Przez 12 lat był właścicielem koszykarskiego Śląska Wrocław. W tym czasie zbudował jego potęgę. W 2006 roku sprzedał klub i nigdy już nie wrócił do sportu. Były marszałek Sejmu, szef MSW, minister spraw zagranicznych i przewodniczący Platformy Obywatelskiej nie porzucił jednak pasji kibicowania i chętnie komentuje bieżące wydarzenia. Uważa, że naprawa polskiego sportu powinna zacząć się do wzrostu frekwencji na stadionach, polskie kluby powinny stawiać na młodych zawodników, a Robert Lewandowski... ma prawo odpoczywać od futbolu po sukcesie w Bundeslidze i Lidze Mistrzów.
Dawid Góra, WP SportoweFakty: Wróci pan do sportu jako działacz?
Grzegorz Schetyna: Nie, to chyba niemożliwe. Kibicem będę do końca, ale powrotu do prezesury w klubie już nie ma.
Dlaczego?
Zajmuję się teraz czymś zupełnie innym.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: zrobił to jak z Niemcami! Kapitalne podanie Grosickiego na treningu kadry
Zawsze można zmienić zajęcie. Doświadczenie w sporcie ma pan duże.
Tak, ale aby wrócić do sportu, musiałbym pójść na emeryturę polityczną. Nie wykluczam wspierania innych, ale bezpośrednie decydowanie o życiu klubu nie wchodzi w grę. Sport jest moją miłością i wciąż czuję ogromne emocje związane z tą sferą życia, ale ważna jest też kwestia pokoleniowa. Teraz potrzeba młodych ludzi, którzy będą łaknąć tego, co nowe. Doświadczenia poprzednich pokoleń są ważne, ale nie najważniejsze.
Polityczne doświadczenie nie wystarczy?
Żeby być doradcą? Wystarczy. Ale na odgrywanie głównej roli i działanie na pierwszej linii to za mało. Sport w latach 90. był inny. Inny będzie też za 10 kolejnych lat. Świetnie mają to poukładane w Niemczech czy Holandii, gdzie wymiana pokoleń jest sukcesywna, a jednocześnie ci bardziej doświadczeni gracze na rynku służą wsparciem.
Gdyby miał pan doradzać to tylko Śląskowi?
To część mojego życia, historii i emocji. Nie wyobrażam sobie, abym mógł to robić w innym miejscu. Piłka nożna i koszykówka to dyscypliny, w które mocno się angażowałem. W takich kwestiach zawsze wybiera serce.
Był pan na wszystkich meczach Śląska po lockdownie?
Nie, byłem tylko na tym nieszczęśliwym spotkaniu w Gdyni. Przez pandemię polska liga, jak zresztą wszystkie na świecie, działa w niezwykle trudnym czasie.
W poprzednim sezonie chodził pan na mecze?
Tak, jak tylko jestem we Wrocławiu, zawsze chodzę. Byłem też na kilku wyjazdach. Nie bez powodu kibice śpiewają: "Jesteśmy zawsze tam, gdzie nasz Śląsk Wrocław gra". To silniejsze ode mnie. Jeśli tylko pozwalają mi na to obowiązki, chcę oglądać swoją drużynę.
Przekłada pan spotkania w polityce, żeby jechać na mecz?
Nie. Nawet jak byłem ministrem czy marszałkiem Sejmu zdarzało mi się chodzić na mecze. Kibicem albo się jest, albo nie. To się robi w sposób naturalny. Zawsze miałem tyle szczęścia, że kibicowanie mogłem łączyć z pracą.
Co powinno się zmienić w polskim sporcie? Pierwsza myśl.
Najważniejsze, żebyśmy wrócili na stadiony.
Ale to nie zależy od nas. Pytam o zmiany systemowe.
Wielką rzeczą jest to, co udało się zrobić z infrastrukturą, ze stadionami. Są przecież najnowocześniejsze w Europie. Popracować trzeba natomiast nad frekwencją. Nie tylko w piłce nożnej, ale też w sportach halowych. Marzą mi się mecze jak w Premier League czy Bundeslidze - bezpieczne i z pełnymi stadionami. To się wiąże też z wpływami do budżetów, a co za tym idzie - możliwościami sportowymi i wynikami.
Aby to osiągnąć, trzeba wyższego poziomu sportowego.
Najpierw więcej kibiców, potem wyższe budżety i dopiero na końcu wygrane w europejskich pucharach. Niezwykle istotne jest szkolenie młodzieży i cieszę się, że niektóre kluby zaczęły inwestować w wychowanków. Piłkarze w wieku 14-15 lat nie powinni odchodzić na Zachód, tylko odgrywać istotne role w pierwszych składach swoich drużyn w Polsce. Trzeba zbudować system naczyń połączonych. W siatkówce świetnie wykorzystano sukcesy reprezentacji i zatrzymano polskie gwiazdy budujące poziom ligi. To wyzwanie nie tylko dla rządu, ale też samorządów i federacji sportowych. Konieczna jest współpraca.
Wspomniał pan o sukcesach w europejskich pucharach. Na razie poziom naszych klubów jest żenujący.
Po części to działa jak samospełniająca się przepowiednia. Mówimy, że jest słabo, że przegrywamy. Tymczasem żeby skutecznie radzić sobie w Lidze Mistrzów, należy najpierw myśleć o występach w fazie grupowej Ligi Europy. Wszystko powinniśmy robić krok po kroku. Potrzeba cierpliwości i konsekwencji, jak w życiu. Musimy posuwać się małymi krokami z sezonu na sezon. Tylko w ten sposób można osiągnąć stabilność finansową i późniejsze sukcesy.
Marcin Animucki, prezes Ekstraklasa SA twierdzi, iż za 10 lat będziemy mogli powiedzieć, że mieliśmy 2-3 drużyny w Lidze Mistrzów. Zgadza się pan z tym?
Może ma jakąś wiedzę, której my nie mamy? Trudno mi się do tego odnieść. Wiem na pewno, że chciałbym polskiej drużyny w Lidze Mistrzów w każdej edycji.
Jaki będzie wynik meczu Polaków z reprezentacją Bośni i Hercegowiny?
1:0 po trudnym meczu. Po covidowej przerwie i kryzysie spowodowanym koronawirusem trudniej przewidzieć wyniki spotkań. Reprezentacji natomiast zawsze trzeba dobrze życzyć, bo bez jej sukcesów nie będzie osiągnięć całej dyscypliny.
W pierwszych meczach Ligi Narodów nie gra Robert Lewandowski. Kapitan miał prawo odpocząć mimo spotkań kadry?
Oczywiście, sezon był długi, a zakończył się olbrzymim sukcesem Lewandowskiego. Do tego musi wybrzmieć twardy głos trenera Brzęczka i prezesa Bońka, że jak się nie zregeneruje to nie będzie dobrze grać w przyszłorocznych mistrzostwach. Gdyby miał przyjechać i grać przez 45 minut, nikomu by to nie pomogło.
Ale to nie są mecze towarzyskie.
Coś za coś. Czysta kalkulacja. Przede wszystkim liczą się mistrzostwa, a organizm musi odpocząć. Przy takiej intensywności meczów, jaką miał Lewandowski, podjęta decyzja jest zrozumiała.
Jan Nowicki zachwycony piłkarzem. "To nie tylko wielki zawodnik, ale też wspaniały człowiek" >>
Maciej Maleńczuk dumny z hymnu Cracovii. "Jest lepszy od Mazurka Dąbrowskiego" >>