W dość osobliwy sposób swojego setnego gola w barwach Realu Madryt "uczcił" Gareth Bale. Walijczyk po bramce na 3:1 pokręcił dłońmi przy uszach, po czym wykonał słynny gest Kozakiewicza. W przeciwieństwie do legendarnego polskiego tyczkarza, skrzydłowy "Królewskich" nie miał zaciśniętej pięści, tylko pokazał wszystkie palce.
Po tej reakcji od razu na stadionie Estadio Wanda Metropolitano w Madrycie rozległy się przeraźliwe gwizdy. Podobnie jak w Polsce, taki gest uznawany jest bowiem za obraźliwy.
Sędzia Estrada Fernandez nie widział całego zdarzenia. VAR też nie dał sygnału, dlatego Bale dokończył spotkanie. W radiu Onda Cero, były hiszpański sędzia, Dauden Ibanez, stwierdził jednak, że za takie zachowanie Bale powinien wylecieć z boiska. - Jest za dużo tolerancji przy tego typu gestach. W przepisach jest określone, że jeśli taki gest adresowany jest do publiczności, musi być czerwona kartka. VAR musiał zainterweniować. To nie podlega wątpliwości - przyznał emerytowany arbiter.
Hiszpańskie media sugerują, że zawodnik jest sfrustrowany swoją sytuacją w Realu. Ostatnie ważne mecze z Barceloną w Pucharze Króla i Atletico w Primera Division zaczynał na ławce rezerwowych. Dopiero w trakcie drugiej połowy zmieniał 18-letniego Viniciusa Juniora. Już po ostatnim gwizdku Bale nie cieszył się z resztą kolegów ze zwycięstwa, tylko szybko zszedł do szatni.
W spotkaniu nie brakowało też innych przykrych obrazków. Przed meczem pluszowymi szczurami obrzucono golkipera Realu, który kiedyś grał w Atletico, Thibaut Courtois (ZOBACZ). Real ostatecznie wygrał 3:1 (WIĘCEJ) i awansował na drugie miejsce w tabeli.
ZOBACZ WIDEO Serie A: pewne zwycięstwo AS Roma nad Chievo Werona [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]