Kacper Kozłowski - to nie mogło się nie udać

WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: Kacper Kozłowski
WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: Kacper Kozłowski

"To brylant", "Dostał od Boga to, na co inni musieliby pracować 100 lat" - słyszymy o Kacprze Kozłowskim. 18-latek, który za ponad 10 mln euro przeszedł z Pogoni do Brighton and Hove Albion, to jeden z największych talentów w historii polskiej piłki.

Podczas jednego ze zgrupowań kadry województwa zachodniopomorskiego, trenerzy chodzili po pokojach, żeby sprawdzić, czy wszyscy grzecznie wypoczywają. Zatrzymywali się, z każdym zamienili kilka słów. W pokoju Kacpra zatrzymali się na dłużej. Pogadali o życiu.

Trener Maciej Mateńko zapamiętał, że Kozłowski podczas tej rozmowy nawet przez chwilę nie przestawał żonglować.

- Kacper, a ty masz jakąś dziewczynę? - zapytał w końcu trener. - To jest moja dziewczyna - powiedział chłopak i ruchem głowy wskazał na piłkę. To była miłość odwzajemniona.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: solówka a la Messi! Mijał rywali jak tyczki

Dla wszystkich, którzy go widzieli, było jasne, że tego chłopaka czeka kariera. To po prostu nie mogło się nie udać. Jako pierwszy przekonał się o tym Dominik Furman. W ligowym debiucie Kozłowskiego postanowił pokazać mu miejsce w szyku.

Doświadczony pomocnik, mający wtedy blisko 200 meczów w PKO Ekstraklasie i występy we Francji, Włoszech i reprezentacji kontra chłopak, który legalnie nie mógł sobie nawet kupić piwa.

Furman ruszył więc na niego, zaatakował ciałem. Ale 15-latek zastawił się, utrzymał na nogach i wyprowadził świetny atak. Był to jego pierwszy kontakt z piłką w polskiej Ekstraklasie. A potem samo poszło.

Zawsze grał ze starszymi

Nowy nabytek angielskiego Brighton and Hove Albion oczywiście w tym czasie nie przypominał budową swoich rówieśników. Potężne, silne nogi i budowa ciała jak u doświadczonego 30-letniego zawodnika, zdradzały, że chłopiec bardzo szybko dojrzał. Ale czym innym jest brylować na tle rówieśników, a czym innym wejść w świat dorosłych. I rozdawać tam karty. A Kozłowski od początku chciał rozdawać karty.

Jeszcze jako 15-latek grał w Centralnej Lidze Juniorów z chłopcami mającymi po 18 i 19 lat. W tym samym czasie w kadrze narodowej do lat 17 już był jednym z liderów, strzelał gole, asystował. W tym samym okresie dostał szansę debiutu w trzecioligowych rezerwach Pogoni i spokojnie dał sobie radę.

W spotkaniu z Wdą Świecie zdobył bramkę i zaliczył asystę. Dariusz Adamczuk, dyrektor akademii Pogoni Szczecin: - Nie było sensu dłużej go trzymać w piłce młodzieżowej. Mogliśmy wygrać mistrzostwo Polski juniorów, ale przecież nie o to chodzi.

Kozłowski piął się w górę. W poprzednim sezonie w ekstraklasie już sygnalizował gotowość do poważnego grania. Paulo Sousa zdecydował, że nie ma sensu dłużej czekać - chłopak jest gotowy na grę w kadrze. To jedno z tych niewielu dobrych wspomnień, które zostaną po portugalskim selekcjonerze.

Kozłowski zadebiutował w reprezentacji, a podczas mistrzostw Europy Sousa nie bał się go wypuścić na ponad pół godziny w meczu z Hiszpanią. A młody pomocnik pokazał, że nie wszedł w roli statysty, brał piłkę, kiwał, walczył. Zaznaczył swoją obecność. Dziś ma 6 meczów w kadrze i 3 asysty.

Kacper Kozłowski zadebiutował w seniorskiej reprezentacji Polski
Kacper Kozłowski zadebiutował w seniorskiej reprezentacji Polski

Sousa wykazał się odwagą. W czasach powojennych najmłodszym zawodnikiem, który pojechał na duży turniej, był Andrzej Iwan - 18-latek, którego na MŚ 1978 w Argentynie zabrał Jacek Gmoch. Ale żeby znaleźć w kadrze na turniej 17-latka, musimy cofnąć się aż do 1938 roku. Wówczas w składzie drużyny narodowej na francuski mundial znalazł się zawodnik Ruchu Chorzów Walter Brom.

