PKO Ekstraklasa. Legia mistrzem Polski. Aleksandar Vuković wyciągnął z piłkarzy to co najlepsze

WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: Aleksandar Vuković
WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: Aleksandar Vuković

Początkowo mało kto wierzył w serbskiego trenera, ale Aleksandar Vuković zbudował jedną z najciekawszych polskich drużyn klubowych od lat. Dziś na Legię chodzi się jak na dobry film do kina.

[tag=1171]

Aleksandar Vuković[/tag] długo czekał na swoją szansę. Przyglądał się z boku trenerom. Był asystentem, czasem prowadził drużynę tymczasowo. Ale wciąż można było odnieść wrażenie, że właściciele klubu nie mają do niego wystarczającego zaufania. Fajny, sympatyczny i oddany, ale Legia Warszawa potrzebuje kogoś więcej. Potrzebuje wizjonera z wielką wiedzą, kogoś godnego miasta jakim jest Warszawa. Ostatecznie okazało się, że to właśnie "Vuko" stworzył jeden z najciekawszych polskich zespołów ligowych ostatnich lat.

Wiele zmieniło się od czasu, gdy właściciel klubu, Dariusz Mioduski, powiedział, iż "Vuko jest sercem klubu, ale potrzeba teraz rozumu". Nie był w tym osamotniony. Żywiołowe, często prowokacyjne zachowania Serba, podbieganie pod trybunę z kibicami Lecha, ostentacyjne świętowanie sukcesów, to wszystko zjednywało mu sympatię zwykłych ludzi, ale jednocześnie dawało sygnał szefom Legii, że może nie do końca jest to ten trener, na którego warto stawiać.

Mioduski wytrzymał 

Można tu zauważyć pewną analogię do sytuacji Juergena Kloppa, który przecież początkowo był postrzegany w Niemczech jako fajny szalony gość, ale nie trafił do Bayernu również ze względu na swój sposób zachowania. Szefowie bawarskiego klubu plują sobie w brodę do dziś. Mioduski nie popełnił tego błędu i w kwietniu 2019 roku zdecydował się ostatecznie zaufać Vukoviciowi. Ten miał już spore doświadczenie. Przez 6 lat od zakończenia kariery był asystentem wielu naprawdę niezłych fachowców. Pracował z Hiszpanem Pachetą w Koronie Kielce, a przecież nawet dziś Hiszpan jest trenerem Elche, mocnego zespołu Segunda Division. To poziom dla większości naszych szkoleniowców nieosiągalny. Potem pomagał Rosjaninowi po austriackich kursach, Stanisławowi Czerczesowowi. Późniejszemu selekcjonerowi reprezentacji Rosji. Dalej był Albańczyk wykształcony w Belgii, Besnik Hasi, Polak Jacek Magiera, Chorwat Romeo Jozak, Portugalczyk z doświadczeniem zdobytym w Belgii, Ricardo Sa Pinto i w końcu Chorwat Dean Klafurić.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: piłkarze z A klasy mogą się poczuć jak w Ekstraklasie. Nowa szatnia robi wrażenie!

Mądry człowiek z tych lekcji mógł wyciągnąć bardzo wiele. Vuković okazał się mądrzejszy niż komukolwiek się wydawało. Krok po kroku zbudował niezwykły jak na polskie warunki zespół. Jego drużyna jest jak on - szalona ale i świetnie poukładana, z pomysłem.

- Świadomie obrałem drogę spokojnego przygotowania do zawodu. Zaczynałem pięć lat temu w Koronie Kielce u Pachety. Odbyłem dwa kursy w Białej Podlaskiej. Poza tym mam wrażenie, że w Legii, mówiąc żartem, wiele rzeczy było robione pode mnie. Było sporo zmian myśli szkoleniowej i od każdego trenera mogłem się czegoś nauczyć. Jestem teraz gotowy, choć wszyscy będą w to wątpić po pierwszej porażce - mówił trener tuż po wyborze.

Trzeba tu oddać też zasługi Dariuszowi Mioduskiemu, który zaufał Vukoviciowi i jako jeden z niewielu w niego wierzył nawet w najtrudniejszym momencie sezonu, gdy Legia grała tak źle, że zęby zgrzytały, a ludzie domagali się zmiany szkoleniowca. Mioduski wytrzymał ciśnienie.

