Cokolwiek by nie mówić o Unaiu Emery'm, to bez wątpienia należy on do najbardziej utytułowanych szkoleniowców ostatniej dekady. Jednocześnie na dziś żaden z wielkich klubów nie zabija się o jego usługi. Do tej pory, gdy wchodził na salony, okazywało się, że nie do końca się na nich odnajduje.
To jednak, co nie udawało mu się z wielkimi markami, teraz może zrobić z niepozorną drużyną Villarreal CF. Do celu pozostała ostatnia prosta.
Dwie twarze
Unai Emery ma dwie twarze. Jako szkoleniowiec klubów z drugiego szeregu, wydaje się nie mieć sobie równych. W latach 2014-2016 wraz z Sevillą całkowicie zdominował rozgrywki Ligi Europy wygrywając je trzy razy z rzędu. Sukces ten powtórzył także w zeszłym sezonie, prowadząc do triumfu Villarreal już w pierwszym roku swojej pracy w klubie.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: ach, ten Neymar. Tarzał się po podłodze!
Brzmi znakomicie. Nic tylko dać Hiszpanowi nieco większy budżet, mocniejszy klub i czekać na sukces w Lidze Mistrzów. Otóż nie.
Emery taką szansę dostał w PSG. Po świetnych latach spędzonych w Sevilli miał sprawić, że katarscy szejkowie wreszcie będą mogli się cieszyć z triumfu w Europie. W Paryżu wytrwał dwa lata. Dwukrotnie odpadając na etapie 1/8 finału Ligi Mistrzów, w tym raz w kompromitujących okolicznościach, dając Barcelonie odrobić w rewanżu czterobramkową stratę. Co więcej, zdążył przegrać też mistrzostwo Francji z Monaco. Po latach widać, że tamta zadra wciąż w nim siedzi.
- Byli trenerzy PSG są w ćwierćfinałach Ligi Mistrzów? Nie dziwi mnie to. To, że niektórzy nie osiągnęli tego z PSG może świadczyć, że problem tam jest inny - powiedział niedawno Emery wbijając w ten sposób szpilkę swojemu byłemu pracodawcy.
To jednak nie do końca tak, że Emery był w Paryżu bezradny. Gdy po swoim pierwszym, całkowicie nieudanym, sezonie zdiagnozował problem, władze klubu zrobiły wszystko, by go rozwiązać.
- Jeżeli chcemy konkurować z takimi klubami jak Bayern, Barcelona czy Real Madryt i wygrać Ligę Mistrzów, potrzebujemy kogoś z pierwszej piątki najlepszych piłkarzy świata - mówił otwarcie Emery. Gdy w tej kwestii poruszany był temat Mbappe, reagował z entuzjazmem. - To jeden z najlepszych graczy, co więcej jest Francuzem, a ja chciałbym więcej francuskich graczy we francuskiej drużynie - mówił.
Ostatecznie Emery dostał nie tylko Mbappe, ale też Neymara. Efekt? Porażki 1:3 i 1:2 w 1/8 finału Ligi Mistrzów z Realem Madryt.
Udowodnił klasę
Czas pokazał jednak, że by "móc rywalizować z klubami takimi jak Bayern", wcale nie trzeba najlepszych piłkarzy świata. No chyba, że ktoś do tego grona zaliczy Arnauta Danjumę bądź Gerarda Moreno.
Dziś, z dużo słabszym kadrowo zespołem Villarreal, Emery konsekwentnie odprawia europejskie potęgi. Najpierw w 1/8 finału Juventus, a następnie Bayern. Teraz na jego drodze teoretycznie jeszcze trudniejsza przeszkoda - Liverpool Juergena Kloppa. Już raz jednak przechytrzył Niemca w wielkim meczu. W 2016 roku, w finale Ligi Europy prowadzona przez niego Sevilla ograła Liverpool 3:1. I choć później Klopp już dość łatwo radził sobie z prowadzonym przez Emery'ego Arsenalem, to wciąż darzy Hiszpana sporym szacunkiem.
- To trener światowej klasy, wykonuje niesamowitą pracę z Villarreal. To menedżer z obsesją na punkcie szczegółów, który przygotowuje się na wszelkie sytuacje w trakcie meczu - powiedział Niemiec przed nadchodzącym spotkaniem.
Wrzód, który stał się memem
Ta obsesja na punkcie szczegółów to cecha rozpoznawcza Emery'ego. Od zawsze. Mówili o niej już w 2008 roku piłkarze Almerii, w której Hiszpan wypłynął na szersze wody.
