Dużą część kariery Gabor Kiraly spędził w Hercie Berlin (198 meczów w Bundeslidze dla tego zespołu). Potem trafił do Anglii, znów do Niemiec, aż w końcu wrócił na Węgry i tam zakończył karierę.
Przez wiele lat występował w charakterystycznych szarych spodniach, choć nie tylko one, ale i duże umiejętności, były jego znakiem rozpoznawczym.
Dziś Kiraly rozwija własną akademię, prowadzi przemowy motywacyjne, sprzedaje też... wspomniane szare spodnie.
Przed meczem z Madziarami WP SportoweFakty rozmawiały z rekordzistą jeśli chodzi o liczbę występów w węgierskiej kadrze (wspólnie z Balazsem Dzsudzsakiem).
ZOBACZ WIDEO: Piłka nożna. Michał Listkiewicz: Minęły czasy, gdy baliśmy się Węgrów. Teraz to oni się nas obawiają
Piotr Koźmiński, WP SportoweFakty: Marco Rossi, trener reprezentacji Węgier, powiedział nam, że na papierze Polska jest dużo lepsza. A jak pan ocenia siłę obu reprezentacji?
Gabor Kiraly, 108-krotny reprezentant Węgier, były gracz Herthy Berlin, Crystal Palace, Aston Villi, Fulham, Bayeru Leverkusen, TSV 1860 Monachium, Szombathelyi: Moim zdaniem różnica między Węgrami a Polską jest niewielka. Według mnie te zespoły są na zbliżonym poziomie. Wyobrażam sobie, że mecz będzie "na styku", a o wyniku może zadecydować jedna bramka. Zarówno 1:0 dla Polski, albo dla Węgier, ale i remis - wszystko jest realne. Jeśli Węgrzy będą dobrze przygotowani, to wcale nie stoją na straconej pozycji. Jeśli zagrają bardzo zespołowo, a to potrafią, to nie muszą przegrać. To dobry zespół, piłkarze są w odpowiednim wieku. Nie są starzy, ale już doświadczeni. Uważam, że nasza piłka idzie do przodu. W tej grupie nie stoimy na straconej pozycji. Awansowaliśmy na EURO 2016 i EURO 2020. Mundial 2022 byłby piękną kontynuacją i dowodem na progres.
A remis w meczu z Polską wziąłby pan w ciemno, czy jednak nie?
Przed meczem jednak nie. Można powalczyć o trzy punkty. Natomiast potem to wszystko zależy, jak ten mecz będzie przebiegał, kto ile stworzy sytuacji, kto będzie miał więcej szczęścia. Być może po obejrzeniu meczu, gdyby padł faktycznie remis, powiem, że to niedosyt albo że trzeba ten punkt szanować. Ale przed meczem remisu w ciemno bym nie brał.
Zagracie bez Dominika Szoboszlaia. Jak duże to osłabienie?
Duże, bo to niezwykły piłkarz. To, co potrafi zrobić z rzutu wolnego, czy innego stałego fragmentu gry... Pod tym względem jest niesamowity. Zresztą, nie tylko pod tym. Potrafi też dać indywidualny popis, przedryblować kilku rywali i strzelić gola. Na pewno będzie go brakowało, ale z drugiej strony siłą Węgier jest zespół.
Kończąc wątek Szoboszlaia: niektórzy mówią, że to talent na miarę najlepszych klubów świata. Myśli pan, że kiedyś w takim zagra?
Ale on już mógł w takim zagrać! Wybrał jednak nieco inaczej i uważam, że to bardzo dobra decyzja. Szoboszlai ma wielki talent, ale dobrze, że wybrał drogę krok po kroku. W Lipsku ma wszystko, żeby dalej się płynnie rozwijać. Potrzebuje gier, stopniowo rosnącej presji i to będzie miał w Bundeslidze. A na wielkie kluby ma jeszcze czas. Ten chłopak ma ledwie 20 lat.
Szoboszlai to melodia przyszłości, natomiast Robert Lewandowski "rządzi" teraz. Zapewne jako były gracz Bundesligi wciąż ją pan śledzi i wie, co tam Polak "wyrabia"…
Oczywiście. Jest obecnie najlepszy na świecie. To napastnik, który ZAWSZE strzela gole. Lubię go, bo wydaje mi się również, że to dobry, pozytywny człowiek. Takie mam odczucia. Jasne, że może wygrać Polsce mecz z Węgrami, ale z drugiej strony nie jest też tak, że nie da się go zatrzymać. O ile dobrze pamiętam, grałem przeciwko niemu raz, to był mecz Pucharu Niemiec, występowałem wtedy w TSV 1860 Monachium. Przegraliśmy z Borussią Dortmund 0:2, jedną z bramek strzelił Aubameyang. Drugiego strzelca nie pamiętam, ale raczej nie był to Lewandowski.
A jak, jako były bramkarz, ocenia pan golkiperów reprezentacji Węgier i Polski? Kto jest lepszy: Peter Gulacsi czy Wojciech Szczęsny?
Według mnie są na podobnym poziomie. Obaj grają w bardzo dobrych klubach, są w podobnym wieku, każdy z nich może bardzo pomóc kadrze, bo ma ku temu odpowiednie umiejętności. Nie sądzę, aby jeden był wyraźnie lepszy od drugiego.
Pan rozegrał w trakcie kariery 828 meczów, stawał pan naprzeciw wielu napastników. Który sprawił panu najwięcej kłopotów?
Mam wrażenie, że jeżeli chodzi o napastników, w czasach, gdy grałem, było wielu nie tylko z dużymi umiejętnościami, ale i dużą osobowością, charakterem. Pierwszy, który przychodzi mi do głowy to Thierry Henry. Począwszy od meczów w kadrze U20 przeciw Francji, aż po Premier League. W Bundeslidze krwi potrafił napsuć Giovane Elber, grałem też przeciw Ibrahimoviciowi.
A z tych 828 meczów któryś był najbardziej pamiętnym?
Tak. Spotkanie z Norwegią, 12 listopada 2015 roku. To była batalia o finały EURO 2016. Graliśmy na wyjeździe. Dzień zaczął się tragicznie, bo otrzymaliśmy wiadomość, że w wieku 32 lat zmarł nasz kolega z reprezentacji Węgier, bramkarz Martin Fullop. Ciężko się grało ze względu na te tragiczne wieści. Pamiętam, że w trzeciej czy czwartej minucie obroniłem w trudnej sytuacji, co pomogło nam zostać w grze. Ostatecznie wygraliśmy 1:0, a co więcej: to był mój mecz numer 100 w węgierskiej bramce.
Dzięki pokonaniu Norwegów awansowaliście wtedy do finałów EURO 2016. Tam został pan najstarszym piłkarzem, który zagrał w finałach tej imprezy, miał pan wtedy 40 lat i 74 dni. Ten rekord ma dla pana znaczenie?
Z jednej strony ma, to coś sympatycznego. Pobiłem wtedy Lothara Matthaeusa w tym względzie. Zresztą, Lothar, którego świetnie znam, zaraz potem mi pogratulował. Natomiast rekord jak to rekord - ktoś go kiedyś na pewno pobije.
W Hercie spotkał pan kilku Polaków. Na przykład Tomasza Kuszczaka. Kto był lepszym bramkarzem: pan czy Tomek?
Dobre pytanie. Powiedzmy, że byliśmy na podobnym poziomie. Z trzech bramkarzy Herthy dwóch poszło do Anglii. Kuszczak zaliczył piękną karierę, choćby pobyt w Manchesterze United. Do dziś mamy kontakt.
Ten wywiad byłby niepełny, gdyby nie padło pytanie o słynne szare spodnie, które były pana znakiem rozpoznawczym. Skąd się to wzięło?
Wzięło się stąd, że gdy zaczynałem karierę na Węgrzech, murawy, zwłaszcza w zimniejszej porze roku, bywały w bardzo kiepskim stanie. Ubierałem więc długie szare spodnie, aby chronić nogi, mieć jak najlepszy komfort. A potem już tak zostało.
To prawda, że ma pan sklep internetowy i takie spodnie można w nim nabyć?
Prawda, jest tam odzież sportowa wysokiej jakości. Te charakterystyczne szare spodnie można też kupić w oficjalnym sklepie Herthy Berlin.
Wracając jeszcze na chwilę do polskich wątków: lata temu przegraliście w pucharach z Dyskobolią Grodzisk Wlkp. Dla takiego klubu jak Hertha to musiał być szok…
Na pewno nie był to przyjemny moment. Ale ten polski zespół był wtedy w dobrej formie. Mecze były bardzo wyrównane, a Polacy mieli wtedy dwóch świetnych napastników, którzy strzelali wtedy dużo goli, zarówno w lidze, jak i w pucharach (chodzi o Andrzeja Niedzielana i Grzegorza Rasiaka - przyp.PK).
W piłkę grał pan do czterdziestki, ale od lat rozwija pan również swoją akademię piłkarską…
Dokładnie. Mamy 250 młodych piłkarzy, 22 trenerów, siedem boisk treningowych. Cały czas się rozwijamy, latem będzie hotel, centrum rehabilitacji. To wszystko zaczęło się już w 2003 roku. Wiele lat później odwiedził nas premier Viktor Orban i był pod dużym wrażeniem. Przez lata pokazałem, inwestując własne pieniądze, że można zbudować coś fajnego. Zostało to docenione i trzy lata temu dostaliśmy wsparcie na rozwój. Grałem wiele lat w Niemczech, Anglii, dużo w piłce widziałem i pożytkuję to teraz, zapewniając węgierskiej młodzieży jak najlepsze warunki rozwoju.
Poza akademią, jak słyszałem, ma pan też wykłady motywacyjne? Podobnie jak na przykład Jerzy Dudek.
To prawda. Mam przemowy dla firm, dla szkół... Fajne doświadczenie. Widziałem w życiu dużo, grałem przez wiele lat na wysokim poziomie. Futbol uczy wielu rzeczy. Jurek Dudek pewnie potwierdzi. Liverpool, Real... Sporo przeżył, również pod względem motywacji. A taką wiedzą warto się dzielić.