Proklamowanie przez 12 największych klubów Starego Kontynentu Superligi to rebelia, jakiej świat futbolu jeszcze nie widział. UEFA robi wszystko, by zapobiec schizmie i tym samym utrzymać intratną rolę pośrednika w sprzedaży praw marketingowych. A że tonący "brzydko się chwyta", to unia piłkarska ucieka się do gróźb.
- Piłkarze, którzy zagrają w Superlidze, otrzymają zakaz gry w rozgrywkach reprezentacji, w mistrzostwach Europy - ogłosił w poniedziałek, po "nocnej zmianie", szef UEFA Aleksander Ceferin. Czy UEFA ma do tego prawo? Spytaliśmy o to adwokata Marcina Kwietnia, specjalistę prawa sportowego.
- Jak wszystkie takie sytuacje w piłce nożnej, jest to precedensowa sprawa. Nikt na ten temat jeszcze nie orzekał. (...) Każda federacja może stosować środki dyscyplinarne wobec zawodników. Może zagrozić, że jeżeli wezmą udział w Superlidze, to nie będą dopuszczani do pozostałych rozgrywek. Te organizacje mają odpowiednie środki, by tych piłkarzy karać - przyznał Kwiecień. Więcej TUTAJ.
Wojciech znów nieSzczęsny
Jeśli Superliga dojdzie do skutku (nie jest to jeszcze przesądzone, o czym piszemy TUTAJ), a UEFA wcieli swoje groźby w życie już przed Euro 2020, to reprezentacja Polski... przystąpi do mistrzostw niemal w optymalnym składzie. Na blisko pół tysiąca piłkarzy 12 klubów-założycieli Superligi, których miałyby dotknąć sankcję, jest tylko jeden Polak - Wojciech Szczęsny z Juventusu.
ZOBACZ WIDEO: "FIFA i UEFA mają nabitą broń". Michał Listkiewicz mówi, jak działacze będą chcieli powstrzymać Superligę
31-latek może mówić o dużym pechu. Sousa w końcu namaścił go na pierwszego bramkarza reprezentacji Polski, a teraz może stracić ten status przy zielonym stoliku. Szczęsny nie ma szczęścia do dużych turniejów. Udział w udanym dla Polski Euro 2016 zakończył przedwcześnie z powodu kontuzji, a podczas Euro 2012 i MŚ 2018 popełnił kosztowne błędy. Euro 2020 miało być dla niego okazją na rehabilitację.
Jego brak nie będzie jednak poważnym osłabieniem reprezentacji Polski. Potencjalna dyskwalifikacja dotknęła bowiem piłkarza z pozycji, na której Sousa ma klęskę urodzaju. Łukasz Fabiański to czołowy bramkarz Premier League, Rafał Gikiewicz ma podobny status w Bundeslidze, a Bartłomiej Drągowski i Łukasz Skorupski cieszą się estymą w Serie A.
Ewentualna absencja Szczęsnego nie będzie zatem tak bolesna dla kadry, jak byłaby konieczność gry bez Kamila Glika, Grzegorza Krychowiaka, Piotra Zielińskiego czy Roberta Lewandowskiego, dla których godnych zmienników nie mamy. Bayern "Lewego" został zaproszony do udziału w Superlidze, ale Karl-Heinz Rummenigge stoi po stronie UEFA, a nie Andrei Agnelliego czy Florentino Pereza, którzy chcą układać świat futbolu na nowo.
Uśmiech losu
To, że w kadrach Arsenalu, Atletico, Barcelony, Chelsea, Interu, Liverpoolu, Man City, Man Utd, Milanu, Realu i Tottenhamu próżno szukać reprezentantów Polski, fatalnie świadczy o stanie polskiego piłkarstwa, ale akurat w tym przypadku los się do nas uśmiechnął. Decyzja UEFA zwyczajnie znacznie zwiększa szanse reprezentacji Polski na Euro 2020.
Każdy z rywali w fazie grupowej mistrzostw dozna istotniejszych osłabień. Słowacji grozi przystąpienie do turnieju bez lidera defensywy Milana Skriniara z Interu, który jest nie do zastąpienia. Szwedzi mogą być zmuszeni do radzenia sobie bez kapitana Victora Lindelofa (Man Utd), wschodzącej gwiazdy Dejana Kulusevskiego (Juventus) i Zlatana Ibrahimovicia (Milan), który dopiero co wrócił do drużyny narodowej na białym koniu.
Potencjał Hiszpanii jest olbrzymi, ale jeśli drużynę narodową odetnie się od graczy Atletico (Koke, Marcos Llorente, Saul Niguez), Barcelony (Jordi Alba, Sergio Busquets Ansu Fati, Pedri), Juventusu (Alvaro Morata), Man City (Rodri, Ferran Torres) czy Realu (Marco Asensio, Sergio Ramos), to Luis Enrique będzie musiał naprędce zmontować kadrę B.
Na przykład z wyjściowego składu na listopadowy mecz Ligi Narodów z Niemcami (6:0), który był demonstracją siły La Furia Roja, zakaz gry na Euro 2020 może otrzymać aż 6 piłkarzy: kapitan Sergio Ramos (Real), Sergi Roberto (Barcelona), Rodri, Ferran Torres (obaj Man City), Koke (Atletico) i Alvaro Morata (Juventus). Tak zdekompletowana Hiszpania pozostanie faworytem grupy, ale osiągnięcie z nią dobrego wyniku nie będzie już poza zasięgiem Biało-Czerwonych.
