Koncert Ajaksu! Borussia na kolanach, Haaland wyłączony z gry

Getty Images / Dean Mouhtaropoulos / Na zdjęciu: Antony (z lewej)
Getty Images / Dean Mouhtaropoulos / Na zdjęciu: Antony (z lewej)

Ajax praktycznie cały mecz był przed Borussią o krok. Erling Haaland, poza dwiema sytuacjami, praktycznie nie istniał. Mistrz Holandii grał niemalże bezbłędnie i rozgromił ekipę z Dortmundu aż 4:0.

Obie ekipy wręcz zakochane w ofensywnym futbolu, pełne trybuny, starcie dwóch naprawdę dobrych napastników - lidera klasyfikacji strzelców Ligi Mistrzów i ikony swojego pokolenia. Spotkanie Ajaksu Amsterdam z Borussią Dortmund zapowiadało się jako festiwal szybkiego i radosnego futbolu. Faktycznie, od początku oba zespoły były nastawione na atak, dynamiczną grę skrzydłami i jak najszybsze uruchamianie snajperów.

Worek z bramkami rozwiązał się w 11. minucie. Dusan Tadić uderzył bezpośrednio z rzutu wolnego, ale Marco Reus tak niefortunnie strącił piłkę głową, że ta wpadła do siatki i Niemcowi zapisano trafienie samobójcze. Dortmund wtedy został całkowicie wybity z rytmu. Próbował dalej atakować, ale robił to nerwowo, dość chaotycznie. Środek pola uparcie szukał Erlinga Haalanda, ale defensywa mistrza Holandii perfekcyjnie czytała te zagrania, dzięki czemu zdołała wyłączyć Norwega z gry. Skrzydłowi też nie mogli dojść do głosu.

Za to ofensywa Ajaksu nakręcała się z każdą kolejną akcją. Pojawiało się coraz więcej finezyjnych zagrań, wszystko wyglądało bardzo naturalnie, jakby zawodnicy rozumieli się bez słów. Efekt - kolejna bramka. Tym razem autorstwa Daleya Blinda, który idealnie przymierzył zza pola karnego, tuż przy słupku.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kuriozalny gol na Ukrainie. Jak to wpadło?!

Ajax gonił za trzecią bramką. Grał swobodnie, dojrzale, wyprzedzał BVB w każdej akcji o krok. Trzeciego gola udało się wbić po przerwie. Antony dopadł do piłki w polu karnym, wkręcił w ziemię Emre Cana i uderzył nie do obrony dla Gregora Kobela.

Wynik 3:0 dla Holendrów już można było określać mianem masakry, bowiem Borussia grała naprawdę słabo, bez wiary, polotu, pomysłu. Haaland próbował sam ciągnąć grę, ale talent Norwega to było za mało. Jeden strzał w poprzeczkę i drugi w bramkarza - tylko na tyle było go stać.

Ajax za to zdołał upokorzyć gości czwartym trafieniem. Autorem był Sebastien Haller. Wyskoczył do główki niczym Superman i zapakował piłkę pod samą poprzeczkę. Mats Hummels i Can zostali w blokach, Gregor Kobel nie miał prawa sięgnąć tego uderzenia.

Ajaksowi było mało, na trybunach wypełnionych po brzegi trwała prawdziwa impreza. Piąta bramka wisiała w powietrzu. Kobel robił, co mógł, by nie doszło do jeszcze większego blamażu. Skończyło się zwycięstwem ekipy z Amsterdamu 4:0. Holendrzy byli o klasę lepsi od BVB i w pełni zasłużenie prowadzą w tabeli grupy C LM z kompletem punktów.

Ajax Amsterdam - Borussia Dortmund 4:0 (2:0)
1:0 - Marco Reus (sam.) 11'
2:0 - Daley Blind 25'
3:0 - Antony 57'
4:0 - Sebastien Haller 72'

Ajax: Remko Pasveer - Noussair Mazraoui (83' Devyne Rensch), Jurrien Timber, Lisandro Martinez, Daley Blind - Edson Alvarez, Steven Berghuis (69' Davy Klaassen), Ryan Gravenberch - Antony (76' David Neres), Dusan Tadić, Sebastien Haller (83' Mohamed Daramy).

Borussia: Gregor Kobel - Thomas Meunier (79' Marius Wolf), Manuel Akanji, Mats Hummels (79' Marin Pongracić), Nico Schulz (46' Emre Can) - Jude Bellingham, Axel Witsel, Julian Brandt (88' Ansgar Knauff) - Marco Reus, Donyell Malen (53' Thorgan Hazard), Erling Haaland.

Żółte kartki: Alvarez, Timber (Ajax), Witsel (Borussia).

Sędzia: Jesus Gil Manzano (Hiszpania).

Czytaj też:
Przebudzenie Celtiku
Tego "Lewy" się nie spodziewał

Komentarze (3)
avatar
Legionowiak 2.0
20.10.2021
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Jeszcze zobaczycie, że Ajax Amsterdam namiesza w Lidze Mistrzów 2021/2022! 
avatar
Seba1983
20.10.2021
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Teraz ok ajax-borusia, bo na glownej macie odwrotnie 
avatar
Miedwied
20.10.2021
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
I tu mamy różnice obu snajperów. Lewy jest pożyteczny nawet jak nie strzela. Haaland tego jeszcze nie ma. Może kiedyś...