W tym artykule dowiesz się o:
Piłkarze Legii pobici
2 października Polską wstrząsnęły wydarzenia z parkingu klubowego Legii Warszawa. To tam piłkarze mistrza kraju spotkali się z kibolami po przegranym meczu z Lechem Poznań (0:3), a następnie zostali pobici.
- Na zawodników czekała, nieniepokojona przez nikogo, grupa kilkudziesięciu chuliganów. Autokar najprawdopodobniej wjechał na teren klubu przez bramę numer 4. Musiał przejechać przez stanowisko ochrony, które znajduje się po lewej stronie. Legioniści byli bici, gdy jeden po drugim wychodzili z autokaru. Mieli też usłyszeć, że po kolejnej porażce sytuacja się powtórzy - relacjonowaliśmy w WP SportoweFakty.
Niestety, takie skandaliczne sytuacje wiele razy zdarzały się w polskim futbolu. Na kolejnych stronach przytaczamy podobne historie.
"Staruch" zaatakował Rzeźniczaka
Jeden z najgłośniejszych przypadków także wydarzył się w Legii. To było 2 kwietnia 2011 roku po przegranym spotkaniu z Ruchem Chorzów (2:3). Na Jakuba Rzeźniczaka zasadził się "Staruch", a więc ówczesny nieformalny przywódca "Żylety".
Najpierw obrońca stołecznego klubu został obrzucony obelgami, a potem kibol go spoliczkował. Kilka dni później obaj się spotkali, wyjaśnili zdarzenie i się pogodzili. W 2014 roku sąd skazał "Starucha" na sześć miesięcy prac społecznych.
ZOBACZ WIDEO Domowa wygrana Realu Madryt z Espanyolem. Zobacz skrót meczu [ZDJĘCIA ELEVEN]
Wizyta na treningu w Zabrzu
W 2009 roku groźnie zrobiło się na treningu Górnika Zabrze. Klub z Górnego Śląska walczył o utrzymanie w Ekstraklasie, a kibice byli wściekli z powodu postawy piłkarzy. Na zajęcia przyszło ich około stu.
Zabrzańscy gracze zostali zmuszeni do założenia koszulek z hasłem "Nie wystarczy tylko biegać lub trochę się starać, z naszym herbem na sercu trzeba zapier****ć".
W dodatku szalikowcy przeprowadzili z nimi "męską rozmowę", która miała ich zmotywować do lepszej gry. Co ciekawe, wszystkiemu z boku przyglądali się ówczesny trener Henryk Kasperczak i prezes Jędrzej Jędrych. Górnik ostatecznie spadł z ligi.
Podobnie było we Wrocławiu
Ponad rok temu nerwowo było w Śląsku Wrocław, który spisywał się poniżej oczekiwań. Czarę goryczy przelała derbowa porażka z Zagłębiem Lubin. Po ostatnim gwizdku sędziego wrocławianie podeszli pod trybunę, a tam jeden z kibiców nakazał im ściągnąć koszulki.
- To nie tak, że kibice ściągali nam koszulki na siłę. Chcieli ich od nas, bo przegraliśmy derby. Wiadomo, jak ważny dla nich był ten mecz. Pokazali nam w ten sposób, że nie jesteśmy godni, by nosić te barwy. Oczekiwali zwycięstwa, a my nie potrafiliśmy im tego dać. Nawet ich rozumiem - tłumaczył wtedy Jacek Kiełb, który grał w Śląsku.
Legioniści oddali koszulki
Kolejny przykład na to, że fani Legii nie tolerują słabej gry. Tym razem było to w 2011 roku. Warszawska drużyna przegrała na wyjeździe z GKS-em Bełchatów. Po spotkaniu kibice byli wściekli i rzucili wiele mocnych słów w stronę graczy, którzy szli im podziękować za doping.
Ostatecznie większość z nich poszła do szatni, a pod sektorem zameldowało się czterech zawodników - Miroslav Radović, Ivica Vrdoljak, Michał Kucharczyk oraz Inaki Astiz.
Po dłuższym czasie dołączyli do nich pozostali koledzy. Nasłuchali się wyzwisk, krytycznych słów, a po wszystkim przeprosili fanów za słabą postawę i oddali im swoje koszulki.
Konflikt w Bydgoszczy
W Zawiszy Bydgoszcz długo trwał konflikt pomiędzy kibicami a właścicielem Radosławem Osuchem. Często odbijało się to na zawodnikach. Tak było, gdy część z nich podpisała się pod listem, w którym stanęli w obronie właściciela.
Kibole odwiedzili piłkarzy w szatni, aby dowiedzieć się, czy nie zostali zmuszeni do podpisania pisma. Na miejsce wezwano policję, ale na szczęście nie doszło do rękoczynów i skończyło się jedynie na dyskusji.
Wściekły tłum pod szatnią
Pod koniec lipca głośno było o wydarzeniach w Katowicach. Miejscowy GKS, który miał bić się o awans do Ekstraklasy, przegrał na inaugurację z Pogonią Siedlce (1:2). Kibole byli wściekli i ruszyli pod budynek, aby wtargnąć do szatni. To im się nie udało, bo ochrona przegoniła ich przy użyciu gazu łzawiącego.
Chuligani wybili szybę w szatni, a także uszkodzili samochód jednego z graczy. Niewiele jednak brakowało, a doszłoby do linczu.
- Moi piłkarze są zszokowani zaistniałą sytuacją. Można im bowiem zarzucić braki w umiejętnościach, ale nie to, że nie chcieli wygrać. Gwarantuję, że naprawdę przeżywają tę porażkę - mówił trener Piotr Mandrysz.
Jeż pobity, Gliwie rozbili auto
W 2013 roku do skandalu doszło w Lubinie. "Miedziowi" słabo grali w Ekstraklasie, a kibole szybko sobie opatrzyli kilku zawodników, którzy byli głównymi winowajcami takiego stanu rzeczy. Pierwszym był Robert Jeż, który został pobity przed własnym domem przez trzech mężczyzn.
Drugą ofiarą był Michał Gliwa. W jego przypadku obrzucano samochód cegłami. Chuligani chcieli też dopaść Denissa Rakelsa, który wówczas trenował z rezerwami. Kibole przyszli na trening, ale koledzy Łotysza odwrócili ich uwagę i napastnik zdołał uciec.
Zemsta za ustawiony mecz
Na koniec historia z 1998 roku i znowu na tapecie jest Legia Warszawa. Mnóstwo niezdrowych emocji wzbudził pojedynek z Lechem. Piłkarze z Warszawy chcieli sprzedać "Kolejorzowi" spotkanie, bo o nic już nie walczyli. Do tego jednak nie doszło, bo poznaniacy nie mieli przy sobie wystarczającej gotówki.
Kibice tego nie wiedzieli i zarzucali swoim graczom sprzedanie się, bo przegrali 0:3. To miało poważne konsekwencje. Do klubowego budynku Legii wtargnęli kibole. Najbardziej ucierpiał Tomasz Sokołowski, który został uderzony przez jednego z chuliganów.
To oczywiście nie wszystkie przykłady. Niestety, lata mijają, a pewne patologiczne zachowania nadal są obecne w polskiej piłce.