- Emery to prawdziwy wrzód na d*pie. Piłkarze go nienawidzą. Treningi są długie i niewiarygodnie nudne. Rozmowy z drużyną trwają w nieskończoność. Każe godzinami oglądać filmy z niekończącymi się powtórkami rzutów rożnych i wolnych. Co tydzień mówi ci to samo, jakbyś był małym dzieckiem - skarżył się na łamach prasy chcący zachować anonimowość podopieczny szkoleniowca.
- Na końcu to jednak działa. Jest tak nieubłagany, że ostatecznie każdy gracz dokładnie wie, czego od niego oczekuje - dodawał po chwili zawodnik.
Wiele osób w tym momencie mogłoby dojść do wniosku, biorąc pod uwagę jego styl pracy oraz niepowodzenia w większych klubach, że to po prostu trener, który nie potrafi dojść do porozumienia z gwiazdami.
Potwierdzać to też mogą doniesienia z końca jego pracy w Arsenalu. Do klasyki piłkarskich memów przeszło już słynne "Good Ebening" Emery'ego. U schyłku jego przygody z Kanonierami to jednak on sam miał się stać memem w szatni zespołu.
Media informowały, że zawodnicy otwarcie kpili z jego akcentu i łamanego angielskiego, a także z niektórych decyzji jak choćby ta o zmianie kapitana. Zresztą słaby angielski był nie tylko powodem żartów. Bukayo Saka otwarcie przyznawał, że ma kłopoty, by porozumieć się ze szkoleniowcem. - Czasami nie rozumiem, kiedy trener próbuje ze mną porozmawiać, lepiej komunikuje mi się z asystentami - mówił zawodnik.
Sam Emery jednak zaprzecza, jakoby nie radził sobie z gwiazdami. - Bardzo dobrze pracowało mi się zarówno w PSG jak i Arsenalu, nie miałem tam żadnych problemów. Mbappe, Neymar, Thiago Silva czy Marquinhos mieli większe ego niż piłkarze Villarreal, ale praca z nimi sprawiała mi przyjemność. Tak samo było w Arsenalu z Aubameyangiem, Lacazette'em czy młodzieżą jak Saka czy Smith-Rowe. Podobała mi się ta praca, niezależnie od tego, czy wszystko układało się dobrze czy nie w kwestii wyników. Zawsze pracuję tak samo - komentował w rozmowie z "The Athletic".
Niespełnione marzenie
Ostatecznie jednak przygoda Emery'ego z Londynem trwała zaledwie nieco ponad rok. Po jej zakończeniu zdecydował się na kilkumiesięczny odpoczynek od piłki. Do pracy wrócił przed poprzednim sezonem obejmując właśnie Villarreal.
- Po Arsenalu znów chciałem jakiegoś ambitnego projektu - powiedział Emery. - Jestem bardzo wymagający od siebie i wymagałem równie dużo od Villarreal. Wygrana w Lidze Europy była przełamaniem pewnej bariery - dodawał.
Zdobywanie Pucharu Ligi Europy mogło się już jednak Emery'emu znudzić. Cokolwiek by zresztą o nim nie mówić, na brak trofeów nie może narzekać. W przeciągu ostatnich 9 lat zdobył ich w sumie 11.
Wciąż jednak brakuje mu tego jednego - za wygraną w Lidze Mistrzów.
- Kiedy zaczynałem w Segunda Division marzyłem o Primera Division. Osiągnąłem to. W Valencii marzyłem o grze w Lidze Mistrzów. W Sewilli o wygraniu Ligi Europy - osiągnąłem to. W Paryżu marzyłem natomiast o Lidze Mistrzów, ale jej nie wygraliśmy. Z Villarreal marzyłem o zdobyciu trofeum i to się udało. Wciąż jednak marzę o wygraniu Ligi Mistrzów - przyznawał Emery.
Do celu pozostały mu trzy mecze. I choć zadanie wydaje się piekielnie trudne, a sam fakt awansu do półfinału jest jego ogromnym sukcesem, to tegoroczna edycja Champions League pokazała już, że nie należy przedwcześnie skreślać jego zespołu. W teorii miał on być bowiem stosunkowo łatwą przeszkodą zarówno dla Juventusu jak i Bayernu...
Początek meczu Liverpool FC - Villarreal CF w środę, 27 kwietnia, o godzinie 21:00.
Bartłomiej Bukowski,
WP SportoweFakty
Czytaj także:
- Wyjechał z Polski, by bronić Ukrainy. "Dotarła tragiczna informacja"
- Max Verstappen lepszy niż Robert Lewandowski. Holender zapisał się w historii