Historyczna chwila. "Polski Nagelsmann" debiutuje w PKO Ekstraklasie

Materiały prasowe / Klaudia Berda / Warta Poznań / Na zdjęciu: Dawid Szulczek
Materiały prasowe / Klaudia Berda / Warta Poznań / Na zdjęciu: Dawid Szulczek

Jest najmłodszym trenerem w PKO Ekstraklasie, dlatego okrzyknięto go polskim Julianem Nagelsmannem. Nowy szkoleniowiec Warty Poznań Dawid Szulczek podjął się trudnej misji, a będzie starał się ją wypełnić z piłkarzami starszymi od siebie.

Piotr Tworek poprowadził Zielonych do największych sukcesów od ponad półwiecza, ale seria 11 meczów bez zwycięstwa i ogromne problemy ze strzelaniem bramek poskutkowały jego dymisją.

Pożar w Warcie gasić będzie jednak nie "strażak", lecz najmłodszy szkoleniowiec na całym polskim szczeblu centralnym i jeden z najmłodszych w Europie, biorąc pod uwagę najwyższe klasy rozgrywkowe - Dawid Szulczek.

To fenomen. Ma 31 lat, a od roku może się pochwalić licencją UEFA Pro - najwyższymi trenerskimi uprawnieniami w Europie. A z seniorami pracuje już od dekady. Właśnie dlatego porównuje się go do 34-letniego dziś Juliana Nagelsmanna, który zaczął pracę w Bundeslidze przed 30. urodzinami, a obecnie prowadzi Bayern Monachium.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Messi sprzedaje luksusowy apartament. Zrobi niezły interes

W sobotnim meczu z Wisłą Płock (godz. 12:30) Szulczek zadebiutuje w PKO Ekstraklasie i będzie najmłodszym trenerem w lidze. W przededniu debiutu w rozmowie z WP SportoweFakty opowiada m. in. o budowaniu autorytetu w szatni, w której spora część piłkarzy jest starsza od niego.

Szymon Mierzyński: Kiedy planował pan swoją karierę trenerską, pewnie przez myśl panu nie przeszło, że trafi pan do ekstraklasy już w wieku 31 lat?

Dawid Szulczek: Szczerze mówiąc, nie planowałem ani momentu, w którym taka oferta miałaby nadejść, ani wieku, w którym już bym jej oczekiwał. W ogóle się nad tym nie zastanawiałem.

Miał pan spokojną posadę w II-ligowych Wigrach Suwałki. Był moment zawahania, czy rzucać się na głęboką wodę?

W tym kontekście nie wahałem się w ogóle. Jedyne co mogło mnie zastanawiać, to fakt, że w Suwałkach budowałem swój autorski zespół. Sporo piłkarzy idąc tam wiedziało, że będą ze mną pracować. Jeśli chodzi o Wartę, nie miałem żadnych wątpliwości.

Pytał pan kogoś o opinię?

Dopiero gdy podpisałem kontrakt w Poznaniu, rozmawiałem chwilę z Mariuszem Rybickim, który jeszcze niedawno był zawodnikiem Warty. Wcześniej z nikim w klubie nie poruszałem tego tematu, bo chciałem, żeby wszyscy koncentrowali się na grze. Gdy sprawa wypłynęła do mediów, przekazałem swoje plany piłkarzom, choć nawet wtedy żadne dokumenty nie były jeszcze podpisane.

Ale i tak potoczyło się to bardzo szybko.

Do niedawna nikogo w Warcie jeszcze nie znałem. Na przełomie października i listopada skontaktował się ze mną dyrektor Radosław Mozyrko. Odbyliśmy dwa spotkania twarzą w twarz i kilka dłuższych rozmów online, więc faktycznie trudno tu mówić o długich negocjacjach.

Trafia pan do specyficznego klubu, który pracował na swoje sukcesy w trudnych warunkach. Jak się pan w to wpasuje?

Odniosłem bardzo dobre pierwsze wrażenie i jestem pozytywnie zaskoczony. Przychodzę po trenerze Piotrze Tworku, który wykręcał z zespołem świetne wyniki i liczyłem się z tym, że nie każdy musiał się z jego odejściem zgadzać. Nie muszę jednak przełamywać lodów, wszyscy mi pomagają, widać dużą chęć do pracy i ogromne zaangażowanie.

Jak buduje się autorytet w szatni mając 31 lat? Przecież pan by mógł być piłkarzem tej drużyny.

W piłkę grać bym nie mógł, bo na to jestem za słaby. W ogóle nie podchodzę do tematu w taki sposób. Nie zastanawiam się nad sposobami budowania autorytetu, myślę raczej co zrobić, żebyśmy wygrali najbliższy mecz. Przygotowuję analizę rywala, taktykę, plan treningów i nie ma czasu na kwestie pozaboiskowe. Podchodzę do sprawy analitycznie. Wyznaję zasadę, że jeśli drużyna zobaczy, że trener wykazuje profesjonalizm, zauważy efekty, to będzie chciała realizować moje założenia w meczu. Wtedy autorytet wytworzy się sam.

Nie lubię słowa "autorytet". Sam takich autorytetów nie mam. Lubię kiedy relacje w zespole są po prostu normalne i z każdym można porozmawiać. Nie powinniśmy sobie fundować dodatkowych huśtawek emocjonalnych, bo sama piłka dostarcza ich wystarczająco dużo. Trzeba się skupić na pracy.