Zaczął od defensywy

Vuković ma jedną rzecz, która go bardzo wyróżnia. Potrafi zachować balans w wielu sytuacjach. Jeśli wygra 5:0, nie będzie chełpił się przesadnie, jeśli przegra, nie będzie płakał. Jest jak linoskoczek przechodzący nad liczącym kilkaset metrów wodospadem. Jeden fałszywy ruch może go kosztować śmierć.

Vuko najpierw zbudował linię defensywną. Faktem jest, że źle patrzyło się na Legię w pierwszej fazie, ale blok defensywny spisywał się, przynajmniej w pucharach, bez zarzutu. Przeciwnicy jak gibraltarska Europa FC, fiński KuPS, nie budziły grozy, ale jednak Legia zachowała w czterech meczach czyste konto. Podobnie było ze znacznie lepszym Atromitosem, gdzie spotkanie u siebie pokazało, że drużyna idzie w niezłym kierunku. Nie starczyło umiejętności ofensywnych na Glasgow Rangers, ale bilans Legii w pucharach zamknął się na jednej straconej bramce. Tej najważniejszej. Jednak sam Vuko podkreślał, że ten dwumecz z Rangersami był jednym z ważniejszych, bo dał zawodnikom wiarę, że są w stanie rywalizować na wysokim poziomie. Potem był wygrany 2:1 mecz z Lechem Poznań i machina ruszyła. Od tamtego momentu Legia gra piłkę dominującą, ofensywną, szybką, z charakterystycznymi błyskawicznymi przejściami między formacjami, co przecież dziś charakteryzuje wiele klasowych drużyn.

Bardzo solidna linia defensywna jest niezwykle ważnym czynnikiem. Tu kluczowym zawodnikiem jest Artur Jędrzejczyk, być może najlepszy obrońca w lidze. 40-krotny reprezentant Polski zapewnia drużynie stabilizację i wystarczającą dawkę agresji. Ma zazwyczaj obok siebie bardzo inteligentnego i solidnego Igora Lewczuka, lub Mateusza Wieteskę. Ten drugi to młody zawodnik, który jednak ma niezwykły atut - grę głową. Mając w środku defensywy szybkich, zwrotnych i mocnych w powietrzu zawodników, Legia jest dość bezpieczna. Do tego zawsze dochodzi pewny bramkarz. Dodatkowo Radosław Majecki potrafił grać dość wysoko, co pozwalało drużynie grać kilkanaście metrów wyżej.

To o tyle istotne, że Vuković postawił na nowatorski, jak na nasze warunki, model gry ofensywnej. Na bokach obrony Legia gra zawodnikami, którzy w wielu klubach mogliby być skrzydłowymi. Z prawej strony Marko Vesović (obecnie poważnie kontuzjowany) i z lewej Michał Karbownik, to świetni dryblerzy, którzy potrafią minąć nawet 2-3 rywali i zrobić przewagę.

Vesović ma 6 asyst w sezonie, to jego najlepszy wynik od 2017 roku, tyle, że wtedy, w Rijece, grał jako skrzydłowy. Karbownik ma jedną asystę więcej. Obaj ci zawodnicy grają nie tylko efektywnie, ale też niezwykle widowiskowo, napędzają skrzydła warszawskiego wiatraka, zmuszają przeciwników do cofnięcia się i zapewne podnoszą też sprzedaż biletów. Dla takich zawodników chce się przychodzić na stadion. To zresztą też wielkie zwycięstwo Vukovicia - jego drużyna jest jedną z najciekawszych w ostatnich latach w polskiej piłce.

Potrafił dotrzeć do piłkarzy

Z kolei w środku pola Vuković zrezygnował z typowego modelu, gdzie jeden z dwóch pomocników jest typowym "killerem". Postawił na dwóch zawodników kreatywnych Domagoja Antolicia i Andre Martinsa. Walory drugiego nie podlegały dyskusji od początku. Nie jest zbyt efektywny, jeśli chodzi o liczby, ale rozgrywa doskonale, szuka luk, tworzy przewagę podaniem. Jednak przemiana Antolicia to sensacja. Chorwacki pomocnik, który poruszał się głównie w okolicach koła środkowego, do tego ślamazarnie i leniwie, nagle stał się wielkim wojownikiem, zaczął harować z przodu i z tyłu. Vuković do niego trafił.

