Jan Nowicki zachwycony piłkarzem. "To nie tylko wielki zawodnik, ale też wspaniały człowiek"

ONS.pl / Paweł Kibitlewski / Na zdjęciu: Jan Nowicki
ONS.pl / Paweł Kibitlewski / Na zdjęciu: Jan Nowicki

- Gdybym kiedykolwiek znalazł się w raju albo piekle, to najchętniej w towarzystwie Błaszczykowskiego - wyznaje Jan Nowicki. Wybitnego aktora irytują zarobki piłkarzy i bezczelne faule, ale wciąż potrafi docenić charakter sportowca.

Jest kibicem Wisły Kraków, choć Cracovii też życzy dobrze. Wciąż ogląda mecze piłkarskie, ale zachwyt futbolem odszedł razem z modą na tiki takę. Grzegorza Krychowiaka nadal lubi, jednak ma już nowego idola wśród polskich piłkarzy.

Dawid Góra, WP SportoweFakty: Ucieszyło pana zwycięstwo Cracovii w finale Pucharu Polski?

Jan Nowicki: Tak. Mimo że od lat kibicuję Wiśle, nie jestem krakusem z urodzenia. Mieszkając przy ul. Focha, naprzeciwko domu miałem stadion Wisły, a po prawej stronie Cracovii. Zdarzało mi się chodzić również na mecze Cracovii i kiedy przegrywała, wcale nie odczuwałem satysfakcji. Cieszę się więc, że wygrali Puchar Polski i to zresztą w dość dobrym stylu.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Robert Lewandowski show. Co za sztuczka!


Zakładałem, że tak pan odpowie i od razu zaplanowałem pytanie: "Jak kibic Wisły może cieszyć się z sukcesu Cracovii?".

Nie jestem głupi, żebym, kochając jedną drużynę, źle życzył innej. Szczególnie, kiedy dwa zespoły są z tego samego miejsca, a dzieli ich tylko łąka, czyli Błonia. Dobrze, że Kraków ma w Ekstraklasie dwa kluby.

Kto wie, czy znowu nie przyjdzie nam poczekać na mecze Ekstraklasy. Superpuchar Polski odwołano z powodu pandemii.

Ubolewanie nad tym byłoby nietaktowne w stosunku do faktu, ile umiera ludzi i ile jeszcze umierać będzie. Są rzeczy istotniejsze od tego, kto zdobędzie tytuł.

Sport znów będzie w odwrocie przez koronawirusa?

Bardzo możliwe, choć na to pytanie odpowie nam jesień. Zapowiada się wzmożony atak wirusa. Na długo możemy się pożegnać ze stadionami wypełnionymi po brzegi.

Obawia się pan zachorowania?

Nie, czuję się bardzo dobrze. Poza tym nazywanie człowieka w moim wieku pacjentem pierwszego ryzyka jest nieporozumieniem. To pan jest pacjentem pierwszego ryzyka albo młodsi od pana. Ja jestem starszym 80-letnim mężczyzną i uważam się za ewentualnego pacjenta ostatniego ryzyka. Cóż z tego, jeśli na końcu mi się coś takiego przytrafi?

Jakim końcu?

Końcu życia proszę pana.

W tych czasach mówienie o dożywaniu stu lat i więcej wcale nie musi być wyłącznie życzeniowe.

To jest zawracanie głowy, które sprawdza się po dwóch setkach na imieninach. Wtedy takie głupoty może mi pan mówić. Albo śpiewać. Wielki poeta ks. Twardowski napisał, że śmierć jest szczytem życia. Ja ponadto uważam, że życie jest bękartem śmierci. To ona tak naprawdę jest ważna. To ona ma majestat i siłę oddziaływania. Rodzenie się niesie ogromną radość i wielką nadzieję, ale ma mniejszą wagę od śmierci. Dlatego tak boli mnie poniewieranie ludźmi starszymi i to, że często się o nich nie dba. To obrzydliwe.

Zdarza się panu jeszcze usiąść na fotelu, włączyć telewizor i z zachwytem obejrzeć mecz?

