali od początku i pewnym krokiem zmierzali do zwycięstwa. Dzień wcześniej na sześćdziesiąt sekund przed końcem starcia z THW Kiel przegrywali dwoma trafieniami. Jedną nogą byli poza finałem, a jednak Gasper Marguc przedłużył ich nadzieje. W dogrywce okazali się lepsi od Niemców.
Wszystko układało się po ich myśli, gwiazdy sprzyjały. W niedzielę pędzili w stronę triumfu.
I jakby w jednej sekundzie, w mgnieniu oka, nagle coś się zmieniło. Bezradni dotąd kielczanie rzucili się w pościg i dokonali rzeczy nieprawdopodobnej - odrobili straty i doprowadzili do remisu. Dogrywka tym razem nie przyniosła rozstrzygnięcia. O wszystkim miały zdecydować karne. Gdy Julen Aguinagalde wykorzystał decydujący rzut, do Węgrów wreszcie dotarło, co się stało. Była rozpacz, łzy i sporo pretensji do samych siebie.
Szczypiorniści z Veszprem odwracali wzrok od cieszących się kielczan, a węgierskie media pisały: "Niezrozumiały upadek", "dramatyczna zapaść", "katastrofa". Mieli sięgnąć gwiazd, a zamiast tego z hukiem zostali sprowadzeni na ziemię.
Deja vu
Rok 2015. Cztery najlepsze klubowe zespoły w Europie to FC Barcelona, TWH Kiel, Vive Tauron Kielce i MVM Veszprem. Rok 2022. Deja vu – w Lanxess Arenie znów wystąpią ekipy z tych miast. Co się od tamtego czasu zmieniło? Wszystkie, poza drużyną z Węgier mają już na swoim koncie triumf w Kolonii.
Madziarzy próbowali cztery razy, ale za każdym czegoś brakowało - po przegranym finale z żółto-biało-niebieskimi mieli jeszcze jedną szansę na trofeum. W 2019 roku przegrali w finale z Vardarem Skopje. Rok później zakończyli rozgrywki na czwartej pozycji, a w poprzednim sezonie nie awansowali do najlepszej czwórki.
W pogoni za perfekcją
Lekiem na całe zło miały być zmiany na ławce trenerskiej - Xavier Sabate nie poprowadził zespołu do tytułu. Zbawiciela upatrywano w Ljubomirze Vranjesu - jego przejście do Veszprem było okrzyknięte jednym z największych transferów wśród szkoleniowców. Szwed świata jednak nie zwojował - nie udało mu się powtórzyć sukcesu osiągniętego z Flensburgiem Handewitt. Eksperyment nie wypalił.
Drużynę z impasu pozostawionego przez Vranjesa miał wyprowadzić David Davis. Jego wyniki były znacznie lepsze niż te osiągnięte przed Szweda, ale kropki nad "i" nie postawił. Marzenia wciąż zostały niespełnione.
W tym sezonie do boju Telekom prowadzi Momir Ilić. Legenda piłki ręcznej, która doskonale zna smak triumfu w Lidze Mistrzów. Po tytuł Serb sięgał dwukrotnie w barwach THW Kiel. Reprezentację swojego kraju poprowadził do srebrnego medalu mistrzostw Europy. Ostatnie sześć lat kariery spędził jednak na Węgrzech. I tam zakotwiczył. Zanim objął funkcję szkoleniowca pracował w klubie.
Problemem nastawienie
Sezon 2020/2021 był dla Telekomu wielkim rozczarowaniem. Zespół nie awansował do Final Four, stracił mistrzostwo Węgier. Przelała się czara goryczy, a zmiany znów postanowiono zaczynać od ławki. W oficjalnym oświadczeniu, w którym poinformowano, że z klubem żegna się Davis napisano, że problemem nie były indywidualne umiejętności zawodników, ale brak spójności w zespole. Za absolutny warunek postawiono poprawę nastawienia i przygotowania graczy.
Założono trzyletni plan naprawczy. Najważniejsze cele na pierwszy sezon? Zbudowanie jedności zespołu, rozpoczęcie zmiany pokoleniowej, osiągnięcie jak najlepszego wyniku w Lidze Mistrzów i odzyskanie mistrzostwa kraju.
Ostanie zalecenie się nie powiodło - tytuł zdobył MOL-Pick Szeged. O trzech pozostałych przekonamy się w weekend.
Czytaj też:
Łomża Vive gotowa na triumf w Final Four. "Wiemy, co nas czeka"