Messi w PSG. Więcej niż futbol. Dużo więcej

Getty Images / Marc Gonzalez Aloma/Europa Press  / Na zdjęciu: Lionel Messi
Getty Images / Marc Gonzalez Aloma/Europa Press / Na zdjęciu: Lionel Messi

Katarski PSG chce z Messim wygrać wreszcie wymarzoną od 10 lat Ligę Mistrzów, to jasne. Ale za transferem najlepszego piłkarza na świecie kryje się znacznie więcej. Więcej niż futbol.

Na rok przed mundialem w Katarze to kolejna wymarzona okazja, żeby ocieplić wizerunek maleńkiego emiratu w blasku fleszy. Pieniądze mają tu drugorzędne znaczenie.

Liczby mogą przyprawić o zawrót głowy. Władze Paris Saint-Germain poinformowały zaledwie przed miesiącem, że na koniec sezonu klub będzie miał... od 250 mln do 300 mln euro straty. Powód? Oczywiście pandemia, mniejsze wpływy z biletów i wyjątkowo skomplikowana we Francji sytuacja z prawami telewizyjnymi. W związku z tym konieczna jest sprzedaż zawodników za co najmniej 180 mln euro.

Co więcej, na nowej liście płac w Paryżu pojawiły się wielkie nazwiska i gigantyczne kwoty po przyjściu Ramosa, Donnarummy, Wijnalduma i - w mniejszym stopniu - Hakimiego.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: co za strzał! Wyskoczył w powietrze i... (ZOBACZ)

PSG. Priorytetem pozostaje zatrzymanie Mbappe

Jak to możliwe, że w takich okolicznościach paryżanie są w stanie przyciągnąć Messiego i dać mu - jak wynika z przecieków - dwuletni kontrakt z opcją przedłużenia na kolejny rok, a przede wszystkim ok. 40 mln euro rocznie? Nawet jeśli jest to niemal o połowę mniej niż zarabiał w Barcelonie (dziennik "El Mundo" ujawnił, że przez ostatnie cztery lata kapitan Barçy miał roczne zarobki na poziomie 74,9 mln euro netto), kwota jest imponująca. Wyraźnie wyższa niż kontrakt Neymara (36 mln euro netto, jak ujawniono w aferze Football Leaks). A przecież ciągle dla paryżan priorytetem pozostaje przedłużenie kontraktu z Kylianem Mbappe i propozycja zarobków na poziomie Brazylijczyka. Zresztą, kluczowym warunkiem stawianym przez francuskiego mistrza świata było wzmocnienie składu, aby skutecznie bić się o Ligę Mistrzów.

Fakty są dzisiaj jednak takie, że oprócz PSG i Manchesteru City, czyli klubów napędzanych petrodolarami z Zatoki, nikt z europejskich potentatów nie jest w stanie wyłożyć gigantycznych pieniędzy na wynagrodzenie Messiego. W Paryżu kombinują w ten sposób, że transfer takiego zawodnika przyciągnie nie tylko nowych sponsorów i będzie miał ogromny oddźwięk marketingowy na całym świecie, ale pozwoli też na renegocjację obecnych umów. A to najpewniej nie wszystko.

PSG i Messi. Kolejne podejście

Szczegóły kontraktu będą pilnie strzeżoną tajemnicą i pewnie się o nich nie dowiemy. Można sobie jednak wyobrazić sytuację, w której przyjście Messiego do Paryża jest powiązane z przyszłorocznym mundialem i rolą "ambasadora", jaką Argentyńczyk mógłby odegrać. Nieprzypadkowo to właśnie brat emira Kataru poinformował już w mediach społecznościowych o dopięciu szczegółów transferu, dodając zdjęcie Argentyńczyka w koszulce PSG. Trudno o mniej subtelny przekaz.

Przypomnijmy też: to nie pierwsze podejście paryskiego klubu do Messiego. Już przed rokiem Leonardo, dyrektor sportowy PSG, badał otoczenie piłkarza, ale okoliczności były wyjątkowo niesprzyjające. Oprócz ogromnej pensji, pewnie jeszcze większej niż teraz, trzeba było płacić za transfer, nie mówiąc o tym, że jakiekolwiek sugestie na ten temat działały na Barcelonę jak płachta na byka, a relacje między obydwoma klubami są od transferu Neymara przed czterema laty bardziej niż chłodne.