Jasne. Ten zachwyt ma już zresztą dziesiątki lat. Kibicowanie Polakom, Wiśle, przyjaźń z tymi ludźmi. Oczywiście to przechodziło różne fazy i trudno, abym nadal z ogromnym napięciem oczekiwał wyniku reprezentacji, jak to było kiedyś. Ale jeszcze całkiem niedawno moim największym zachwytem sportowym było el clasico. Spotykałem się z przyjaciółmi przy stosownie zastawionym stole i oglądaliśmy. Znaliśmy wszystkich zawodników. Do dziś denerwują mnie sprawozdawcy, którzy przekazują informacje, które już wszyscy posiadają. Za dużo gadają. I za głupio. Ostatnim mądrze mówiącym komentatorem, jeśli chodzi o piłkę, był Jan Ciszewski.

Wracając do el clasico - to było dla nas coś niesamowitego, wielkie napięcie i wspaniała piłka. Kiedy nastał moment tiki taki, szaleliśmy ze szczęścia, ale szybko zaczęto to wyśmiewać i komentować, że piłkarze wymieniają między sobą za dużo podań. Zapomnieli, że piłka nożna, poza wielkim biznesem, to przecież także wspaniała zabawa.

Same zarobki piłkarzy to już kompletny obłęd. Zarówno na świecie, jak i w Polsce. Wysokość honorariów jest oburzająca, zresztą nie tylko w futbolu. To się kiedyś skończy rewolucją październikową. Ktoś nie wytrzyma, że dwóch facetów w białych majtkach odbija piłkę za dwa miliony euro miesięcznie. Ilość dóbr jest ograniczona, trzeba się umieć nimi dzielić, a nie tylko patrzeć na swoje podwórko. Jedni nie mają co pić i jeść, a w polskiej lidze zawodnik zarabia 50 tys. miesięcznie.

Artur Jędrzejczyk z Legii miesięcznie dostaje 200 tys. zł.

To są rzeczy demoralizujące. Może niepotrzebnie o nich mówię, bo ktoś pomyśli, że przemawia przeze mnie gorycz człowieka, który nie ma 200 tys. miesięcznie. Mnie wystarczy 5. I jestem pewny, że jestem szczęśliwszy niż Jędrzejczyk. Wystarczyłaby mi półgodzinna rozmowa, żeby mu to udowodnić. W każdym razie czasy sportowych uniesień musiały się skończyć, człowiek zaczyna się bardziej interesować innymi rzeczami. Poza tym, nie ukrywam, że bardzo mi się nie podobają brutalne faule na boiskach. Gdybym ja mógł decydować, za pociąganie za koszulkę, wyrzucałbym nie z boiska, ale z zawodu. Jeden dojrzały pan ciągnie drugiego za koszulkę i próbuje go przewrócić - to przecież jest piaskownica, coś, co mi ubliża. To tak, jakbym kupił bilet za stówkę i oglądał mecz za stodołą.

Nie lubię też sformułowania "faul taktyczny". Jaki taktyczny? Faul to faul! To jakbym uciął panu palec u ręki i powiedział, że zrobiłem to dla zabawy, bo przecież wystarczą panu cztery. Bardzo narzekamy na zachowania kibiców, tymczasem zapominamy, że wszystko wzięło się z boiska, brutalnych wślizgów itd.

Jednak lubi pan niektórych współczesnych piłkarzy. Choćby Krychowiaka. Do dziś popularne jest nagranie, kiedy w studiu WP SportoweFakty powiedział pan, że chętnie by się z nim napił.

To prawda. Pochwalam go za charakter. Od tego czasu jednak zmienił mi się idol i punkt odniesienia. Czuję sympatię pod każdym względem do Kuby Błaszczykowskiego. To jest gość! Nie tylko wielki piłkarz, ale też wspaniały człowiek.

A Lewandowski?

Jeśli chodzi o polską piłkę, jest czarującym wynaturzeniem. Jego wielki talent to jedno, a charakter i ciągłe dążenie do jeszcze lepszych rezultatów to drugie. Są niezwykłe. Ale moje serce jest bliżej Kuby! Gdybym kiedykolwiek znalazł się w raju albo piekle, to najchętniej w towarzystwie Błaszczykowskiego.

Czesław Lang mówi, jak radzi sobie z hejtem. "To nie robi na mnie wrażenia" >>
Anita Włodarczyk: Poczułam, jak wygląda inne życie >>

Źródło artykułu: