Epidemia koronawirusa doprowadziła do zawieszenia rozgrywek. Przypominamy zatem najciekawsze, najdziwniejsze i najbardziej pamiętne mecze sprzed lat.
To była 21. kolejka II ligi (wtedy drugi poziom rozgrywkowy) gr. I. Do starcia głównych faworytów do awansu doszło na stadionie w Pniewach. Mecz wzbudził ogromne zainteresowanie, a trybuny pękały w szwach. Poznańskie gazety i lepiej zorientowani kibice już przed pierwszym gwizdkiem sędziego przewidywali, że po pełną pulę sięgnie Sokół Elektromis.
Warta jechała do Pniew jako lider i zdecydowanie najlepszy zespół w stawce. Przed meczem działy się jednak rzeczy dziwne. Trener Wojciech Wąsikiewicz posadził na ławce swojego podstawowego bramkarza Zbigniewa Pleśnierowicza, nie zagrał też inny rutyniarz Krzysztof Pawlak, a najlepszy na boisku w pierwszej połowie Piotr Kasperski (poznaniacy prowadzili po niej 1:0) został zdjęty po 45 minutach. Krótko po nim warciarze doznali kolejnego osłabienia, bo udział w meczu zakończył Arkadiusz Kaliszan.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Beckham wciąż ma to coś. Nie dał szans synowi w popularnej grze
Jak opisywały barwnie gazety ze stolicy Wielkopolski, w przerwie ekipa zielonych zapomniała jak się gra w piłkę i po zmianie stron bez walki oddała Sokołowi punkty. Pniewianie bardzo tego zwycięstwa potrzebowali, bo nie zajmowali wtedy miejsca premiowanego awansem i mieli już nóż na gardle.
Warta była w lepszym położeniu. Liderowała, sportowo radziła sobie świetnie, tyle że borykała się wówczas z ogromnymi kłopotami finansowymi. Media przed niemal trzydziestoma laty nie pisały o tym wprost, ale jasno sugerowały że mając bezpieczny zapas punktowy, zieloni oddali pniewianom wygraną i - zapewne nie bezinteresownie - chcieli ich pociągnąć za sobą do ekstraklasy.
Dziennikarze, którzy wyjątkowo licznie przybyli do Pniew, nie szczędzili po tej farsie gorzkich słów. "Punkty zostały oddane, ludzi na trybunach zrobiono w balona i to wszystko", "O zwycięstwie Sokoła Elektromisu nad Wartą zadecydował układ. A jest to chyba na tyle mocna drużyna, że nie potrzebuje niczyjej łaski" - pisano. "Zwykle zieloni w meczach ligowych gryźli trawę, tym razem, szczególnie w drugiej połowie, snuli się po boisku" - głosiła inna relacja. Na łamach prasy opublikowano zdjęcie, na którym widać jak ochrona goni po boisku za psem. Żurnaliści żartowali, że Sokół Elektromis miał dwunastego zawodnika.
Jak na spotkanie II ligi, na trybunach pojawiło się mnóstwo ważnych osobistości. Był prezes PZPN Kazimierz Górski, a także Michał Listkiewicz i Władysław Komar (mistrz olimpijski w pchnięciu kulą). Przyjechał też ówczesny prowadzący "Koło fortuny" Wojciech Pijanowski. Tygodnik "Miliarder", będący sponsorem klubu z Pniew, fundował nagrody w tym teleturnieju. Obecność niezwykle popularnego wtedy Pijanowskiego nie przeszła bez echa. "Jak twierdzili złośliwi, w tym spotkaniu Warta wykręciła stratę kolejki. Co było niespodzianką na kole, tego nikt się nie dowiedział" - pisała jedna z gazet. Co ciekawe, o ile dziennikarze piszący wykonali swą pracę bez zakłóceń, to ich koledzy z "Radia Merkury" (dziś "Radio Poznań") nie mieli już takiego komfortu, bo Sokół Elektromis odmówił im możliwości przeprowadzenia transmisji.
Mimo tragikomedii i kuriozalnej porażki w Pniewach, Warta została w tamtym sezonie mistrzem II ligi gr. I i w cuglach awansowała do ekstraklasy. Sokół Elektromis zajął 2. miejsce i też mógł świętować. Oba kluby ostatecznie spędziły w elicie dwa lata. Warta z niej spadła i na powrót czeka do dziś (ma szansę, by to zrobić w aktualnym sezonie, bo jest wiceliderem Fortuna I ligi). Sokołowi zaś z lat świetności pozostały tylko wspomnienia. W połowie 1995 roku dokonał fuzji z GKS Tychy, został przeniesiony do tego miasta, a niemal dwa lata później wycofany z ekstraklasy. W Pniewach po tych zmianach pozostała IV liga. Dziś drużyna z małego wielkopolskiego miasta gra natomiast w V lidze, czyli na szóstym poziomie.