Jest pan sześć lat młodszy od Łukasza Trałki. Trudno motywować tak doświadczonego piłkarza?

Powiem tak: gdyby Łukasz potrzebował ciągłej motywacji zewnętrznej, to nie rozegrałby ponad 400 meczów w ekstraklasie.

Piotr Tworek mocno bazował na atmosferze i to się w Warcie sprawdzało. Panu też będzie zależeć na tym aspekcie?

Nie uważam, że moją domeną jest robienie wielkiej pompki w szatni. Można nią jednak tak pokierować, że zawodnicy, którzy mają do tego naturalne predyspozycje, taką atmosferę wykreują. Szatnia sobie pod tym względem poradzi, niezależnie kto będzie trenerem. Są w niej Bartosz Kieliba, Michał Jakóbowski, Adrian Lis, czy Jakub Kiełb, którzy grają w Warcie bardzo długo i właśnie oni tworzą atmosferę. Ja chcę dać drużynie więcej w kwestiach sportowych. Kiedy zobaczę, że coś idzie nie tak, na pewno będę z radą drużyny o tym rozmawiać i szukać bodźców. Na razie nie ma takiej potrzeby.

Cieszy się pan, że przełamanie już za Wartą? Brak zwycięstwa od sierpnia i długa seria bez gola strasznie jej ciążyła.

Oczywiście, to wielki pozytyw. Żartowałem sobie, że podczas tamtego weekendu w piątek prowadziłem Wigry, a w sobotę już emocjonowałem się Wartą. Oba mecze były wygrane, więc wpadło sześć punktów. Dzięki przełamaniu, w poniedziałek z dużym optymizmem wszedłem do klubu. To pomogło wszystkim. Ruszyło się coś w tabeli, atmosfera się odbudowała, są uśmiechy na twarzach i pozytywne nastawienie. Obyśmy teraz kontynuowali to w meczu z Wisłą Płock.

Rywal na pański debiut wydaje się idealny. Płocczanie w tym sezonie mają na wyjazdach komplet porażek.

Ale kiedyś pierwsze punkty zdobędą, bo każda passa ma swój koniec. My chcemy zrobić wszystko, by ten koniec odsunąć w czasie. Zamierzamy sprawić, że Wisła przegra ósme wyjazdowe spotkanie w tym sezonie. Co będzie dalej, to już jej sprawa.

Inspiruje pana Julian Nagelsmann? Ma raptem 34 lata, a już pracuje w Bayernie Monachium - jednym z najlepszych klubów w Europie.

Oglądam trenerów z topowych klubów i czasem analizuję grę ich zespołów. Kiedyś przyglądałem się jak gra TSG 1899 Hoffenheim właśnie za trenera Nagelsmanna, lubię też podglądać Liverpool Juergena Kloppa i mniej oczywiste zespoły, jak choćby Szachtar Donieck.

Pewnie marzy pan o pójściu ścieżką Nagelsmanna?

Na razie podobieństwa są tylko takie, że zarówno mi, jak i jemu udało się w bardzo młodym wieku uzyskać licencję UEFA Pro. Pracujemy na najwyższym szczeblu w swoich krajach i to właściwie tyle.

Pański kontrakt z Wartą obowiązuje tylko do końca sezonu. To sygnał, że na razie nie ma dalekiej perspektywy, a liczy się tylko utrzymanie w ekstraklasie.

W ogóle się nie dziwię właścicielom, że przyjęli taki model. Każdy patrzy na swój portfel i gdybym był na ich miejscu, pewnie podjąłbym taką samą decyzję. Ja się cieszę, że ktoś dał mi szansę. Rzadko trafia się z II ligi do PKO Ekstraklasy i to w trudnym momencie dla nowego klubu. Sporo prezesów w podobnej sytuacji próbowałoby się pewnie ratować kimś doświadczonym i starszym. Dla mnie sytuacja jest czysta. Jeśli będę dobrze pracował, a wyniki się poprawią, kontrakt i tak się przedłuży. Jeśli tych wyników by nie było, klub przy dłuższej umowie naraziłby się na dodatkowe koszty, a nie o to chodzi. Decyzja jest całkowicie racjonalna.

Tomasz Bekas, Petr Nemec i Piotr Tworek - to trzej poprzedni trenerzy Warty i wszyscy pracowali dwa lata z hakiem. Gdyby pan tyle przetrwał, pewnie byłby pan zadowolony?

Oczywiście, bo to by oznaczało, że cel został zrealizowany i władze klubu są zadowolone. Chciałbym tu pozostać co najmniej do połowy 2024 roku. Tak długo może obowiązywać obecny kontrakt, jeśli klauzula jego przedłużenia wejdzie w życie.

Na razie pracuje pan z dotychczasowym sztabem. Będą jakieś zmiany?

Zawsze staram się budować dobre relacje z ludźmi i nie widzę żadnych przeszkód, by z tym sztabem pracować dalej. Chciałbym tylko przyjścia jeszcze jednego trenera, żeby trochę rozbudować zajęcia indywidualne. Tu bardzo się przyda kolejna para rąk do pracy.

Czytaj także:
Polska kończy daleko za liderem. Oto tabela na finiszu eliminacji
Były reprezentant Polski stracił pracę

Źródło artykułu: