Rozmowa tygodnia. Wojciech Łobodziński dla Sportowych Faktow!

Od tego wtorku, co tydzień, będziemy prezentowali Państwu rozmowę z zawodnikiem, trenerem lub działaczem. Startujemy z nowym piłkarzem Wisły Wojciechem Łobodzińskim, który podzielił się z nami wrażeniami związanymi z przenosinami do Krakowa oraz grą w aktualnie najlepszej drużynie w Polsce. Nie zabrakło też pytań dotyczących procederu korupcyjnego. Zapraszamy!

Od ponad dwóch miesięcy jest pan piłkarzem Wisły. Jak wrażenia z pobytu w Krakowie?

- Zaaklimatyzowałem się nawet nieźle, więc nie było jakichś większych problemów. Zostałem tu dobrze przyjęty, więc nie mam, na co narzekać. Fajne miasto, treningi na wysokim poziomie, żadnych problemów organizacyjnych, wspaniali kibice i najważniejsze, ciągle wygrywamy.

Kraków to dużo większe miasto niż Lubin. Gdzie żyje się panu lepiej?

- Na pewno Kraków jest miastem atrakcyjniejszym. Jest tu sporo miejsc gdzie można fajnie spędzić swój pozasportowy czas, szczególnie, kiedy ma się rodzinę. Ja mam żonę i córkę, więc razem możemy gdzieś wyskoczyć i miło spędzić ze sobą chwile. W Krakowie żyje się inaczej niż w Lubinie. Co nie znaczy, że lepiej.

Porównując zespoły Wisły i Zagłębia. Który pod względem sportowym jest lepszy i dlaczegi?

- W tej chwili ciężko porównywać te drużyny, bo Wisła jest poza zasięgiem ligi. Zagłębie ma oczywiście wielu świetnych zawodników, ale Wisła ma najlepszych piłkarzy w Polsce. Wiadomo, że pod Wawelem mocno szykujemy się na Ligę Mistrzów, więc tych dobrych zawodników pewnie będzie przybywać. W Lubinie chyba nie wykorzystano szansy, jaką dawało mistrzostwo Polski i start w eliminacjach do Ligi Mistrzów.

W przedsezonowych sparingach Wisły prezentował się pan znakomicie. Jednak od początku rundy rewanżowej pana forma znacząco opadła. Co było tego powodem?

- Być może moja forma spadła dlatego, że nie przepracowałem dobrze okresu przygotowawczego. Do Wisły dołączyłem dopiero w lutym. Na początku faktycznie była świeżość i grało mi się dobrze. Później obniżyłem trochę loty i nie za bardzo szło mi w lidze. Teraz jestem kontuzjowany, bo lekko naderwałem łydkę i nie trenuję normalnie z drużyną, ale myślę, że na dniach zacznę znów pracować nad formą.

W ostatnich spotkaniach wydawało się, że pana dyspozycja pomału zaczyna przypominać tą z czasów gry w Zagłębiu.

- Zgadza się. Czułem się coraz lepiej. Wydawało mi się, że jeszcze kilka dni, kilka treningów i zacznę grać na swoim poziomie, ale niestety w meczu z Ruchem przyplątała mi się ta kontuzja.

W meczu z Polonią Bytom zdobył pan pierwszego gola w barwach Wisły. Długo pan czekał na to premierowe trafienie, więc pewnie radość była duża?

- Nie przywiązuję do tej bramki jakiejś wielkiej wagi. To trafienie pośrednio pozwoliło nam wygrać mecz i z tego się na pewno cieszę. Liczę na to, że kolejne spotkania przyniosą kolejne bramki.

Od momentu transferu do Wisły media porównują pana z Kamilem Kosowskim. Nie jest to męczące?

- Męczy mnie to troszeczkę, ale staram się nie przejmować tym za bardzo. Nie zastanawiam się nad tym, bo to nieuniknione. Na tej pozycji wcześniej byli Kalu Uche, Damian Gorawski czy Kuba Błaszczykowski i ciągle słyszę jakieś tam porównania. Mimo to gram swoje i nie muszę nikogo naśladować. Poza tym Kamil, to inny typ zawodnika niż ja. On częściej lubił zmienić stronę boiska, zejść do środka. Ja jestem typowym prawym pomocnikiem.

