W 82. minucie Luquinhas uruchomił prostopadłym podaniem Kostorza, który w polu karnym zwiódł Aleksandra Paluszka i pewnym strzałem nie dał Martinowi Chudemu szans na interwencję. Młody legionista zachował się jakby strzelał 100. gola w PKO Ekstraklasie, a nie swojego pierwszego na ligowych boiskach.
Po zdobyciu bramki padł na kolana i uniósł ręce ku niebu. - Bramkę dedykuję mojemu tacie, który na pewno patrzy na mnie z góry i mi kibicuje. To była dedykacja dla niego - wyjaśnił po meczu. - To była radość przez łzy, ale tak jak mówię, bardzo duża radość - dodał.
Przykuty do łóżka
Trafienie 21-latka dało Legii cenne zwycięstwo nad Górnikiem Zabrze (2:1), dzięki któremu warszawianie umocnili się na pozycji lidera. A dla niego to nagroda za wytrwałość. Jesienią przeżył gehennę i nie chodzi tylko o przedwczesną śmierć ojca.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: ale błąd. Co ten obrońca zrobił?!
We wrześniu zakaził się mononukleozą, która przykuła go do łóżka na 40 dni, a z treningów wyłączyła na blisko dwa miesiące. W trakcie choroby schudł 5 kg - u wyczynowego sportowca taka utrata wagi w tak krótkim czasie nie pozostaje bez znaczenia.
Choroba miała u niego ciężki przebieg, a leczenie trwało tak długo ze względu na problem z diagnozą. Najpierw sądzono, że to angina, a gdy antybiotyk nie pomógł, wykonano testy w kierunku COVID-19. Dopiero wtedy zrobiono mu dodatkowe badania i okazało się, że to mononukleoza.
- Mocno mnie złapało. Przez równe dwa tygodnie miałem 40 stopni gorączki lub więcej. Brałem paracetamol i temperatura nie spadała. W dodatku ten wirus działa tak, że bardzo osłabia odporność. Doszło do tego, że łapałem wszystko - opowiadał w listopadzie portalowi legia.net.
- Dotknąłem kurzu i robiło mi się zapalenie. Złapałem też opryszczkę, ale byłem tak słaby, że objawiała się u mnie inaczej niż zwykle - w całej jakie ustnej miałem bąble, nie mogłem niczego przełknąć, nie jadłem. Dopiero po około 25 dniach zacząłem coś jeść i lepiej funkcjonować. W końcu się wyspałem, wcześniej nie mogłem wcale spać. Ciągle się pociłem, czasem miałem wrażenie, że leżę w łóżku wodnym - tłumaczył.
Szybkie nogi i chłodna głowa #GÓRLEG
— Legia Warszawa (@LegiaWarszawa) February 27, 2021
pic.twitter.com/bjzDqDVUwJ
- To był naprawdę ciężki okres. Miałem gorszy moment. Mijał ósmy dzień i temperatura cały czas utrzymywała się około 40 stopni. Trochę spanikowałem. Rozmawiałem z lekarzem, brałem leki, a potem antybiotyk. Nic nie przynosiło ulgi, w głowie miałem mnóstwo myśli i pytań. Po dwóch ujemnych testach na COVID-19 zrobiono mi kolejne specjalistyczne badania i okazało się, co jest przyczyną moje samopoczucia - mówił.
Deser od Michniewicza
Wrócił do gry 21 listopada, po 76 dniach, i od razu ustrzelił dublet w meczu rezerw, ale jesienią w PKO Ekstraklasie już nie wystąpił. Przed tygodniem dostał od Czesława Michniewicza kwadrans w meczu z Wisłą Płock (5:2), a w sobotę w Zabrzu wszedł na boisko już w 55. minucie.
- Miałem długą przerwę i brakowało mi wydolności. Sumiennie pracowałem cały czas, trener powtarzał, żebym dalej tak pracował. Tu jest Legia Warszawa, liczy się tylko zwycięstwo i zawodnik wchodzący z ławki musi być gotowy w stu procentach. Ja to rozumiem i cieszę się, że dziś tak było - mówił po meczu z Górnikiem.
— Legia Warszawa (@LegiaWarszawa) February 27, 2021
@mat_kostrzewa #GÓRLEG pic.twitter.com/4UtZiSJMrP
- Czuję na każdym treningu, że trener we mnie wierzy. Kiedy wychodzę na boisku, staram się robić to, co na treningu. Trener śmieje się, że mecz jest deserem i cieszę się, że ten deser dostałem i mogłem go zjeść - spuentował Kostorz.