[b]
Z Baku Mateusz Skwierawski [/b]
Taksówkarz ruszający z grupą pasażerów rozkręca na cały regulator rosyjski rap. Basy walą tak mocno, że pod podeszwą buta da się wyczuć drżącą podłogę. Wszystkie szyby w samochodzie opuszczone, ale wypadająca z nich muzyka nie zwraca uwagi mieszkańców. Podobnie jak jazda. W Baku to żaden problem zmieścić na dwóch pasach trzy, a nawet i cztery samochody. W tym mieście od 2016 roku odbywają się wyścig Formuły 1, co chyba podziałało na wyobraźnię tamtejszych kierowców i rzuciło wyzwanie innym. Ci podjeżdżają do siebie na centymetry, a manewrują dopiero, gdy grozi karambolem. Zresztą - lekka obcierka jest tam normą. A jak już trafi się luźniejszy odcinek drogi, trzeba to wykorzystać i pedał gazu wgnieść w podłogę.
Gdy taksówkarz już dawno przekroczył prędkość stu kilometrów na godzinę w terenie zabudowanym, jeden z wystraszonych pasażerów zapiął energicznie pasy. Wtedy w lusterku kierowcy, który dotąd tylko nucił puszczane piosenki, odbiły się jego białe zęby. - Nie bójcie się, spokojnie - powiedział śmiejąc się.
Za rok Baku będzie jednym z dwunastu państw współgospodarzy Euro 2020. Wszystko wskazuje, że do tego turnieju zakwalifikuje się reprezentacja Polski. I wtedy kibiców naszej kadry czekają w stolicy Azerbejdżanu podobne historie.
Kaktusy i wieżowce
Ludzie ganiają się z nożami w ręku, śpią w kradzionych przyczepach, podróżują na osłach, a szczytem ich marzeń jest rozklekotana, bliska samozapłonu Łada na przebitych oponach - komu wydaje się, że tak właśnie wygląda Baku, bardzo się myli.
ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Reprezentacja Polski wraca do walki o Euro 2020. "Brzęczek będzie chciał coś udowodnić"
Azerbejdżan oczywiście różni się od Polski, ale pod względem warunków do życia imponuje. Gdyby nie język i charakterystyczny wygląd tamtejszej społeczności, łatwo moglibyśmy zapomnieć, że znajdujemy się w zachodniej Azji, ponad 3 tysiące kilometrów od naszego kraju. Baku to przede wszystkim jeden wielki miszmasz: można poczuć się jak na wakacjach w Egipcie z powodu wysokich temperatur, ale też wizualnie wiele punktów miasta przypomina Hiszpanię - jest sporo parków z fontannami i palm. A na głównym bulwarze znajdą się i kaktusy.
Architekci, projektując budynki w Baku, chyba sami rzucili sobie wyzwanie, który z nich wpadnie na bardziej wymyślny pomysł. Są budynki wygięte i pochyłe, wiele tam nowoczesnych hoteli, centrum biznesowych, a jedno z muzeów przedstawia z zewnątrz zwinięty dywan. Najwyższe są Ogniste Wieże, jest też opera, na wzór tej z Sydney. Sporo również świeżych projektów - hala, w której w 2012 roku odbył się konkurs Eurowizji oraz Stadion Olimpijski oddany trzy lata później.
I gdy zastanawiasz się, skąd na to wszystko znalazły się pieniądze, zapach ropy wyczuwalny w mieście przypomina, za co powstało nowe Baku.
W mieście tyle jest kontrastów, że czasem trudno ustalić, czy jest się w miejscu ultranowoczesnym, czy jednak biednym. Handel uliczny jest dalej w cenie i pewnie nigdy nie wymrze, ale najbardziej prestiżowych sklepów jest równie dużo. Bogate restauracje zachęcają do odwiedzin szykownymi ogródkami, podczas gdy w mniejszych lokalach frajdę klientom sprawia picie herbaty przy małym kwadratowym stole nakrytym tandetnym plastikowym obrusem.
Meczet odbija się w oknach przeszklonego nowoczesnego hotelu, a z zabytkowego Starego Miasta idzie się prosto do salonu Rolls Royce'a.
Choć już teraz w Baku w zasadzie niczego nie brakuje, to od liczby żurawi i rusztowań można pomyśleć, że miasto ciągle powstaje. Wielki świat zawitał tam dawno i się urządził, teraz tylko ulepsza niektóre elementy wystroju.
Grzegorz Rasiak przed finałem Ligi Mistrzów: Założę trzy koszulki, bo padną trzy gole dla Tottenhamu
Sport to przykrywka
Za nieco ponad dwanaście miesięcy Baku będzie wymuskane jeszcze bardziej. Miasto przygotowuje się przed mistrzostwami Europy, zostaną tam rozegrane cztery mecze: trzy grupowe i jeden ćwierćfinałowy.
Próbą generalną był środowy finał Ligi Europy, ale Baku meczem Arsenalu z Chelsea wcale nie żyło, na ulicach nikt nie śpiewał, trudno było nawet spotkać na mieście większe grupki przyjezdnych kibiców. Ci mogli kupić w sumie tylko kilka tysięcy biletów - z absurdalnych względów dotyczących limitu przepustowości lokalnego lotniska.
Ważniejszym tematem niż sam mecz był brak przyjazdu do Baku Henricha Mychitariana, który, upraszczając, ze względu na napięte stosunki między Azerbejdżanem a Armenią na własną prośbę odmówił rozegrania spotkania w tym kraju.
Sytuację zaogniła dodatkowo tamtejsza policja, która zatrzymała dwóch kibiców w koszulkach zawodnika. To był jednak jednorazowy incydent, zresztą fani Arsenalu podchodzili do tego tematu z dużym dystansem. - Co policja może nam niby zrobić? To tak, jakbym chodził z napisem Jezus - przyznał wymownie jeden z nich.
Duży i nowoczesny stadion, który pomieści prawie 70 tysięcy kibiców, też nie wszystkim się spodobał. Fani siedzący za bramką narzekali na słabą widoczność przez sporą odległość od murawy.
Wygląda na to, że dla Azerów Euro 2020 będzie sporym wyzwaniem w kwestiach pozaboiskowych, ale oni dobrze opatentowali zamiatanie niewygodnych tematów pod dywan. Prezydent kraju Ilham Alijew od lat pokazuje światu, jak dobrze dzieje się w Azerbejdżanie, organizując różne imprezy, a sport w tym wszystkim ma tylko maskować niewygodne tematy, wybielić rządy Alijewa i notorycznie łamane w kraju prawa człowieka. Jak na drogach jeździ się tam bez ograniczeń, tak w tym przypadku najwyższy czas, by w końcu wcisnąć hamulec.
[url=/pilka-nozna/824568/fani-liverpoolu-zbieraja-na-dom-dziecka]Fani Liverpoolu zbierają na dom dziecka
[/url]