Turniej kategorii B
A Hiszpania wcale nie byłaby najmocniej dotkniętym sankcjami UEFA uczestnikiem Euro 2020. Na przykład z "11" Anglii na marcowy mecz z Polską Gareth Southgate mógłby na mistrzostwach skorzystać tylko z Nicka Pope'a, Declana Rice'a i Kalvina Philipsa. Owszem, doszliby niegrający wtedy Jude Bellingham i Jadon Sancho z Borussii Dortmund, ale bez Erica Diera, Phila Fodena, Masona Mounta, Raheema Sterlinga czy Harry'ego Kane'a Anglia traci status faworyta Euro 2020.
Zresztą, wszyscy finaliści zbliżających się mistrzostw, którzy mają medalowe aspiracje, musieliby sobie radzić bez najważniejszych graczy. Włochy m.in. bez Gianluigiego Donnarummy, Leonardo Bonucciego, Giorgio Chielliniego, Nicolo Barelli czy Federico Chiesy. Mistrzowie świata Francuzi bez Hugo Llorisa, Raphaela Varane'a, Paula Pogby, N'Golo Kante, Ousmane'a Dembele, Antoine'a Griezmanna czy Olivera Girouda, a to tylko kilka nazwisk z długiej listy niedostępnych dla Didiera Deschampsa.
Niemieckie kluby nie przystąpiły do Superligi, ale Toni Kroos, Ilkay Gundogan czy Timo Werner mogą Euro 2020 obejrzeć w telewizji. Dla broniących tytułu Portugalczyków decyzja UEFA oznacza grę bez Cristiano Ronaldo, Bruno Fernandesa czy Bernardo Silvy. Nad Belgami wisi groźba straty Thibauta Courtoisa, Kevina De Bruyne, Edena Hazarda czy Romelu Lukaku. Chorwaci bez Luki Modricia, Marcelo Brozovicia, Ivana Perisicia, Mateo Kovacicia czy Ante Rebicia też tracą na znaczeniu.
Holendrzy wracają na turniej rangi mistrzowskiej po 7 latach przerwy, ale ich duże nadzieje z tym związane mogą przekuć się w rozczarowanie, bo tym grozi gra bez Virgila van Dijka, Matthijsa de Ligta, Frenkiego de Jonga czy Donny'ego van de Beeka. W podobnej sytuacji są też Duńczycy, którzy musieliby sobie radzić bez Andreasa Christensena, Simona Kjaera, Pierre'a-Emile'a Hojbjerga czy Christiana Eriksena.
Lista ewentualnych nieobecności jest jeszcze dłuższa, bo dotyczyłaby też Walijczyków Garetha Bale'a i Aarona Ramseya, czyli półfinalistów poprzedniego Euro, Szwajcarów Xherdana Shaqiriego czy Granita Xhaki czy Turków Hakan Calhanoglu i Meriha Demirala. Bez tych wszystkich gwiazd Euro 2020 jawi się jak turniej kategorii B. Jak gra komputerowa, której twórcy nie wykupili wszystkich potrzebnych licencji. Ale czy to miałoby znaczenie dla odbioru sukcesu reprezentacji Polski?
Jak Dania, jak Urugwaj
Czy Duńczykom ktoś zarzuca, że w 1992 roku zostali mistrzami Europy, choć tak naprawdę nie powinni wziąć udziału w turnieju. Nie zakwalifikowali się do niego, ale wskoczyli w miejsce Jugosławii, która została wykluczona w ramach sankcji ONZ za prowadzenie działań wojennych w Bośni. Dziś nikt nie mówi, że Dania weszła na bal tylnym wejściem, tylko wspomina się jak tańczyła.
A czy ktoś kwestionuje mistrzostwo świata Urugwaju z 1930 roku. Urusi wygrali pierwszy mundial i szczycą się tym historycznym triumfem, a mało kto dziś zajmuje się tym, że to był kadłubowy turniej. Europejskie zespoły odmówiły wzięcia udziału ze względu na duże koszta podróży do Urugwaju. Ostatecznie Stary Kontynent reprezentowały drużyny Belgii, Francji, Jugosławii i Rumunii. Zabrakło m.in. brązowych medalistów IO 1928 Włochów.
Za kilka, kilkanaście lat nikt nie będzie zarzucał Polsce, że skorzystała na rozłamie w świecie futbolu. Jakie to będzie miało znaczenie, że przez futbolową wojnę na górze Biało-Czerwoni rywalizowali z kadrami B rywali? To problem bogatych, którzy już dawno zaczęli budować piłkarski Disneyland, bez wstępu dla piłkarskich krajów rozwijających się. Euro 2020 będzie rachunkiem za to przedsięwzięcie.
Osłabiony skład nie powinien umniejszać wyniku Polski na Euro 2020. Złoty medal IO 1972 Orłów Górskiego do dziś jest uznawany za wielki sukces, początek złotej ery polskiego piłkarstwa, a to był przecież turniej drugiej kategorii. Najlepsi piłkarze tamtych czasów, nie licząc tych zza "żelaznej kurtyny", do Monachium się nie wybrali. To była impreza dla zawodników o statusie amatora. Więcej TUTAJ.
Nie musimy jednak kopać w przeszłości aż tak głęboko, by znaleźć podobny przykład. Zwycięstwo kadry Adama Nawałki nad Niemcami, świeżo upieczonymi mistrzami świata, w październiku 2014 roku to też olbrzymi sukces, a przecież Niemcy przyjechali do Warszawy bez 11 uczestników mundialu w Brazylii. O tym mówiło się dzień po meczu, a miesiąc później nikt o tym nie pamiętał. A wmurowanego fundamentu pod sukces w postaci ćwierćfinału Euro 2016 nie dało się wykopać.