Jak na razie na prawej stronie Wisły nie ma wielkiej rywalizacji. Rafał Boguski gra w ataku, a Paulista ma problemy dyscyplinarne. Chyba może się pan czuć pewniakiem do miejsca w składzie?

- Nie wiem? Z Rafałem teraz nie muszę rywalizować, bo możemy grać razem. Zobaczymy, co będzie jak do składu przebiją się Radek Matusiak i Andrzej Niedzielan. Z Paulistą na razie rywalizację wygrywam, ale Brazylijczyk też nie jest typem prawego pomocnika. Pamiętajmy, że na skrzydle zagrać może Marek Zieńczuk i Piotrek Brożek. Pewnie w lato dojdą jacyś zawodnicy, z którymi będę musiał rywalizować. Poza tym piłka teraz jest taka, że na każdej pozycji może grać każdy zawodnik. Od piłkarzy wymaga się wszechstronności. Mimo wszystko, żadnej rywalizacji się nie boję.

W tabeli Wisła ma 15 punktów przewagi nad drugim Groclinem. Chyba można was obwołać mistrzami Polski za sezon 2007/2008?

- Musiałaby się stać jakaś gigantyczna katastrofa, abyśmy tego mistrzostwa nie zdobyli. Chyba nikt w to nie wierzy i słusznie. Choć z radością poczekajmy do oficjalnego zdobycia przez Wisłę mistrzostwa Polski. A pewnie stanie się to w szczególnym miejscu i w szczególnym meczu. Mowa tu o stadionie Wisły i meczu derbowym z Cracovią.

Dla pana tu już drugi tytuł mistrzowski w przeciągu dwóch lat. Najpierw miano najlepszej drużyny kraju z Zagłębiem a teraz z Wisłą. Które mistrzostwo jest dla pana ważniejsze?

- No tak się złożyło (śmiech). Proszę pamiętać, że do Krakowa przyszedłem praktycznie na gotowe. Mimo wszystko chciałbym mieć większy udział w sukcesach sportowych Wisły. A który tytuł jest ważniejszy? Z Wisłą mistrza jeszcze nie zdobyłem, więc nie będę się wypowiadać. Niech pan zadzwoni za tydzień to porozmawiamy (śmiech).

Ostatnio w mediach pojawiały się informacje, że Wisła planuje sprowadzić z Zagłębia dwóch pańskich kolegów. Chciałby pan zagrać w Krakowie z Maciejem Iwańskim i Szymonem Pawłowskim?

- A czemu nie? Myślę, że Maciek ze swoimi umiejętnościami ofensywnymi, a także stałymi fragmentami gry mocno przydałby się tu w Krakowie. Na pewno rywalizacja w środku boiska wyglądałaby pasjonująco. Szymon to bardzo ciekawy, perspektywiczny piłkarz i bardzo bym się cieszył gdyby tu przyszedł. Zyskałby na tym transferze i Szymek i Wisła.

Nawiązałem do transferów, bo Wisła szykuje się do walki o Ligę Mistrzów. W pana opinii macie szansę na historyczny awans do Champions League?

- Trzeba w to wierzyć. Wszyscy dużo o tym mówią, ale nie dają nam dużych szans. Oczywiście musimy mieć szczęście w losowaniu, bo to ma ogromne znacznie. Na pewno chcielibyśmy bardziej trafić na Steaue niż na Valencię czy Liverpool.

Jeżeli jednak Wiśle nie wyszłyby eliminacje do Ligi Mistrzów zdecydowałby się pan na odejście za granicę?

- Nie po to podpisywałem z Wisłą pięcioletni kontrakt, żeby po roku podchodzić. Nie pokazałem jeszcze wszystkiego, na co mnie stać, niewiele dla Wisły zrobiłem. Chcę grać w Krakowie kolejne lata i zdobywać z Wisłą następne laury.

Porozmawiajmy o problemie, który od ponad roku jest tematem numer jeden w polskiej piłce. Mówię oczywiście o korupcji. Zdegradowano już kilka klubów, a wymienia się kolejne. Miał pan pojęcie, że ten proceder działa na aż tak szeroką skalę?

- Niestety dzieją się takie rzeczy, jakie się dzieją. Zatrzymywani są trenerzy, piłkarze, działacze, sędziowie. Po ilości osób, które odwiedziły prokuraturę we Wrocławiu widać jak zjawisko korupcji miało ogromną skalę. Źle się gra w lidze, w której nie wiadomo, z kim będziesz mierzyć się za rok. Okazuje się, że nawet zespoły z czołowych miejsc mogą spaść za kupowanie spotkań. Nie jest to dobre dla naszej piłki.

