W szeregach łódzkiego Widzewa nikt nie wyobraża sobie, by tego sezonu nie zakończyć awansem do Fortuna I Ligi. Piłkarze, trenerzy i kibice nie mogli doczekać się pierwszego spotkania po przerwie spowodowanej zagrożeniem epidemiologicznym. Ci ostatni jednak musieli oglądać mecz przed telewizorami.
- Jest to niespotykana sytuacja na stadionie Widzewa. Mecz będzie rozgrywany
w niecodziennych okolicznościach, ale uważam, że mimo wszystko dobrze sobie poradzimy. Chociaż bardzo żałuję, że nie będzie z nami kibiców. Cel jest jeden i myślę, że wszyscy z nas myślą tylko o nim. Gdy wychodzimy na boisko, nic innego się nie liczy - zapowiadał Konrad Gutowski, pomocnik czerwono-biało-czerwonych w wywiadzie dla oficjalnej strony klubu.
Choć faworytem tego spotkania byli oczywiście widzewiacy, z Częstochowy dobiegały głosy, że Skra bardzo chce w Łodzi wywalczyć punkty. A potrzebuje ich bardzo, bo przed tą kolejką znajdowała się na 15. miejscu, pierwszym zagrożonym spadkiem. Na ich korzyść przemawiała jednak historia. W sierpniu, po bramce Piotra Noconia, piłkarze spod Jasnej Góry pokonali łodzian 1:0.
ZOBACZ WIDEO: Znany specjalista ostro o powrocie kibiców na stadiony. "Może nas czekać ogromny wzrost zachorowań"
Widać było, że obie ekipy musiały się trochę otrząsnąć po blisko trzech miesiącach bez meczu o stawkę. Przewagę w posiadaniu piłki mieli gospodarze, ale - poza okazją z 19. minuty, w której Marcin Robak o centymetry minął się z piłką od dośrodkowania Henrik Ojamy, nie ma za bardzo o czym wspominać. Celnego strzału z żadnej strony nie uświadczyliśmy na stadionie w Łodzi.
Widzew za swoją opieszałość został skarcony już pięć minut po przerwie. Arbiter podyktował rzut karny po zagraniu ręką Bartłomieja Poczobuta. Pomocnik Widzewa blokował strzał Dawida Niedbały. Inna sprawa, że obrońcy Widzewa zupełnie nie zdążyli wrócić na pozycje. A z jedenastu metrów nie pomylił się Adam Mesjasz.
To był tylko wstęp do katastrofy, która wydarzyła się w obronie Widzewa pięć minut później. Z autu wrzucał piłkę Radosław Gołębiowski, piętką odegrał mu Piotr Nocoń, Gołębiowski dośrodkował piłkę do wbiegającego Daniela Rumina i było już 2:0. A Skra powinna prowadzić wyżej, bo Rumin miał jeszcze później dwie doskonałe okazje i tylko refleks Wojciecha Pawłowskiego ustrzegł drużynę od kolejnych strat.
Piłkarze trenera Marcina Kaczmarka długo nie mogli otrząsnąć się po stracie bramki. Musieli wręcz uważać, by nie stracić kolejnych, a z przodu ciągle brakowało przede wszystkim dobrego przyjęcia piłki. Defensorzy Skry doskakiwali momentalnie do rywali i zatrzymywali piłkę.
Nadzieję na uratowanie punktu Widzewowi dał w 87. minucie Marcel Gąsior, który zamknął głową dośrodkowanie Łukasza Kosakiewicza. To przebudzenie nastąpiło jednak zbyt późno. Łodzianie po raz drugi w tym sezonie okazali się słabsi od częstochowskiej Skry.
Widzew Łódź - Skra Częstochowa 1:2 (0:0)
0:1 - Adam Mesjasz 49' - z karnego
0:2 - Daniel Rumin 55'
1:2 - Marcel Gąsior 87'
Składy:
Widzew: Wojciech Pawłowski - Łukasz Kosakiewicz, Hubert Wołąkiewicz (83' Daniel Mąka), Daniel Tanżyna, Kornel Kordas - Henrik Ojamaa (73' Christopher Mandiangu), Bartłomiej Poczobut (56' Rafał Wolsztyński), Marcel Gąsior, Konrad Gutowski - Adam Radwański - Marcin Robak.
Skra: Mateusz Kos - Krzysztof Napora (75' Rafał Brusiło), Mariusz Holik, Adam Mesjasz, Radosław Gołębiowski - Michał Kieca, Adam Olejnik, Kamil Zalewski, Piotr Nocoń, Dawid Niedbała (79' Konrad Andrzejczak) - Daniel Rumin (88' Dawid Wolny).
Sędziował: Marcin Kochanek (Opole)
Żółte kartki: Gąsior, Kosakiewicz (Widzew) - Holik (Skra)