Niedługo może to być gracz, dla którego kibice będą chodzić na stadiony. Luquinhas od początku swojej gry w Legii błyszczał ponadprzeciętną jak na ligowe warunki techniką. 23-letni Brazylijczyk zbierał pochwały, ale jednocześnie wypominano mu brak liczb. Nie usłyszy tego po sobotnim spotkaniu z Koroną Kielce, w którym zdobył bramkę i asystował.
W 35. minucie wziął sprawy w swoje ręce i dał wicemistrzowi Polski prowadzenie po bardzo dobrej indywidualnej akcji. Dostał piłkę przed polem karnym, z lewej strony uciekał na wolne pole Michał Karbownik, ale Luquihas przełożył piłkę na prawą nogę i przymierzył z dystansu. To dodało gospodarzom skrzydeł. Wcześniej albo nie dochodzili do sytuacji albo oddawali strzały na... aut. Tak jak Paweł Wszołek w 11. minucie.
Koronie trzeba oddać, że nieźle weszła w mecz, co było ważne dla trenera Mirosława Smyły. Bez kompleksów, atakowała skrzydłami, ale z fatalnym wykończeniem. Jednak momentami jej grę oglądało się dobrze. Ostatnie wygrane 3:0 z Rakowem Częstochowa i 1:0 z Zagłębiem Lubin oraz bezbramkowy remis z Lechem Poznań nie były przypadkowe.
ZOBACZ WIDEO: Losowanie Euro 2020 pokrzyżowało plany PZPN. Trzeba szukać nowego rywala w meczu towarzyskim
-> PKO Ekstraklasa. Arka - Pogoń. Lider uratował punkt
Po pierwszej bramce kielczanie stracili polot, którego z czasem zyskiwali wojskowi. Przed przerwą wynik podwyższył z rzutu karnego Jarosław Niezgoda podyktowanym za zagranie ręką Ivana Marqueza. Obie drużyny zdążyły już wykorzystać pierwsze zmiany - Arvydas Novikovas zszedł w 20. minucie przez problemy z oddychaniem, chwilę po nim uraz zasygnalizował Ognjen Gnjatić.
W drugiej połowie Legia walczyła o kolejne bramki. U siebie jest w gazie. W ostatnich dwóch domowych starciach z Górnikiem Zabrze i Wisłą Kraków zdobyła 12 bramek. Do imponującego bilansu dołożyła kolejne cztery i odbiła sobie za wyjazdową porażkę sprzed tygodnia z Pogonią Szczecin 1:3.
Czytaj również: Koszmar Roberta Gumnego. Obrońca Lecha Poznań wypadł z gry na kilka miesięcy
Kielczanie próbowali ratować wynik. Nieźle w pole karne zagrywali boczni obrońcy: Mateusz Spychała i Daniel Dziwniel. Co z tego, skoro czekający na piłki Michal Papadopulos nie potrafił wykorzystać sytuacji nawet wtedy, gdy ślizgał się Igor Lewczuk.
Dobrą zmianę w końcówce dał gospodarzom Walerian Gwilia. Dwie minuty po wejściu Gruzin strzelił gola po akcji rozegranej wespół z Luquinhasem. Później sam zagrywał do Jose Kante, którego bramka nie została uznana. Gwinejczyk trafił dopiero w doliczonym czasie gry. Dobił strzał Marko Vesovicia i zakończył sobotnie strzelanie przy Łazienkowskiej.
Legia wróciła do czołówki w tabeli. Zespół Aleksandara Vukovicia wskoczył na trzecie miejsce. Przed końcem kolejki może go zepchnąć Cracovia, jeśli w niedzielę wygra z ŁKS-em. Korona dalej balansuje na granicy strefy spadkowej, ma punkt przewagi nad 14. Arką Gdynia.
Legia Warszawa - Korona Kielce 4:0 (2:0)
1:0 - Luquinhas 35'
2:0 - Jarosław Niezgoda (rzut karny) 44'
3:0 - Walerian Gwilia 69'
4:0 - Jose Kante 90+2
Legia: Radosław Majecki - Marko Vesović, Artur Jędrzejczyk, Igor Lewczuk, Michał Karbownik - Andre Martins, Domagoj Antolić - Paweł Wszołek, Luquinhas (73' Maciej Rosołek), Arvydas Novikovas (20' Jose Kante) - Jarosław Niezgoda (67' Walerian Gwilia).
Korona: Marek Kozioł - Mateusz Spychała, Adnan Kovacević, Ivan Marquez, Daniel Dziwniel - Marcin Cebula, Jakub Żubrowski, Ognjen Gnjatić (22' Milan Radin), Andres Lioi (61' Erik Pacinda) - Michal Papadopulos (61' Michał Żyro), Uros Duranović.
Żółte kartki: Kante, Lewczuk i Jędrzejczyk (Legia) oraz Duranović, Radin i Spychała (Korona)
Sędziował: Paweł Gil (Lublin).