Piłka nożna jest piękna i nieprzewidywalna. Przekonali się o tym kibice obecni na stadionie przy ulicy Cichej. W 83 minucie, przy stanie 2:0 dla Ruchu, w sytuacji sam na sam z Jakubem Szmatułą znalazł się Rafał Grodzicki. Zawodnik, który w 26 minucie otwarł wynik meczu, w końcówce gry zachował się niczym rasowy napastnik. Będąc sam przed bramkarzem Piastunek strzelił obok wybiegającego bramkarza, ale minimalnie chybił. Po chwili obrońcy Niebieskich nie było już na boisku. Po zawahaniu defensywy w sytuacji sam na sam z Krzysztofem Pilarzem znalazł się Roman Maciejak, który został nieprzepisowo powstrzymany przez piłkarza Ruchu. Prowadzący zawody Piotr Siedlecki bez mrugnięcia okiem wyrzucił chorzowianina z boiska. - Gdybym wykorzystał chwilę wcześniej sytuację sam na sam to nie doszłoby do faulu przed naszym polem karnym - oceniał na gorąco boiskowe wydarzenia Grodzicki. - W tej sytuacji zabrakło mi umiejętności, albo determinacji. Jestem obrońcą i to może dlatego - dodał stoper, którego "wypady" pod pole karne rywala porównano w sobotnim magazynie "Liga+" do "wycieczek" słynnego Włocha, wicemistrza świata z 1994 roku, Franco Baresi’ego.
Chorzowianin jeszcze kilkanaście minut po spotkaniu nie potrafił pogodzić się z decyzją arbitra. - Przy stanie 2:0 sędzia spokojnie mógł ukarać mnie żółtą kartką. Zdarzenie miało miejsce daleko przed bramką. Kara nie musiała być tak dotkliwa dla mnie, bo teraz czeka mnie przymusowa pauza - narzekał piłkarz. - To moja pierwsza czerwona kartka w karierze pokazana bezpośrednio, bez konsekwencji dwóch żółtych. Bardzo żałuję. Dla drużyny zrobiłem dobrze, bo bramki w końcu nie straciliśmy - szukał pozytywów w swoim nieszczęściu Grodzicki.
Dla stopera Niebieskich gol w meczu z Piastem był premierowym w barwach Ruchu, a także w ekstraklasie. - Odkąd gram na najwyższym szczeblu rozgrywek to rzadko dochodzę do sytuacji strzeleckich, gdzie mogę uderzyć piłkę głową. Najczęściej udaje mi się strzelić nogą i tak było w spotkaniu z Piastem - wyjaśniał piłkarz. - Bramka padła po wyćwiczonym stałym fragmencie gry. W końcu zaczęliśmy trenować takie sytuacje. Przypomnę, że za czasów trenera Duszana Radolsky’iego w taki właśnie sposób zdobywaliśmy dużo bramek. Później przez dłuższy czas nie udawało nam się trafiać do bramki po kornerze, ale ostatnio zaczęliśmy poświęcać temu elementowi więcej uwagi i są tego efekty - cieszył się jeden z bohaterów sobotnich derbów Śląska.