Spotkał się pan w życiu z propozycją sprzedania jakiegoś meczu?

- Osobiście nie, ale jakieś podejrzenia miałem. Na 100 proc. nie wiedziałem czy jakiś mecz jest sprzedamy. To były tylko moje domysły. Ja nikomu nic nie proponowałem i mi też nikt nic nie proponował.

Myśli pan, że mógł pan grać ustawionym przez pańskich kolegów meczu Zagłębia Lubin?

- Nie sądzę.

Widzi pan jakieś rozwiązanie z tej sytuacji?

- Mówi się o abolicji i się zastanawiam czy teraz nie byłoby to najlepsze. Ale to się niestety nie stanie. Pewnie będzie tak, że teraz będzie się to ciągnęło aż zostaną ukarani wszyscy winni. Ale to według mnie nie jest dobre. Powinno się karać ludzi, którzy to świadomie robili, a nie karać kluby. W większości drużyn przyszli nowi ludzie, sporo się pozmieniało a drużyna zostaje zdegradowana do drugiej czy trzeciej ligi.

Czyli uważa pan, że kary są zbyt drastyczne?

- Tak, bo kara się kibiców a nie ludzi. Zagłębie zostało ukarane za czyny jednego człowieka. Czemu świetnie prosperujący zespół z naprawdę dobrą publiką ma cierpieć za czyny prezesa? Oczywiście, kara musi być, ale powinno skończyć się na punktach karnych i karze finansowej.

Stacja Canal + zaproponowała ligę składającą się z 12 zespołów. Widzi pan w tym jakiś sens?

- Być może to będzie jedyny sposób, żeby ta liga była normalna. Jeżeli będzie to dobre, to tylko na rok, maksymalnie dwa, a nie na stałe. Jeżeli ma spać te sześć czy osiem zespołów to może się stać, to czego się obawiam. Awansuje wtedy sporo zespołów z drugiej ligi i poziom Orange Ekstraklasy drastycznie się obniży. Ale powtórzę. Jeśli w lidze ma grać 12 zespołów to najwyżej dwa sezony. Mamy za duży kraj, za dużo klubów i dobrych zawodników, żeby liga była taka mała.

Zapytam jeszcze o reprezentację. Spotkanie ze Stanami Zjednoczonymi nie było w pana wykonaniu najlepsze...

- Tak, grałem w meczu ze Stanami, ale w tym spotkaniu ciężko kogokolwiek wyróżnić. Na przykład w meczu z Czechami strzeliłem bramkę i zagrałem dużo lepiej. Oby następne mecze w kadrze były jak ten z Czechami a nawet lepsze.

Na pewno liczy pan na wyjazd na mistrzostwa Europy?

- Oczywiście, że tak. Wyjazd byłby na pewno spełnieniem marzeń. O przepustkę na Euro muszę walczyć z całych sił. Jedna z gazet umieściła mnie w gronie pewniaków do wyjazdu. Czasami jednak różnie bywa z tymi pewniakami, bo ich kreują właśnie media. Staram się nie myśleć za bardzo o tym wyjeździe. Na pewno jest to dla mnie ważne, ale nie spędza mi to snu z powiek. Oczywiście liczę, że kiedy Leo Beenhakker wyczyta listę piłkarzy powołanych, to znajdzie się tam także nazwisko Łobodziński. Ale wiadomo, że trener Beenhakker ma swoją wizję i może zaskoczy jakimś powołaniem.

Sądzi pan, że trener Leo Beenhakker powinien do Austrii i Szwajcarii zabrać tych piłkarzy, którzy na te mistrzostwa awansowali czy brać zawodników, którzy aktualnie są w najlepszej formie?

- Jest to pytanie do trenera. Myślę, że on wie bardzo dobrze co robi. Wy, dziennikarze ciągle staraliście mu się podpowiadać kogo powinien powołać. Tak jak wtedy, kiedy Dawid Jarka strzelał bramki, a trener powołał Tomka Zahorskiego i źle na tym nie wyszedł. On ma swoją koncepcję i powołaniami będzie ją wypełniał.

Komentarze (0)