Piłkarze Górnika Zabrze ostatecznie jednak dopięli swego. - Ten mecz był troszkę szalony. Wydawało mi się, że gramy dobrze, kombinacyjnie i stwarzamy sobie sytuacje bramkowe, ale to my schodziliśmy na przerwę, przegrywając 0:1. Mówiliśmy sobie o tym, że mając tyle sytuacji będziemy na pewno korzystali z nich w drugiej, bo też je stworzymy. Było ich dużo, ale nie musieliśmy wygrać - zauważył Jan Urban.
- Rzut karny w samej końcówce i bardzo dobra obrona naszego bramkarza zadecydowały. Zasłużyliśmy na to zwycięstwo patrząc na liczbę stworzonych sytuacji. Wygraliśmy na wyjeździe i jesteśmy niezmiernie usatysfakcjonowani, bo takie spotkanie jest zawsze niewiadomą - dodał trener Śląska.
Szkoleniowiec został też zapytany o agresję w grze jego zespołu. - Nie sądzę, by ten mecz był agresywny. Może było dużo kontaktu, ale czy były to bardzo ostre wejścia na czerwoną kartkę? Takich sytuacji nie było. Mecz był bardzo płynny, a że czasami trzeba o piłkę powalczyć, to takie sytuacje się zdarzają. My uczulaliśmy na stałe fragmenty gry Stali i mieliśmy z tym swoje problemy w obu meczach. Wychodzimy obronną ręką - ocenił.
ZOBACZ WIDEO: Skandal podczas przejazdu autokaru Realu Madryt. Te obrazki obiegły świat
Momentami trochę problemów miała mielecka defensywa. - Było przyzwoicie. Straciliśmy troszkę głupie bramki, do takich sytuacji nie powinno dojść. Pierwszy rzut karny był taki, że zawodnik nic nie mógł z tego zrobić. Można tu oceniać siłę wejścia obrońcy czy była na tyle mocna, by zawodnik się przewrócił - moim zdaniem nie. Nawet jak prowadziliśmy, za bardzo się odkrywaliśmy. Nadzialiśmy się na kontry, ale opłacało się - podkreślił Jan Urban.
Stal Mielec liczyła na lepszy start wiosny. - Nie ma co ukrywać, że nie jesteśmy zadowoleni z wyniku. To inauguracja, która zawsze jest wielką niewiadomą, ale patrząc obiektywnie Górnik zaczął lepiej to spotkanie, tworząc już na początku bardzo dobrą sytuację. Na szczęście przed utratą bramki uchronił nas Rafał Strączek. Później gra się wyrównała, my większość zagrożenia stwarzaliśmy po stałych fragmentach gry i straciliśmy tak bramkę z rzutu karnego - przyznał na konferencji prasowej Adam Majewski.
- Szkoda, że na początku drugiej połowy straciliśmy bramkę po strzale Nowaka. Zabrakło nam dokładności i ostatniego podania, bo mieliśmy ataki i kontrataki. Kluczowa była sytuacja Mateusza Maka w 75. minucie, gdybyśmy strzelili, to może byśmy wygrali. Nie mam pretensji do zawodników, ale boli to, że nie wykorzystaliśmy drugiego rzutu karnego. Nie mam pretensji do Grześka Tomasiewicza, ale porażka boli. Mam nadzieję, że pojedziemy do Krakowa po trzy punkty - zdeklarował trener Stali.
W wyjściowym składzie nie zagrał Marcin Flis. - Taki skład ustawiliśmy na to spotkanie. Mamy równorzędnych zawodników na środek obrony i decydują założenia taktyczne. Marcin też miał krótką przerwę w Turcji, dlatego postawiliśmy na tych, a nie innych - wyjaśnił Majewski.
Czytaj także:
Była gwiazda Legii wróci do PKO Ekstraklasy?
Mocny powrót Pogoni Szczecin