Wszystko potoczyło się błyskawicznie. Jeszcze wczoraj właściciel Polonii, Józef Wojciechowski, zasiał ziarno niepokoju deklaracją, że czas Jarosława Laty w Polonii dobiegł końca. Wojciechowski miał rzekomo dostać informacje o wynikach śledztwa w sprawie ustawionego meczu RKS Radomsko - Zagłębie Lubin z czerwca 2004 roku, w którym to wystąpił jego piłkarz.
Dziś wiadomo, że rozmijał się z prawdą. - Prokuratura nie informowała Polonii o jakimkolwiek jej piłkarzu, który miałby postawione zarzuty! Nie dostarczyliśmy też żadnych dokumentów - postawił jasno sprawę Jerzy Kasiura z Prokuratury Apelacyjnej we Wrocławiu, gdy poprosiliśmy go o komentarz.
Kiedy zadzwoniliśmy do Piotra Ciszewskiego, wiceprezesa Polonii, z prośbą o wyjaśnienie sytuacji, ten... wybuchł salwą śmiechu. - Strasznie szybcy jesteście - wypalił. Zaraz jednak opuścił go dobry humor. - To prawda, Jarosław Lato był w Prokuraturze Apelacyjnej i przyznał się stawianych mu zarzutów. W rozmowie ze mną to potwierdził - dodał po chwili. - Dziś bądź jutro wyślemy pismo do PZPN-u z prośbą o rozwiązanie umowy z winy zawodnika. Nie będziemy ubiegać się o żadną finansową rekompensatę od zawodnika.
Udało nam się także skontaktować z głównym zainteresowanym. - Nie mogę teraz rozmawiać, ponieważ jadę samochodem. Proszę zadzwonić wieczorem - rzucił do słuchawki Lato, który raptem miesiąc temu podpisał z Polonią nowy kontrakt. Miał zarabiać około 50 tysięcy złotych miesięcznie i żyć jak król bez trosk, z wiecznym uśmiechem. Życie wybrało dla niego inaczej. Piłkarz, który bardzo źle rozpoczął sezon, być może właśnie go skończył.