- Proszę zwrócić uwagę na sposób w jaki gramy. Mamy spore posiadanie, dużo gramy piłką, to jest to czego uczyłem się całe życie, tak grałem jako dzieciak, tak potem grałem w Dinamie. U poprzedniego trenera to była prosta gra, walka, przebitka. Zupełnie nie moja gra, nie czułem tego. Piłka bez ryzyka to nie jest moja gra. Ale skupiamy się na mnie a przecież to był problem całej drużyny, czy to dziś ten sam zespół? - pytał Antolić, gdy rozmawialiśmy kilka miesięcy temu.

Trzeba przyznać, że nie. To co bardzo charakteryzuje drużynę Vuko to "wolność". Zawodnicy mają bardzo dużo luzu, możliwość improwizacji. Serbski trener stosuje oczywiście schematy, jak choćby odegranie na skrzydło i gra do środka na wysokiego Thomasa Pekharta, ale trzeba tez przyznać, że mają dużą dowolność wyboru środków. Bardzo ważnym momentem sezonu wydaje się być przyjście Pawła Wszołka, dość prosto grającego, ale znakomitego motorycznie i fizycznie zawodnika na prawą stronę boiska. Bilans tego zawodnika w Legii to 24 mecze, 6 goli i 9 asyst. Więcej niż dobry.

Z drugiej strony jest Luquinhas, Brazylijczyk z najlepszym dryblingiem w lidze. Najlepszy okres przeżywał grając na "dziesiątce", ale ze względu na sytuację kadrową Vuko zdecydował, że Brazylijczyk wróci na skrzydło, a w roli ofensywnego pomocnika wystąpi Walerian Gwilia. Trzeba przyznać, że sprowadzony z Górnika piłkarz przeżywa swój najlepszy okres w życiu. Jest aktywny, strzela, asystuje. Jego bilans w sezonie to 35 meczów, 8 goli i 6 asyst. Nigdy wcześniej nawet nie zbliżył się do podobnych liczb. Vuko wydobył z niego to co najlepsze. Zresztą podobnie było w przypadku Luquinhasa. 5 goli i 8 asyst w 35 meczach - nigdy wcześniej nie był nawet blisko takich osiągnięć.

Zresztą możemy wstawić tu dowolnego zawodnika. Choćby Jose Kante - 10 bramek w 23 meczach to jego najlepszy wynik w karierze, 14 goli w 18 meczach ligowych to z kolei rekord Jarosława Niezgody. Arvydas Novikovas swoich rekordów nie pobił, ale też nie rozczarował. Vuko dał piłkarzom to co najbardziej lubią - możliwość gry piłką, zabawy. Widać, że oni po prostu się tym cieszą. Vuković zbudował drużynę z głową. Nie poprzez narzucenie sztywnych ram taktycznych, ale przez dobór zawodników, sprawił że piłkarze, którzy do tej pory tylko sygnalizowali wysokie umiejętności, teraz stworzyli sprawną "kapelę" i razem potrafili je wykorzystać.

Poza tym pokazał też piłkarzom, że mogą ryzykować, poprzez własne decyzje. Taką było wystawienie Macieja Rosołka w kilku trudnych momentach sezonu. 18-letni piłkarz strzelił w tym sezonie trzy bramki, dwie z nich - na 2:1 z Lechem Poznań jesienią i na 1:1 z Piastem Gliwice, to być może bramki, które dały Legii tytuł.

Legia Serba jest jednym z tych zespołów, na mecze których chce się iść jak na dobry film do kina. Oczywiście nie ma się co oszukiwać, weryfikacja przyjdzie w Europie. To powtarzają dziś wszyscy. Ale Vukoviciowi nie trzeba takich rzeczy mówić. Kto jak kto, ale mało kto stąpa po ziemi tak mocno jak on.

ZOBACZ Artur Jędrzejczyk - to jest coś pięknego

ZOBACZ Legia wyrównała rekord Górnika i Ruchu

Źródło artykułu: