Sinisa Mihajlović na wojnie z białaczką

Zdjęcie okładkowe artykułu: Getty Images / Matteo Ciambelli/NurPhoto  / Na zdjęciu: Sinisa Mihajlović
Getty Images / Matteo Ciambelli/NurPhoto / Na zdjęciu: Sinisa Mihajlović
zdjęcie autora artykułu

Mógł być panem życia i śmierci i rozprawić się z wujem, który chciał zabić jego ojca. - Nie chciałem być jak oni. Nie jestem bestią - wspomina wojnę w Jugosławii Sinisa Mihajlović. Trener Bolonii teraz musi pokonać białaczkę.

W tym artykule dowiesz się o:

- Otrzymałem wielki cios - opowiadał w sobotę Sinisa Mihajlović. - Ostatnio przeszedłem wiele badań, które niestety wykazały pewne anomalie, których nie miałem cztery miesiące temu. Dostałem wiadomość, że mam białaczkę. Siedziałem i całymi dniami płakałem, a całe życie przelatywało mi przed oczami - mówił dotknięty na specjalnie zwołanej konferencji prasowej.

Trener najpierw chciał przekazać to swoim piłkarzom. Jednak włoskie gazety okazały się szybsze. "Corriere dello Sport" wywołało sensację artykułem o poważnej chorobie Mihajlovicia, przez którą miał zrezygnować z pracy. Dziennikarze minęli się z prawdą, 50-latek pozostanie na stanowisku. Klubowy lekarz nie zauważył żadnych przeciwwskazań.

Serba natychmiast zalały wyrazy wsparcia. W niedzielę z klubu wyciągnął go tłum fanów. Każdy z kibiców chciał dodać otuchy Mihajloviciowi i uścisnąć dłoń. Sympatycy zdali egzamin z wrażliwości, nie pozwolili swojemu trenowi pozostać samemu w walce z chorobą.

ZOBACZ WIDEO: Wielki projekt Lewandowskiego. "Chciałbym, żeby pierwszy taki obiekt ruszył za dwa - trzy lata"

Italia go kocha

Na północy Włoch szkoleniowiec pracuje od stycznia. W pół roku udało mu się utrzymać Bolonię i wykręcić z nią najlepszy wynik, odkąd ponownie gra w Serie A. Drużyna, w której broni Łukasz Skorupski, skończyła sezon na dziesiątym miejscu.

- Będzie z nami niezależnie, co się wydarzy. Ale nic się nie wydarzy, bo ten człowiek jest niesamowicie silny. Chcę to wyraźnie podkreślić. Sinisa będzie trenerem naszego klubu i tutaj nic się nie zmieni - zapewnił dyrektor Bolonii, Walter Sabatini. Nikt ani myśli wypuścić Serba z miasta.

Mihajlović też nie myśli, żeby rozstawać się z Serie A na dłużej. Od 1992 roku jest związany z włoską piłką. Jego rozbrat z Półwyspem Apenińskim trwał tylko dwie chwile, kiedy w 2012 roku na kilka miesięcy objął reprezentację Serbii, z kolei sześć lat później przez kilka dni pracował w portugalskim Sportingu Lizbona.

Zasłużył na miano legendy calcio. Jako trener we Włoszech stawiał pierwsze kroki u boku Roberto Manciniego w Interze. Później już samodzielnie prowadził Bolonię, Catanię, Fiorentinę, Sampdorię, Milan. Ostatnim klubem Serba przed wyjazdem do Lizbony było Torino, w którym grał jeszcze Kamil Glik. - Forza Mister - wspierał trenera w mediach społecznościowych obrońca AS Monaco.

-> Mauro Icardi opuścił obóz Interu Mediolan. Transfer coraz bardziej prawdopodobny

Do 2006 roku Mihajlović oczarowywał Italię jako piłkarz. Niekiedy nazywano go "bałkańskim Ronaldem Koemanem". Jako obrońca Romy, Sampdorii, Lazio i Interu zapisał się w historii Serie A jako rekordzista od rzutów wolnych. Ze stałych fragmentów gry Serb zdobył 28 bramek, tego wyniku nikt dotąd nie pobił. Blisko był Andrea Pirlo, ale Włochowi udało się tylko wyrównać tę liczbę.

- Od dziecka uwielbiałem rzuty wolne. Wstawałem o siódmej rano i oddawałem strzały na żelazną bramkę przed domem rodzinnym. To była rutyna, jak mycie zębów. Po dwóch-trzech miesiącach tata musiał wymieniać bramkę, ponieważ psuła się od ciągłych uderzeń. Sąsiedzi byli wściekli, bo nie mogli zasnąć - opowiadał francuskiemu "L'Equipe".

Do 28 trafień z rzutów wolnych Mihajlović dołożył kolejne 10 zdobytych z gry. W Serie A rozegrał 315 spotkań.

"Nie byłem bestią"

Do Włoch obrońca wyjechał w 1992 roku z Crvenej Zvezda Belgrad. Serbia była spustoszona przez wojnę domową. Ze względu na swoją narodowość, w Europie Mihajlović musiał walczy ze stereotypem Serba-mordercy. W rzeczywiści terror mocno dotknął jego rodzinę.

Ojciec trenera był Serbem, matka Chorwatką. Kiedy wybuchła wojna, wuj ze strony matki, Ivan, chciał zabić jego ojca. Kilka miesięcy później Sinisa ukrywał w domu tego samego krewnego. Ivana złapali ultrasi Crvenej Zvezdy. Miał szczęście, bo nie zabili go i wypuścili tylko ze względu na pokrewieństwo z Mihajloviciem. - Czułem się udręczony. Mogłem w jednej chwili zadecydować o jego śmierci, ale nie byłem jak oni. Nie byłem bestią - wspominał Sinisa w wywiadzie dla "La Stampa". Po latach okazało się, że wuj był zbrodniarzem wojennym.

- Ojciec zrozumiał, że wiele się zmieniło, kiedy mój przyjaciel z dzieciństwa, Pipe, przyszedł do naszego domu z bronią i powiedział, że musimy wyp...ć. Następnego dnia znowu wszedł do domu z bronią, przeszedł do mojego pokoju i zaczął strzelać. W kilka sekund zrobił demolkę. Powiedział: "jeśli jutro tu będziecie, pozabijam was wszystkich" - dopowiedział serbski trener.

Kilka lat później Pipe sam zwierzył się Mihajloviciowi. Było to, kiedy obrońca rozgrywał mecz w reprezentacji.

Szkoleniowiec Bolonii doświadczony bolesnymi przeżyciami nie ma wątpliwości, że znajdzie siły na walkę z białaczką. - Spojrzę jej w oczy. Nie mogę się doczekać, by pojechać do szpitala i rozpocząć walkę. Muszę zastosować swoją taktykę w tej bitwie i nie mam wątpliwości, że ją wygram - powiedział w sobotę.

Nowy sezon Serie A zacznie się 24 sierpnia.  -> Wymowne słowa Carlo Ancelottiego ws. Arkadiusza Milika. "Jest dla nas bardzo ważny"

Źródło artykułu: