- Najtrudniejszy moment w tym sezonie był wtedy, gdy Lech prowadził z nami 1:0, a drużyna była już po dwóch kolejnych porażkach, z Piastem i Lechią. Wtedy mogło wśród zawodników pojawić się zwątpienie, czy na pewno idziemy w dobrą stronę. Ale podnieśliśmy się, pokonaliśmy Lecha 2:1 i od tamtej pory wszystko wygrywamy. Wtedy mówiło się, że Legia szuka trenera. Ale ja się tym nie przejmuję - stawia uczciwie sprawę Aleksandar Vuković.
Trener Legii, lidera piłkarskiej Ekstraklasy, w dzień po efektownej wygranej z Górnikiem Zabrze 5:1 był gościem studia Cafe Futbol w Polsacie. Wyglądał na człowieka trochę zdziwionego, gdy okazało, że w swoim pierwszym wywiadzie po serii pięciu kolejnych zwycięstw (wśród których było nawet 7:0 z Wisłą!), musiał się głównie bronić. W atakach na trenera Legii celował głównie Dariusz Dziekanowski (w pewnym momencie "Vuko" nawet przeszedł z nim na "pan"), który - jak czytam to, co pisze - od dawna ma pretensje do Legii jako klubu. Chyba przeżył jakieś mocne rozczarowanie. Tym razem jednak Dziekanowski wziął na tapet "Vuko". Moment do ataku miał nieszczególny, bo Legia ostatnio wygrywa wszystko, a i styl ma efektowny, no ale akurat teraz trenera Vukovicia zaprosił gospodarz programu Bożydar Iwanow. Dziekanowski wyjął więc z szafy stare żale, dotyczące przegranego awansu do Ligi Europy z Glasgow Rangers w 93. minucie rewanżu, jak i niedania w tamtym meczu szansy Carlitosowi.
Na argumentację "Dziekana" trzeba spuścić miłosiernie zasłonę milczenia. No bo jak poważnie przyjąć jego tezę, że po odpadnięciu z Ligi Europy dla Legii sezon się skończył? No litości!
ZOBACZ WIDEO: Peter Schmeichel dla WP SportoweFakty: Wojciech Szczęsny jest fantastyczny
To był właśnie jeden z krytycznych momentów w sezonie, gdy trzeba było Legię pozbierać do kupy, a zawodników zmotywować do walki o Puchar Polski i odzyskanie mistrzostwa. Jeśli ktoś nie chce dostrzec tego, co się stało z drużyną Legii od czerwca do listopada, to po prostu ocenia pracę Vukovicia nieuczciwie. Nie chodzi o to, że "Vuko" na pewno ustrzeli dublet na koniec sezonu. Nikt nie może tego zagwarantować. Ale Serb zrobił rzecz nawet ważniejszą niż pojedyncze sukcesy sportowe: uzdrowił stosunki wewnątrz tej drużyny. Przywrócił do normy to, co stało na głowie. Vuković może się jeszcze potknąć, pomylić, zrobić błąd taktyczny czy personalny (pewnie nie raz mu się zdarzy), ale poukładał zespół, w którym ciągle się gotowało. Był z nim od dawna tak blisko, że wiedział, gdzie tę drużynę boli. I tu ważniejszy od małego doświadczenia w roli pierwszego trenera (co się zawsze "Vuko" wypomina) był fakt, że znał dobrze tę "szatnię". - Wcześniej w Legii grali piłkarze chwaleni medialnie, którzy blokowali tę drużynę - powiedział w "CF" Vuković.
Zobacz także: PKO Ekstraklasa. Frekwencja na stadionach piłkarskich: Wielu fanów na Legii i Lechu, mistrz interesuje niewielu
Dzisiaj piłkarze wiedzą, że decyzje personalne trenera są sprawiedliwe. Młody Karbownik wskoczył do drużyny i nadal w niej gra, bo gra dobrze. Mimo że do zdrowia wrócili inni, doświadczeni obrońcy (Vesović, Stolarski czy Remy), Vuković stawia na tych, którzy grali ostatnio i nie zawiedli. Nawet Vesović - jeden z najlepszych piłkarzy Legii - musi pracować na treningach i czekać na szansę. - Muszę zachowywać się fair wobec tych, którzy dobrze grają. Dlaczego miałbym zmienić zawodników w obronie? Bo ktoś wyzdrowiał? - mówił w Cafe Futbol trener Legii, który właśnie tak buduje swoją pozycję w szatni.
Jedną z najtrudniejszych, ale i najważniejszych w konsekwencjach dla drużyny, była decyzja o odsunięciu Carlitosa. Hiszpan dowiedział się, że u "Vuko" nie będzie miał miejsca z automatu, bo będzie traktowany na takich samych warunkach jak inni piłkarze. A to była decyzja niepopularna, bo Carlitos umiał strzelać bramki. Tylko te bramki Legii nie dały ani mistrzostwa, ani Pucharu Polski. Nie uchroniły Legii od odpadnięcia z pucharów w poprzednim sezonie i bolesnej porażki z luksemburskim Dudelange. W programie Vuković jeszcze raz przypomniał, że w tych najważniejszych meczach, w decydującej o mistrzostwie rundzie finałowej, Carlitos strzelił tylko dwa gole: w pierwszym meczu z Cracovią z karnego i w ostatnim z Zagłębiem Lubin, gdy było już pozamiatane, bo po mistrzostwo sięgał Piast Gliwice.
Vuković ujawnił, że wątpliwości co do Carlitosa mieli także poprzedni trenerzy Legii Dean Klafurić i Ricardo Sa Pinto. Jak widać, nie starczyło im odwagi, żeby odsunąć ulubieńca trybun. Liczyli, że facet, który umie strzelić gola, coś im wygra. Przeliczyli się. A Vuković miał jaja, żeby Carlitosa - wbrew trybunom – odstawić, gdy miał poczucie, że drużyna bez Hiszpana funkcjonuje lepiej. To zbudowało pozycję najpierw Waleriana Gwilii (w pierwszej części sezonu), a później Luquinhasa.
W studio Cafe Futbol powtarzano tezę, że w szkole trenerów nie da się nauczyć zarządzania drużyną, bo o tym - bardziej niż wiedza - decyduje to, jakim jesteś człowiekiem, czy masz charyzmę albo autorytet, co masz w swoim DNA.
Zobacz także: PKO Ekstraklasa. Paulina Baranowska zadebiutowała w roli sędziego. Może pojechać na Euro
Moje uznanie dla Vukovicia wynika nie z zachwytu nad jego warsztatem trenerskim, bo tego jeszcze dobrze nie poznaliśmy, ale właśnie z powodu wyżej wspomnianego DNA. Dlatego dla mnie to jest właściwy człowiek na właściwym miejscu. Nie będzie zawsze wygrywał. Każdy trener z czasem przegrywa i musi odejść z klubu. Cenię sobie, że zrobił w drużynie rewolucję i udało mu się nie "zadołować" z wynikami. To trudne do pogodzenia, co widać choćby po innym wielkim klubie - Lechu Poznań. Tam też dokonuje się transformacja, a koszty są jednak wyższe. Ale być może warto je ponieść, jeśli taka jest cena przyszłego sukcesu. O tym powinni pomyśleć krytycy Vukovicia.
Dariusz Tuzimek