Sławomir Peszko zdecydował się na wypożyczenie do Wisły Kraków, ponieważ w Lechii Gdańsk był spalony. Jesienią zagrał tylko w meczu 1. kolejki z Jagiellonią Białystok, w którym brutalnie sfaulował Arvydasa Novikovasa, za co został zdyskwalifikowany na trzy miesiące. Natomiast gdy kara dobiegała końca, pokłócił się z asystentem Piotra Stokowca, za co z kolei został przesunięty do rezerw i do pierwszej drużyny już nie wrócił.
By przenieść się na Reymonta 22, odrzucił atrakcyjniejsze finansowo oferty i zrezygnował z połowy wynagrodzenia, które zapewnia mu kontrakt z Lechią. Więcej o tym TUTAJ. Wybrał ofertę Wisły między innymi ze względu na Jakuba Błaszczykowskiego (więcej o tym TUTAJ), ale wpływ na jego decyzję miał też Robert Lewandowski.
- Rozmawiałem o tym z "Lewym". Powiedziałem mu, że kosztem pewnych rzeczy decyduje się na przejście do Wisły. Powiedział, że spoko, że dobrze robię. "Ile ci w końcu zostało tych sezonów w ekstraklasie?" - spytał. Jak "Lewy" nie powołuje mnie na mistrzostwa, to daje zgodę na transfer - uśmiecha się Peszko, nawiązując do nieprzychylnych opinii, według których Adam Nawałka powoływał go do kadry na życzenie kapitana drużyny narodowej.
ZOBACZ WIDEO Michael Ballack dla WP SportoweFakty: Robert Lewandowski jest wielki, więc można go krytykować (cała rozmowa)
Czytaj również: Jakub Błaszczykowski - narodziny gwiazdy
Peszko dołączył do Wisły w połowie przygotowań do rundy wiosennej, ale z miejsca wskoczył do wyjściowego składu, a w sparingu z MSK Zilina (1:0), który był próbą generalną przed inauguracją rozgrywek, strzelił zwycięskiego gola.
- Nie przepracowałem z Wisłą całego okresu, ale w sparingach czułem się nadspodziewanie dobrze. Może brakuje mi jeszcze sił, żeby zagrać pełne 90 minut, ale mam nadzieję, że wyszarpię 75-80 minut dobrej gry i będzie w porządku. Miałem długą przerwę od gry w ekstraklasie, ale z piłką jest jak z jazdą na rowerze: tego się nie zapomina. Po takiej przerwie też potrafię grać. Jeśli będę gotowy pod względem szybkościowym, bo to moja baza, to dam sobie radę. Jestem dobrej myśli, bo pomagają mi w Wiśle świetni fachowcy - zapewnia.
Wisła będzie miała najbardziej doświadczone skrzydła w Lotto Ekstraklasie. Na prawej pomocy zagra Błaszczykowski - 105-krotny reprezentant Polski, jeden z najwybitniejszych polskich piłkarzy w historii. Na lewej flance biegał będzie Peszko - 44-krotny reprezentant kraju.
- Odpowiedzialność na nas spoczywa, ale same nazwiska nie wygrywają. Mamy pomysł na to, jak przenieść nasze doświadczenie na boisko. Chcemy grać ofensywnie. Będziemy grali na dwóch napastników, szeroko w ataku, wąsko w obronie - dla mnie to trochę nowość, ale to mi się podoba i temu zaufałem. Wisła gra po krakowsku, znam tę grę od lat. Wiele podań, ofensywnie, po bramki. Kibice lubią takie widowiska - tłumaczy wychowanek Nafty Jedlicze.
Zdaniem Peszki atutem Wisły są nie tylko umiejętności czysto piłkarskie, ale też zgrana dobra atmosfera w zespole. Brzmi to może jak wyświechtany frazes, ale jesienią głównie dzięki temu Biała Gwiazda trzymała się w ryzach.
Czytaj również: Duże wyzwanie przed Jakubem Błaszczykowskim
- Kiedy wszedłem do szatni, zobaczyłem napis na ścianie: "Żeby tu wejść, trzeba sobie zasłużyć. Żeby tu zostać, trzeba się poświęcić". Pomyślałem sobie wtedy, że będzie ciekawie. Jest tu grupa charakternych ludzi z jajami, jest też buńczuczna młodzież, która też potrafi coś odpalić. W piłce najważniejsze są jednak umiejętności, a te w Wiśle są duże - podkreśla Peszko.
33-latek chce wiosną pomóc Białej Gwieździe, ale ma zamiar też udowodnić trenerowi Stokowcowi, że popełnił błąd, odsuwając go od pierwszej drużyny Lechii: - Przez decyzję trenera jestem tu, gdzie jestem. Z jednej strony Wisła to dla mnie nowe wyzwanie, ale z drugiej strony chciałem zostać w Lechii i jej pomóc. Lechię czeka trudna runda wiosenna, zespół będzie pod dużą presją, oczekiwania kibiców są rozbudzone, bo w Gdańsku dawno nie było sukcesu. Na pewno bym w Lechii nie przeszkadzał, a teraz chcę udowodnić, że trener się mylił.