Adrian Mierzejewski: Do Holandii po awans!

Porządny zastrzyk wiary we własne umiejętności i pewności siebie dostarczył piłkarzom warszawskiej Polonii pierwszy mecz III rundy kwalifikacyjnej Ligi Europejskiej z NAC Breda. Poloniści przegrali 0:1, ale nie stawia ich to w pozycji przegranej przed rewanżem w Holandii, o czym przekonuje najlepszy gracz warszawskiej drużyny w czwartkowym meczu, Adrian Mierzejewski.

- Ciężko się grało przeciwko tak technicznemu zespołowi, jakim jest NAC. Jako drużyna z Polski, skazywana przed tym spotkaniem na porażkę, to zagraliśmy jednak wyrównany pojedynek i to grając przez większą część gry dziesięciu na jedenastu. Zaprezentowaliśmy się dobrze. Zabrakło jedynie tej bramki i to jest powód tej porażki - podkreśla Adrian Mierzejewski.

- Przez pierwsze pół godziny byliśmy zdecydowanie lepsi. Straciliśmy bramkę praktycznie z niczego. Był to pierwszy czy drugi strzał rywala w tym meczu. Szkoda, że nie udało nam się doprowadzić przynajmniej do wyrównania, bo szanse ku temu były - żałuje popularny "Mierzej".

Prawy skrzydłowy Czarnych Koszul nie podziela decyzji arbitra, który pod koniec pierwszej połowy wyrzucił z boiska Radka Mynara w konsekwencji dwóch żółtych kartek w odstępie dwóch minut. - Niesłusznie usunięty z boiska został Radek Mynar. Jest kapitanem, więc może dyskutować z sędzią. Arbiter nieco się pospieszył z ukaraniem go. Pod koniec pierwszej połowy złapaliśmy zadyszkę. To była właśnie konsekwencja tej czerwonej kartki - tłumaczy.

Polonia nie załamuje się porażką, tylko ostrzy zęby na mecz rewanżowy. - Nie jesteśmy na straconej pozycji przed rewanżem. Przypomina mi się mecz Pucharu Ekstraklasy z Arką Gdynia - nie porównując oczywiście przeciwników - w którym przegraliśmy 0:2. W drugim spotkaniu odrobiliśmy straty na wyjeździe. Kwestia jednej bramki i wszystko może zacząć się od nowa. Nie boję się twierdzenia, że jedziemy do Holandii po awans - nie ukrywa Mierzejewski.

Komentarze (0)