- Kacper to brylant, dostał od Boga to, na co inni musieliby pracować 100 lat, a i tak wątpliwe, czy by wypracowali - opowiada Robert Kolendowicz, asystent trenera Pogoni Kosty Runjaicia a wcześniej trener w akademii klubowej.

- Mówimy, że w Polsce nie produkujemy zawodników kreatywnych, no więc on jest wyjątkiem. Szybkie decyzje, nawet bardzo szybkie. Zawsze w tym przewyższał zawodników, z którymi grał. Nie mówię, że rówieśników, bo przecież zawsze grał ze starszymi. Do tego dochodzi świetna technika użytkowa - dodaje nasz rozmówca.

Dobry w każdym sporcie

Kozłowski od najmłodszych lat był pochłonięty futbolem. Pochodzi ze sportowej rodziny. Mariusz, jego ojciec, grał w Gwardii Koszalin. Był solidnym napastnikiem, bardziej walczącym niż technicznym. Syn odziedziczył po nim niesamowitą wolę walki, ale dodał coś więcej. Mama, Iza, ćwiczyła judo. Kacper nigdy nic nie trenował, choć czasem piłkę odbiera, układając biodro w taki sposób, jakby miał doświadczenie w sztukach walki.

- To jego naturalny talent. Mógłby uprawiać każdy sport. Gdyby nie był piłkarzem, zostałby prędzej czy później reprezentantem kraju w innej dyscyplinie - nie ma wątpliwości Michał Zygoń, trener Kacpra z Pogoni Szczecin. - Gdy graliśmy w akademii w siatkówkę albo koszykówkę, wchodził na boisko i z miejsca się wyróżniał. W kosza rzucał, robił zmyłki, kozłował, zmieniał kierunki, miał naturalne rozumienie gry. To dar - uważa szkoleniowiec.

Do klubu ze Szczecina dołączył z Bałtyku Koszalin, gdy miał 13 lat. Wtedy interesowało się nim już pół Polski, oferty składały właściwie wszystkie czołowe kluby. Wybrał Pogoń. Czas pokazał, że słusznie. Co ciekawe, jeździł wcześniej do Lecha Poznań na treningi, ale trenerzy nie byli do końca przekonani, a jego ojciec w pewnym momencie odpuścił ze względów finansowych.

- W regionie przerastał wszystkich i musiał znaleźć nowe wyzwanie. W Pogoni był bardzo mocny rocznik 2003, więc było to dla niego dobre środowisko do rozwoju - mówi Łukasz Korszański, trener Bałtyku i wychowawca Kacpra w szkole.

- Momentem, gdy wszyscy zobaczyliśmy, że to materiał na wielkiego piłkarza, był turniej w Rewalu. Wtedy Bałtyk zagrał z wielkimi firmami, Pogonią Szczecin, Lechią Gdańsk. Wygraliśmy a Kacper pokazał, że jest na zupełnie innym poziomie niż większość chłopców - wspomina Jakub Husejko, trener Kacpra w Bałtyku.

W drużynie Pogoni 2003, w tym czasie jednej z najmocniejszych w Polsce, szybko został liderem. - Jest liderem w każdym zespole, do którego wchodzi - zauważa trener Zygoń.

Chce być najlepszy na świecie

Kacper od najmłodszych lat wychowywał się z piłką. To chłopak z podwórka. Trener Korszański: - Jak przejeżdżało się przez osiedle przy Żytniej, pewne elementy się nie zmieniały. Zawsze był ten sam płot, te same drzewa, ten sam parking i ten sam Kacper Kozłowski ganiający z piłką pomiędzy blokami.

Postęp Kacpra był więc naturalny, zresztą i on sam zdawał sobie z tego sprawę. W rozmowie z "Super Expressem" powiedział, że chce być jednym z najlepszych piłkarzy na świecie. - Pewny siebie tak, ale arogancki nie - mówi trener Korszański.

Krok po kroku Kozłowski piął się w górę, choć trzeba przyznać, że nie były to małe kroki. - Miał 15 lat i grał w Centralnej Lidze Juniorów z chłopcami starszymi o 3-4 lata. Był tam najlepszy. Poszedł do rezerw i tam też sobie radził bardzo dobrze. Myślę, że ta pasja była kluczowa - mówi trener Zygoń.

- Kacper zawsze chciał grać. W pewnym momencie grywał w dwóch kadrach i w Centralnej Lidze Juniorów. Zagrał 3 mecze w krótkim czasie i zapaliła się nam czerwona lampka, że to za dużo. Dostał dwa dni wolnego. Po pierwszym dniu zadzwonił i zapytał, czy można to skrócić. Prosił: "Mamy jutro dwa treningi, to choć w jednym chciałbym wziąć udział" - śmieje się Michał Zygoń.

