Rozczarowani kolejną porażką w derbach wpływowi kibice Cracovii domagali się głowy Michała Probierza. W południe mocno się zdziwili, bo głuchy w ostatnich latach na ich podszepty Janusz Filipiak podjął decyzję o rozstaniu ze szkoleniowcem.
W niektórych krakowskich domach wystrzeliły korki od długo mrożonych w lożach sky box szampanów, ale w najbliższych latach fani najstarszego piłkarskiego klubu w Polsce nie będą mieli okazji do wznoszenia toastów.
Zwolnieniem Probierza jeden z najbogatszych Polaków powiedział: "Mam dość. Poddaję się". W Cracovii lepiej już nie będzie. Były trener Pasów dał Filipiakowi to, czego oczekiwał: trofea. Puchar i Superpuchar Polski zaspokajają sportową ambicję milionera. Może się nimi chwalić jak kolejnym Rolls-Roycem czy odrzutowcem.
Nie ma w zwolnieniu Probierza znaczenia to, czy jego projekt zmierzał w dobrą stronę, czy dryfował w nieznane. Zdania na ten temat będą podzielone. Postępująca internacjonalizacja i niekończąca się (prze)budowa zespołu to argumenty na "nie". Z drugiej strony, tym akurat we wtorek Filipiak się nie kierował, bo wszystko, co dzieje się w klubie, odbywa się za jego wiedzą i przyzwoleniem.
Bez zgody właściciela w Cracovii nie można nawet kiwnąć palcem. Zresztą, to też jeden z powodów, dla których klub, w którym teoretycznie "niczego nie brakuje", nie potrafi rozgościć się w ligowej czołówce. Korporacyjne tryby Cracovii zmiażdżyły kręgosłupy wielu trenerów przed Probierzem.
Ten zostanie zapamiętany przez kibiców jako twarz, a raczej tarcza zarządu w konflikcie z ulubieńcami trybun: Miroslavem Covilo czy Januszem Golem. Nie zapominajmy jednak o tym, że w tych warunkach dał klubowi Puchar i Superpuchar Polski - największe sukcesy od 1948 roku. I jedyne w trwającej od 2002 roku "erze Comarchu". Nie o Probierza tu jednak chodzi.
Wtorkowe trzęsienie ziemi przy Kałuży 1 to klasyczna "filipsonada". Zwrot akcji, od jakich fani Cracovii i obserwatorzy ligowej piłki zdążyli się odzwyczaić. To kolejny kaprys milionera, na którym ucierpią kibice Pasów. Jeden z najbogatszych Polaków znów potwierdził, że - jeśli chodzi o zarządzanie klubem - jest konsekwentny tylko w tym, że jest niekonsekwentny.
Gdy Cracovia śrubowała niechlubne serie porażek i szorowała dno ligowej tabeli, stał murem za Probierzem. Do tego stopnia, że przedłużał z nim kontrakt albo wzmacniał jego pozycję przez włączenie do zarządu, co było ewenementem w skali kraju. Nie pozwolił mu nawet odejść, gdy ten publicznie ogłosił, że podaje się do dymisji i potrzebuje urlopu. Wyjął wtedy z sejfu kontrakt i zagroził karami za jednostronne zerwanie umowy.
A teraz zwolnił ("rozwiązanie umowy za porozumieniem stron" to tylko prawnicza inżynieria) go po dwóch porażkach, które nastąpiły po dawno niewidzianej przy Kałuży 1 serii ośmiu spotkań bez porażki. Prestiż derbów nie miał tu nic do rzeczy - właściciel i prezes Cracovii nie przywiązuje wagi do znaczenia Świętej Wojny.
Decyzja o rozstaniu z Probierzem to szok nawet dla najbardziej zaufanych współpracowników Filipiaka. A że była podjęta ad hoc, bez przygotowania, świadczy o tym to, że klub nie ma wytypowanego następcy trenera. Właściciel i prezes Cracovii wywiesił we wtorek białą flagę.
W 2017 roku zatrudnił Probierza na zasadzie "teraz albo nigdy". Miał 65 lat i ten trener był jego ostatnią nadzieją na wstawienie czegokolwiek do klubowej gabloty trofeów. Schował więc dumę do kieszeni i zwrócił się do człowieka, który pięć lat wcześniej mocno z niego zadrwił.
Przecież w lutym 2012 roku Probierz był po słowie z walczącą o utrzymanie Cracovią, by następnego dnia... przyjąć ofertę Wisły. A kilka tygodni później w derbach przypieczętować spadek Pasów do I ligi. By zatrudnić Probierza, Filipiak w mało elegancki sposób pozbył się jego poprzednika.
Nie zawahał się zwolnić Jacka Zielińskiego dzień przed rozpoczęciem przygotowań do sezonu, gdy tylko okazało się, że Probierz jest zainteresowany pracą w Krakowie. Jak tłumaczył fakt, że upokorzył Zielińskiego? Z rozbrajającą szczerością przyznał, że "wcześniej nie chciał mu psuć urlopu".
Zagrał "all in". Skusił Probierza astronomiczną w ligowej skali, bo przekraczającą sto tysięcy złotych, miesięczną pensją. I wyposażył go w kompetencje, o jakich jego poprzednicy mogli tylko pomarzyć. Dał mu wolną rękę. Pozwolił na przeprowadzenie kadrowej rewolucji. I kolejnej, i kolejnej.
Chwalił trenera, że jest podobnym pracoholikiem jak on, ale na tym podobieństwa się kończą. Dzieli ich najważniejsze: Probierz ma obsesję na punkcie mistrzostwa, a Filipiak - niekoniecznie. Teraz wykorzystał sytuację. Złożył na ołtarzu ofiarę: jednym ruchem pozbył się szkoleniowca, udobruchał trybuny i odzyskał święty spokój.
Dopóki Probierz był na stanowisku, kibice Pasów mogli liczyć na to, że klub będzie przynajmniej dążył do sportowego sukcesu. To już minęło. Priorytety się zmienią. Ktokolwiek go zastąpi, nie dostanie do pracy takich narzędzi jak on, bo sportowa ambicja Filipiaka jest już zaspokojona.
Walka o mistrzostwo, którego pożąda Probierz? To więcej kłopotów niż radości. Cracovię czekają teraz lata trwania w lidze. Ale cokolwiek się z nią stanie, trzeba oddać Filipiakowi, że przejdzie do jej historii jako ten, który zastał ją drewnianą, a zostawi murowaną. Tego nikt mu nie odbierze.
Problem w tym, że po 20 latach "ciepła woda i prąd w gniazdkach" już nie satysfakcjonują kibiców, a na kolejne sukcesy fanów Pasów muszą poczekać do zmiany właściciela albo sukcesji wewnątrz rodziny Filipiaków, o której 69-letni dziś milioner niedawno wspominał.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Messi sprzedaje luksusowy apartament. Zrobi niezły interes