Dzisiaj sytuacja była inna. Messi nie tylko był wolny i nie trzeba za niego płacić Barcelonie, ale znaczne poluzowanie finansowego fair play - przez pandemię - sprawia, że operacja określana w Paryżu jeszcze pod koniec tygodnia jako "mało realna" nagle zaczęła być postrzegana w zupełnie innym świetle. Czy fakt, że paryskiego klubu nie było w gronie rozłamowców, domagających się na wiosnę utworzenia Superligi, też będzie miał znaczenie, gdy UEFA będzie się dokładnie przyglądała transferowi? Nie można tego wykluczyć.

Mówiąc najkrócej, katarscy właściciele PSG zdali sobie jeszcze bardziej sprawę, że taka okazja więcej się nie trafi. A ściągnięcie rok przed mundialem najlepszego zawodnika na świecie do gwiazdorskiej dwójki, Neymara i Mbappé, będzie "strzałem w dziesiątkę". Dosłownie i w przenośni.

To w zasadzie powtórka z historii sprzed czterech lat, gdy w jednym okienku transferowym przychodzili i Neymar, i Mbappe. Tylko teraz klub musi wykazać się jeszcze większą "kreatywnością", żeby pomieścić wszystkie gwiazdy. Wtedy się udało, choć jakie zakulisowe działania się do tego przyczyniły - do dzisiaj nie wiadomo.

PSG, czyli katarska polityka "soft power"

Aby jednak zrozumieć strategię Katarczyków, konieczny jest szerszy kontekst.
Gdy w 2017 roku Neymar przychodził do Paryża, wykupiony za 222 mln euro, cała operacja odbywała się pod hasłem - parafrazując motto katalońskiego klubu - "więcej niż futbol". Jeszcze żaden transfer w historii sportu nie miał takiego podtekstu geopolitycznego, bo działo się to zaledwie kilka miesięcy po tym, jak szejkowie z Dohy rozzłościli arabskich sąsiadów, rozpychając się na wszystkie strony i doprowadzając de facto do wojny dyplomatycznej z Arabią i jej sojusznikami. W tle była oczywiście organizacja mundialu w 2022 roku.

Nawet jeśli Sepp Blatter, skompromitowany były szef FIFA, dobił targu w 2011 roku z emirem Kataru (w największym skrócie: "nie odbierzemy wam mundialu, ale Mohamed Ben Hammam, człowiek, który zajmował się kupowaniem głosów i kandydat w ówczesnych wyborach na szefa FIFA musi zrezygnować") przez lata władze w Dosze żyły w mniejszej lub większej niepewności, czy na pewno organizację mundialu uda się utrzymać. Gromy padały ze wszystkich stron, także za niewolniczą pracę tysięcy imigrantów przy budowie stadionów, śmierć wielu z nich oraz notoryczne łamanie praw człowieka, o którym alarmowały międzynarodowe instytucje.

Katarczycy tak bardzo nakręcili spiralę, tak bardzo chcieli pokazać nieograniczony kurek z petrodolarami i zaistnieć na arenie międzynarodowej, że ceną za tę manię wielkości mogło być tylko podbicie stawki. Neymar (na poziomie globalnym) i Mbappé (wówczas jeszcze bardziej lokalnie) znakomicie się do tego nadawali.

Szejkowie konsekwentnie realizowali w ten sposób politykę "soft power" i trzeba przyznać, że mogli pochwalić się sukcesami.

Sukces sportowy, czyli nieosiągalny dotychczas triumf w Lidze Mistrzów, jest w tej strategii ciągle bardzo ważny, ale często można odnieść wrażenie, że to bardziej środek do celu. A ten wykracza zdecydowanie poza sport.

Paryżanom dużo lepiej wychodziło dotychczas przyciąganie wielkich gwiazd (Beckham, Ibrahimović, Neymar, Mbappe), które miały być "twarzami" katarskiego projektu niż budowanie drużyny. Innymi słowy, dla szejków z Dohy indywidualności zawsze miały przewagę nad ekipą, co w praktyce objawiało się choćby tym, że prezes Nasser utrzymywał często bezpośrednie relacje z gwiazdami, a te wiedziały, że mogą zwrócić się do niego z pominięciem trenera.

Transfer Messiego znakomicie się w ten model wpisuje. A ściągnięcie w ciągu miesiąca byłych kapitanów Barcelony i Realu - jeszcze bardziej.

Zobacz takżePique znalazł winnych odejścia Messiego. "To nas ukarało"

Źródło artykułu: