Rzeszowianie oddali w całym meczu sześć celnych strzałów. Cztery z nich znalazły się w widzewskiej bramce. Po raz pierwszy Henrich Ravas skapitulował już w trzeciej minucie po strzale Dawida Kubowicza. Przed przerwą gola dołożył Bartłomiej Wasiluk, a po zmianie stron Rafał Mikulec i Paweł Wojciechowski (więcej o meczu TUTAJ). Piłkarze z Podkarpacia powtórzyli wynik z meczu sprzed tygodnia z Arką Gdynia.
- W pierwszej kolejności chciałbym pogratulować drużynie i sztabowi szkoleniowemu za to spotkanie, bo naprawdę im te gratulacje się należą za dobry mecz. Sztab przygotował się bardzo dobrze do tego spotkania, co przełożyło się na wynik końcowy. Ostatnie mecze też mieliśmy niezłe, bo ograliśmy Arkę, strzelając cztery bramki. Tu też przyjechaliśmy z zamiarem zdobycia trzech punktów. Mecz był bardzo ważny dla nas. Także dla mnie, bo jestem z tego miasta - powiedział na pomeczowej konferencji prasowej Dawid Kroczek, szkoleniowiec Apklan Resovii.
- Byliśmy zespołem zdecydowanie lepiej zorganizowanym. Szybko zdobyliśmy bramkę, dołożyliśmy drugą. Zagraliśmy bardzo zdyscyplinowani, jeśli chodzi o nasze działania w obronie. Taki też był zamysł. Wiedzieliśmy, że Widzew będzie większą liczbę zawodników angażował się w akcje ofensywne. Cieszę się, że nas zespół pokazuje, jaki ma potencjał - dodał.
ZOBACZ WIDEO: Wideo niesie się po sieci. Gracz Barcelony zachował się jak Ronaldo
Dla walczącego o awans bezpośredni do PKO Ekstraklasy Widzewa Łódź taka porażka to zimny prysznic po wygranych derbach miasta z ŁKS-em kilka dni wcześniej. Trener Janusz Niedźwiedź stwierdził, że tego wieczora na Stadion Miejskim przy al. Piłsudskiego w Łodzi spisali się tylko kibice czerwono-biało-czerwonych.
- Dla nas wynik jest tragiczny i nie ma co tego ukrywać. Dziękuję kibicom za to, co robili przez całe spotkanie. Pokazaliście dzisiaj klasę. My nie daliśmy rady. Nie szukamy żadnych usprawiedliwień, ale trzeba pamiętać, że to nie koniec. Widzew się nigdy nie poddaje i tak samo będzie teraz, nawet po tej porażce. Ta drużyna ma charakter i duszę. Wiele razy to pokazaliśmy i tak będzie w następnych dwóch meczach. Głęboko w to wierzę, że drużyna sięgnie po to, na co zasługuje i pracuje ciężko od prawie roku - zaznaczył.
W statystyce strzałów po tym spotkaniu było 21:10 dla Widzewa. Łodzianie mieli też przewagę w posiadaniu piłki. Tyle, że w ogóle nie przełożyło się to na wynik.
- Pierwsza bramka niczego nie ustawiła. To była dopiero trzecia minuta. Gorzej by było, gdyby to była dziewięćdziesiąta trzecia. Drugi gol to dużo szczęścia. Te dwa trafienia pomogły Resovii, a trzecia już zabiła ten mecz. Rywale dzięki temu zyskali pewność siebie - uważa Niedźwiedź.
W rundzie jesiennej piłkarze ze wschodniej części Łodzi byli niepokonani u siebie. Porażka z Apklan Resovią była czwartą domową poniesioną tej wiosny.
- Nie przywiązywałbym do tego wagi. Jesienią nie punktowaliśmy za wiele na wyjeździe, ale bardzo dobrze nam szło u siebie. Teraz to się odwróciło. Może i dobrze, bo jedziemy na Miedź do Legnicy i może to będzie nasz atut? Ja nie przywiązuje wagi do tego, ile punktów zdobywa się u siebie, a ile na wyjeździe. Boisko jest takie samo dla każdego. Czasem zdarza się splot nieszczęśliwych zdarzeń. Dla nas najważniejsze jest, by punktować i osiągnąć maksymalny wynik - skomentował trener Widzewa.
Ta porażka może oznaczać, że czerwono-biało-czerwoni stracą pozycję wicelidera Fortuna I Ligi na dwie kolejki przed końcem sezonu. Stanie się tak, jeśli w niedzielę Arka Gdynia pokona u siebie pewną awansu Miedź Legnica. Z liderem rozgrywek widzewiacy zmierzą się w niedzielę 15 maja o 12:40 na jego terenie.
Czytaj także: GKS Katowice postrzelał imiennikowi