Kacper Kozłowski (w środku) od najmłodszych lat się wyróżniał
Kacper Kozłowski (w środku) od najmłodszych lat się wyróżniał

Przy czym ci wszyscy, którzy go znają, wiedzą, że ma dwie twarze. Z jednej strony pozytywny chłopak, emanujący wręcz radością i pasją. Z drugiej - tej boiskowej - chłopak zawzięty jak mało kto.

- Nigdy nie było dla niego straconych piłek, chciał być wszędzie, atakować i za chwilę bronić - mówi Korszański. - Zawsze chciał wygrać, każdą gierkę - dodaje Mateńko. - Każdego traktował jak przeciwnika do ogrania. Zdarzało się, że tracił piłkę, ale nie zrażał się tym, próbował dalej - zauważa Husejko.

Wciąż się rozwija

Wejście Kacpra do seniorskiej piłki było dość szybkie. Kozłowski był jednym z tych zawodników, którzy utrzymują największą średnią prędkość w drużynie, znacznie poprawił też liczbę sprintów. A to o tyle ważne, że Pogoń pod względem motorycznym jest w ligowej czołówce.

- Kacper cały czas się rozwija. To był zawsze chłopak z dużą pewnością siebie, świadomy. Ale nie odbijało mu. Jak żyjesz od najmłodszych lat pod obserwacją wielkich klubów, musisz nauczyć sobie z tym radzić. Pracowałem kilka lat jako koordynator akademii i widziałem wiele wielkich talentów w najlepszych polskich klubach. Ale on był zawsze na innym poziomie. Myślę, że on to wie - twierdzi Kolendowicz.

Trzeba mieć nerwy ze stali, żeby wytrzymać taką presję. O zawodnika od lat wypytywały wielkie kluby z całej Europy. On sam po wizycie w akademii Bayeru Leverkusen postanowił zostać w Polsce. - Po powrocie powiedział, że nie zrobi tam niczego, czego nie mógłby zrobić u nas - mówi Dariusz Adamczuk, dyrektor sportowy Pogoni.

Najlepsza inwestycja klubu

Zainteresowanie klubów z Zachodu zmalało po tym, jak Kacper miał wypadek samochodowy. Auto, którym jechał na trening z trójką innych młodych zawodników, zderzyło się z innym pojazdem. Kozłowski, który siedział na miejscu obok kierowcy, ucierpiał najbardziej. Złamał trzy kręgi odcinka lędźwiowego kręgosłupa.

- Szczęście w nieszczęściu było takie, że potrzebował takiej przerwy i rehabilitacja mu ją dała - uważa Adamczuk. - W tym czasie był bardzo mocno eksploatowany przez różne kadry i w pewnym momencie mogło dać to negatywne efekty.

Wkrótce Kozłowski wrócił na boisko, a klub zrobił mu miejsce w składzie. Żeby młody piłkarz mógł grać, Pogoń nie przedłużyła kontraktu ze Zvonimirem Kożuljem, który był jedną z gwiazd ligi. - Z punktu widzenia klubu to było zupełnie normalne. Kacper jest świetnym piłkarzem, a miał wtedy 16 lat, Zvonimir 27, więc to był prosty wybór - zapewnia Adamczuk.

W Szczecinie doskonale wiedzieli, co robią. Nawet jeśli Kozłowski potrzebował czasu, to było oczywiste, że zwróci się to z nawiązką. I tak się stało. Dziś idzie za ponad 10 milionów euro do angielskiego Brighton. Ale nie od razu Rzym zbudowano.

Gdy jakiś czas po wypadku trener Kosta Runjaić zauważył, że Kozłowski przyjeżdża na trening skuterem, poprosił go, by więcej tego nie robił. Młody przytaknął, ale za jakiś czas znowu jechał skuterem. Trener za karę odesłał go na dwa tygodnie do drużyny rezerw. Gdy działacze Pogoni podejrzewali, że młody zawodnik zaczyna zbyt często zadawać się z "grupą rozrywkową", pożegnali się z kilkoma piłkarzami.

W Szczecinie wiedzieli, że Kacper to prawdziwy klejnot, który trafia się raz na wiele lat. - Do tych wszystkich cech trzeba jeszcze dodać motywację. Być może to jedna z najważniejszych cech, jakimi Kacper dysponuje - zastanawia się Daniel Trzepacz z portalu pogonsportnet.pl. - Trener mówi, że młody nawet jak nie zagra w trzech kolejnych meczach, i tak następnego dnia wychodzi na trening i pracuje tak mocno, jakby nie było jutra.

ZOBACZ Kozłowski zabrał głos po transferze

Źródło artykułu: