Robert Lewandowski nie kryje, że gdyby nie Juergen Klopp, nie dotarłby do miejsca, w którym jest, czyli mówiąc krótko: na piłkarski szczyt. Niemiec długo szlifował polski diament, a efekt końcowy jego pracy był oszałamiający. - Najlepszym piłkarzem, z którym pracowałem, był Goetze, ale to Lewandowski zrobił największy postęp - wspominał.
Tym, kim dla Lewandowskiego był Klopp, dla Krzysztofa Piątka może być Marco Giampaolo. "Il Pistolero" w minionym sezonie, swoim debiutanckim w elicie, rzucił Włochy na kolana, ale zrobił to nie dzięki Davide Ballardiniemu, Ivanowi Juriciowi czy Gennaro Gattuso, a raczej mimo nim. Żaden z nich nie cieszy się w Italii dobrą opinią, a ten ostatni dostał w Milanie szansę nie ze względu na trenerskie predyspozycje, lecz piłkarskie CV i czerwono-czarne serce.
Jurić i Gattuso rzucali Piątkowi i innym swoim podopiecznym kłody pod nogi. Tymczasem Giampaolo buduje schody, którymi jego piłkarze wchodzą na wyższy poziom. Wcześniej skorzystali z nich m.in. Milan Skriniar, Gaston Ramirez, Lucas Torreira czy Leandro Paredes. Teraz w górę może pójść Piątek.
[b]ZOBACZ WIDEO Niezwykle skromny człowiek. Wojciech Nowicki: Sodówka nie uderzyła mi do głowy [cała rozmowa]
[/b]
Natchnął Zielińskiego
Giampaolo, jak Klopp z Lewandowskim, też ma już na koncie zasługi dla polskiego piłkarstwa. To on stał za eksplozją talentu Piotra Zielińskiego. Kiedy przed sezonem 2015/2016 przejął Empoli, Polak był tyleż utalentowanym, co niespełnionym 21-latkiem. Maurizio Sarri, poprzednik Giampaolo, był fanem Zielińskiego, ale nie potrafił wydobyć z niego tego, co najlepsze.
Kluczem do uwolnienia jego potencjału było znalezienie mu nowego miejsca na boisku. Dotąd był trequartistą - "10" grającą za napastnikami. Giampaolo ustawił go jako mezzalę - półskrzydłowego. Dzięki temu Zieliński częściej był przy piłce i mógł napędzać akcje zespołu. Efekt był piorunujący. Polak grał tak dobrze, że "La Gazzetta dello Sport" wybrała go do swojej "11" sezonu. Znalazł się w niej obok gwiazd Serie A Paula Pogby z Juventusu Turyn oraz Radjy Nainggolana i Miralema Pjanicia z Romy.
- Trener dał mi wiarę w siebie, trochę wolności na boisku. Zacząłem bardziej brać grę na siebie, więcej ryzykować. Po każdej asyście, później golu, zacząłem bardziej w siebie wierzyć, pewność siebie sukcesywnie rosła. W końcu odpaliło. Są efekty - mówił nam Zieliński w styczniu 2016 roku. Więcej TUTAJ.
Giampaolo to obok Sarriego, swojego serdecznego przyjaciela, największy w Italii entuzjasta talentu Zielińskiego. - To fenomen. Nowoczesny pomocnik ze świetnym dryblingiem, strzałem, trudny do zatrzymania. We Włoszech jest niewielu graczy na tym poziomie - mówił, kiedy pracowali w Empoli. A gdy ich drogi się rozeszły, nadal był pod wrażeniem potencjału Polaka: - To najlepszy piłkarz jakiego trenowałem. Potwór. Będzie wśród pięciu najlepszych zawodników na swojej pozycji.
Taktyczny maniak
Zielińskiego Giampaolo ceni za umiejętności, ale ma dobre zdanie o polskich piłkarzach jako o grupie zawodowej. - Lubię ich, bo nie zadają zbędnych pytań i kiedy każę im coś zrobić, po prostu to robią - przyznał. Miał wiele okazji, by zweryfikować tę opinię, bo poza Zielińskim prowadził w ostatnim czasie też Łukasza Skorupskiego w Empoli oraz Karola Linettego, Bartosz Bereszyński i Dawida Kownackiego w Sampdorii.
Oprócz słabości do Zielińskiego, Giampaolo ma jeszcze dwa nałogi: cygara i futbol. - Jest taktycznym maniakiem. Zdarza się, że nie śpi całą noc, bo ogląda mecze. Dzień po spotkaniu potrafi powiedzieć, że zdążył już trzy-cztery razy przeanalizować naszą grę - mówił Bereszyński na łamach "Piłki Nożnej".
- Postrzega się go jako jednego z najlepszych nauczycieli dla młodych piłkarzy i dla tych, który uczą się tej wielkiej piłki. Bardzo mocno rozwinąłem się w grze defensywnej. Widziałem swoje braki w ustawieniu czy grze jeden na jednego, a teraz wychodzę naprzeciw Insigne z Napoli i wiem, że będzie mu trudno ze mną - tłumaczył Bereszyński w "Przeglądzie Sportowym".
Empoli i Sampdoria Giampaolo działały jak dobrze naoliwiona i właściwie zaprogramowana maszyna. Dzięki temu z każdym zespołem, który prowadził choć przez jeden pełny sezon, osiągał lepsze wyniki niż swój poprzednik. Duży nacisk kładzie na grę obronną (po nauki w tym zakresie jeździli do niego Sarri czy Czesław Michniewicz), ale przy tym nie dusi w swoich podopiecznych kreatywności. Jego drużyny są chwalone nie tylko za dyscyplinę, ale też za rozmach w ataku.
Piątek w Disneylandzie
Giampaolo wydobywa potencjał nie tylko z młodych piłkarzy na dorobku. Fabio Quagliarella rozegrał u niego sezon życia, zostając królem strzelców Serie A w wieku 36 lat. W jego Empoli najlepszym strzelcem był z kolei 37-letni Massimo Maccarone, który pod wodzą nowego trenera Milanu też był skuteczny jak nigdy wcześniej.
Nie ma przypadku w tym, że napastnicy czują się dobrze w projektowanych przez Giampaolo zespołach. - To strateg, a jego drużyny chcą kreować okazje, a nie tylko czekać na potknięcie rywala - zauważa Arrigo Sacchi, legendarny trener Milanu i były selekcjoner reprezentacji Włoch, dodaje: - Zatrudniając go, Maldini i Boban wykazali się wielką inteligencją i dużymi kompetencjami. W wielkim stylu utrzymał Empoli w lidze i świetnie radził sobie w Sampdorii.
[nextpage]Dla Piątka gra w takiej drużynie będzie miłą odmianą po występach u Gattuso, którego wizja gry w ataku ograniczała się do słania dośrodkowania w okolice Polaka. "Il Pistolero" może zacierać ręce, patrząc na transferową listę życzeń Giampaolo, który chce sprowadzić do Mediolanu m.in. Torreirę czy Daniego Ceballosa. To jasno wskazuje sposób, w jaki ma grać jego Milan. Przy takim wsparciu z ławki i na boisku Piątek będzie czuł się jak dziecko w Disneylandzie.
Praktyka zamiast teorii
Sacchi chwali zatrudnienie Giampaolo, bo może zobaczyć w nim samego siebie sprzed lat. Nowy trener Milanu też nie ma bogatego piłkarsko życiorysu. Krążył między III a IV ligą i tylko na jeden sezon wylądował na zapleczu Serie A. Karierę zakończył jako 30-latek z powodu urazu. Słabe CV nie przeszkodziło mu zaistnieć w zawodzie trenera, ale znacznie wydłużyło jego drogę na szczyt.
Zaczynał od asystentury w Pescarze, Giulanovie i Treviso, ale zdobywając praktykę, zaniedbał wykształcenie. Nie przysługiwało mu miejsce na trenerskim kursie dla byłych wybitnych piłkarzy, więc odkładał w czasie zdobycie uprawnień, by kolekcjonować doświadczenie. W 2004 roku dostał jednak szansę od II-ligowego Ascoli. Oficjalnie był asystentem Massimo Silvy, ale w praktyce sam prowadził zespół. Ze świetnym skutkiem, bo wprowadził drużynę do Serie A i potem spokojnie utrzymał ją w ekstraklasie.
Cierpliwość piłkarskich władz w końcu się jednak wyczerpała - w lutym 2006 roku Giampaolo został zdyskwalifikowany za prowadzenie drużyny bez wymaganej licencji. Doceniono jednak jego dotychczasową pracę i dopuszczono do przyspieszonego kursu w Coverciano.
Czytaj również -> Zvonimir Boban - jak rozpętałem wojnę o niepodległość
Był trenerskim odkryciem Serie A, ale jego kariera nie nabrała przyspieszenia, a wręcz przeciwnie - przebojem wszedł do elity i zaliczył równie spektakularny upadek, nie unikając po drodze kilku upokorzeń. Po Ascoli prowadził Cagliari, z którego został zwolniony dwa razy w ciągu roku. W sezonie 2008/2009, gdy z Ascoli zdobył rekordową liczbę (44) punktów, na chwilę dojrzał światełko w tunelu, ale okazało się, że to nadjeżdżający pociąg.
Koszmar majowej nocy
Pracą na Stadio Artemio Franchi zwrócił na siebie uwagę Juventusu. Opiekę nad Starą Damą trenerowi na dorobku chcieli powierzyć Jean-Claude Blanc i Alessio Secco. Po owocnym spotkaniu z kierownictwem klubu w domu Blanca Giampaolo kładł się spać jako opiekun Juventusu, ale piękny sen zamienił się w koszmar.
Blanc i Secco zapewniali go, że akceptacja jego kandydatury to formalność, ale okazało się, że nie potrafią przeforsować swojego pomysłu. Giampaolo na drodze do realizacji marzeń znów stanęło skromne CV. Uznano, że trenerem Juve nie może być ktoś "bez przeszłości" i zatrudniono Ciro Ferrarę, byłego wybitnego piłkarza, legendę klubu.
A Giampaolo padł ofiarą własnego sukcesu. Został w Sienie, ale gdy kolejne rozgrywki jego zespół zaczął słabiej, został zwolniony już po 10. kolejce. Potem zaliczył mało chlubne epizody w Catanii i Cesenie, po których wypadł z obiegu. Sezon 2013/2014 zaczął w II-ligowej Brescii, ale po porażce w 5. kolejce z Crotone na kilka dni zapadł się pod ziemię, a gdy wrócił do klubu, to tylko po to, by złożyć dymisję.
Po tej szopce miał problem ze znalezieniem zatrudnienia. Na bezrobociu był ponad rok, a potem trafił do czyśćca, bo tak trzeba odebrać podjęcie pracy w III-ligowym Cremonese. - Trener nie może wybrzydzać. Moja ambicja nie była urażona. Tylko ten klub mnie chciał, więc co miałem zrobić? Przyjąłem ofertę, bo marzyłem o powrocie do Serie A - tłumaczył.
Zwolnienie warunkowe
I wrócił do niej szybciej, niż zakładał w najśmielszych planach. W 2015 roku odchodzący z Empoli do Napoli Sarri namaścił go na swojego następcę. - Weź zespół po mnie, graj jak ja - namawiał go. Sarriemu zaufał też Corsi, a gdy kibice Empoli narzekali, że ich drużynę przejmuje trener z III ligi, odpowiadał: - Widzę, że szybko zapomnieliście, gdzie był Sarri przed przejęciem Empoli.
Sam Giampaolo odetchnął z ulgą, wracając Serie A. - Wyszedłem z odsiadywania dożywocia. Jednak może się jeszcze okazać, że to było tylko zwolnienie warunkowe - mówił. Jego obawy okazały się bezzasadne, bo dzięki dobremu sprawowaniu został zaakceptowany przez społeczeństwo.
Utrzymał Empoli na 10. miejscu, poprawiając wynik Sarriego o pięć lokat, i odszedł do Sampdorii. Nim jednak podpisał kontrakt w Genui, był poważnym kandydatem na trenera Milanu, ale znów przeszkodziło mu skromne CV. Rossoneri woleli postawić na byłego znakomitego reprezentanta Włoch i obytego na ławce trenerskiej w Serie A Vincenzo Montellę.
To był błąd, który próbowano naprawić, jak się okazało, kolejnym w postaci zatrudnienia Gattuso. A w międzyczasie Giampaolo, 51-letni trener z przeszłością, trzema sezonami pracy w Sampdorii, poprawił swój życiorys na tyle, że w końcu uznano go godnym podjęcia w pracy w klubie z elity. Po przejściach, ale nadal wielkim.