Rodzice Daniela od zera zaczynali życie we Francji, pierwsze trzy lata były jak walka o przetrwanie. Tata Michała i Miłosza przyjechał do Hiszpanii na zlecenie, po powrocie na chwilę do Polski zdecydował, że z narzeczoną wróci na stałe do Katalonii. Dariusz w 2007 roku wyjechał do Danii. Tam poznał się z Agnieszką, mają dwójkę dzieci. Ze względu na syna Oskara w kwietniu sprzedali dom i przeprowadzili się 100 kilometrów na północ. Wszyscy od dawna mieszkają poza Polską. Każdą rodzinę łączy jedna rzecz - ich dzieci trenują w mocnych, piłkarskich akademiach.
Niebawem to zagranica może być głównym kierunkiem, na który będą spoglądać selekcjonerzy reprezentacji Polski. Tego lata w Zakopanem niektóre z polonijnych dzieci miały okazję zmierzyć się z rówieśnikami trenującymi w kraju. Wszystko oglądali skauci polskich klubów i trenerzy Polskiego Związku Piłki Nożnej.
- Na własne oczy przekonali się, jak wielka jest różnica między dziećmi kształconymi za granicą a tymi w Polsce - mówi nam Tomasz Popiela, organizator turnieju Sokolika i autor projektu "Polonia The Best Young Player" dla polonijnych juniorów z rocznika 2009.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: solówka a la Messi! Mijał rywali jak tyczki
Złota piłka albo gabinet premiera
Jednym z wyróżniających się graczy na turnieju Popieli był rok młodszy od reszty Oskar Borko z duńskiego FC Midtjylland. Bardzo lubi grać jako defensywny pomocnik, wcześniej występował również na skrzydle. Gdyby nie pandemia i lawina zwolnień, być może byłby teraz w Hiszpanii. FC Barcelona zaprosiła go na testy. Klub akurat był w poważnym kryzysie, zwolnił skauta, który polecił Oskara i temat upadł. Zamiast tego chłopiec w kwietniu przeszedł z Esbjerg do Midtjylland. Oznaczało to przeprowadzkę rodziny na północ Danii.
- Ten klub ma wysokie ambicje. Chce wychować piłkarza, który będzie gotowy zarówno na walkę o Złotą Piłkę jak i bycie premierem - uśmiecha się Dariusz Borko, tata Oskara.
- Syn uczy się w szkole prowadzonej przez klub. Są tu wszechstronni trenerzy - od techniki biegu po judo. A pracę po przeprowadzce znaleźliśmy od razu. Kupiliśmy nawet dom, za parę tygodni zamierzamy się wprowadzić. Wszystko potoczyło się po naszej myśli, ale czasami bywa trudno. W Esbjergu zostawiliśmy znajomych i rodzinę. Najgorzej czuliśmy się, gdy wbijaliśmy przed stary dom tabliczkę z napisem "na sprzedaż" - dodaje.
Pan Dariusz Oskara w akcji widzi tylko na meczach. 12-latek trenuje w szkole, na przemian z grupą rówieśników lub dzieci rok starszych. W Zakopanem urzekł zarówno skautów Legii Warszawa i Lecha Poznań, jak i obserwatorów z PZPN. Niemal pewne jest, że młody Borko niebawem zostanie powołany do reprezentacji do lat 15.
"Zajmowaliśmy różne pustostany"
Od reszty polonijnych dzieci nie odstawał też Daniel Wojteczko z Paris Saint-Germain. Jego rodzice poznali się przed wyjazdem do Francji. Ich pierwsze lata na obczyźnie nie wyglądały jak z pięknych francuskich filmów.
- Trzy lata walczyliśmy o przetrwanie. Zaczynaliśmy od zera. Ja pracowałem fizycznie, żona też, nie mieliśmy gdzie mieszkać, zajmowaliśmy różne pustostany - mówił nam latem Wiesław Wojteczko, tata Daniela.
W wieku sześciu lat chłopiec dostał się do pierwszej drużyny młodzieżowej PSG i z powodzeniem przebija się do kolejnych starszych grup. Radzi sobie na każdej pozycji. Wprawdzie ostatnio najbardziej lubi grać na obronie, ale daje radę też na pomocy, a zaczynał od ataku.
- Gdy jest problem, to zagra wszędzie - śmieje się pan Wiesław.
"Głupio zostawić bez wsparcia"
Choć rodzina Wojteczko mieszka w Saint-Germain-En-Laye, gdzie klub Lionela Messiego ma swoją bazę, to i tak wspieranie trenującego syna jest dodatkowym wyzwaniem.
- Nie da się pracować na stały etat - mówi wprost pan Wiesław. - Mało kto zdaje sobie sprawę, ile potrzeba wysiłku i pieniędzy, żeby chłopiec odpowiednio się rozwijał. Jego zespół uczestniczy w wielu turniejach w kraju i za granicą. Głupio byłoby zostawić tam dziecko same, bez wsparcia bliskich z trybun. A to oznacza wydatki - wyjaśnia.
Z podobnymi wyzwaniami mierzy się Mariusz Żuk. Jeden z jego synów, 12-letni Michał, gra w Barcelonie, a 10-letni Miłosz - w Gironie.
- Mamy non stop rozjazdy na treningu, a w weekendy dochodzą mecze. Żona mówi czasami, że futbol to przekleństwo naszej rodziny. Jesteśmy tu zdani sami na siebie. W Polsce pomogliby ciocia, wujek... Tu, gdy nie możemy zawieźć Miłosza na trening, i tak musimy pokonać 20 km, żeby zostawić go u kolegi z sąsiedniej miejscowości, z którym się zabierze do Girony - mówi tata chłopców wychowujących się w Hiszpanii.
Obaj w tym roku zaczęli sezon w drużynach jedenastoosobowych i radzą sobie tam bardzo dobrze. Michał trafiał do "drużyny kolejki", którą katalońskie media wyłaniały spośród wszystkich ekip La Masii.
Klub blokuje wyjazd na kadrę
Świetne opinie w Hiszpanii zbiera też 16-letni Yarek Gasiorowski Hernandis, który gra już w drużynie Valencii do lat 19. Jego ojciec urodził się w Polsce, matka jest Hiszpanką. Miejscowi dziennikarze nazywają go "nowoczesnym obrońcą". Bo przy 190 cm wzrostu ma też bardzo dobrą technikę. I choć Gasiorowski Hernandis dostał już od PZPN zaproszenia na konsultacje i zgrupowania kadry do lat 16, to wyjazdy na polską kadrę skutecznie blokuje jego klub. W ostatnich miesiącach grał za to w kadrze U-17 Hiszpanii. W październiku strzelił gola w starciu z Holandią.
W tym samym wieku jest Tomasso Guercio, obrońca Interu, który w październiku i listopadzie grał już w polskiej kadrze do lat 17. - Ma siłę, szybkość, dobrą technikę i jest silny. Dlatego przestawiliśmy go z ataku na obronę - mówi nam jeden z trenerów drużyn młodzieżowych w Interze. Tomasso urodził się we Włoszech, to syn Polki i Włocha zauroczonego naszym krajem. Na tyle, że sam nauczył się mówić po polsku.
- To bardzo ułożona, szanowana rodzina. Zawsze mieliśmy świetne relacje, zawsze zachowywali się uczciwie wobec nas i Tomasso - dodaje doświadczony trener. Poza Guercio, w Interze gra też rok młodszy Jan Żuberek, który dwa lata temu wyjechał do Włoch z Białegostoku.
Aż trzech Polaków jest już w młodzieżówkach Liverpoolu. To dwaj bramkarze Jakub Ojrzyński i Fabian Mrozek oraz pomocnik Mateusz Musiałowski, o którym było ostatnio bardzo głośno. Kilka razy jego zagrania były hitem sieci i pokazały, jak świetną techniką dysponuje. Te talenty wychowały się w Polsce i dopiero później zostały wypatrzone przez zagranicznych skautów. Podobnie jak ich rówieśnik Hubert Graczyk z Arsenalu, który nadal waha się, który kraj reprezentować w przyszłości.
There’s no way you’re watching this just once
— Liverpool FC (@LFC) June 2, 2021
Mateusz Musialowski’s incredible solo goal has won the @PremierLeague U18s Goal of the Season #LFCU18s pic.twitter.com/IJOIUrosaj
Maciej Chorążyk, szef skautingu zagranicznego w PZPN: - W naszej bazie mamy ponad stu zawodników z Anglii na wszystkich poziomach rozgrywkowych. 90 procent profesjonalnych klubów na Wyspach ma u siebie graczy z polskim pochodzeniem. Tak naprawdę w każdej akademii w Premier League jest chłopak z Polski w jakimś roczniku.
Pokolenie emigracji
Z kadry powołanej na Euro 2020 tylko trzech zawodników grało za granicą przed ukończeniem 18 lat. To Kamil Glik, Piotr Zieliński i Grzegorz Krychowiak. Zabrakło w niej zawodników wychowanych na obczyźnie. Jednak tuż po turnieju w reprezentacji pojawił się urodzony we Włoszech Nicola Zalewski czy Matty Cash, który dopiero niedawno odebrał obywatelstwo dzięki polskiemu pochodzeniu matki.
Kolejne pokolenie piłkarzy, które nadchodzi, może być w dużej mierze wychowane na Zachodzie. Według danych rządowej strony gov.pl poza Polską przebywa obecnie ponad dwa miliony osób, które opuściły ją w ostatnim dziesięcioleciu.