Były już reprezentant Polski został odsunięty od pierwszego zespołu Lechii Gdańsk po tym, jak podczas jednego z treningów pokłócił się z asystentem Piotra Stokowca, Maciejem Kalkowskim. Choć od trzech miesięcy sytuacja nie uległa zmianie, Sławomir Peszko nie dąży do rozstania z obecnym pracodawcą.
- W tej chwili jestem w dziwnej sytuacji, muszę ją przeżyć. Mam nadzieję, że do końca stycznia się ona wyjaśni. Mam jeszcze długi kontrakt, na razie nie myślę nad jego rozwiązaniem. Chciałbym wrócić do pierwszej drużyny Lechii - podkreśla Peszko w rozmowie z polsatsport.pl.
Kontrakt 33-latka jest ważny do 2020 roku, ale zakłada jeszcze pracę w gdańskim klubie na okres pięciu kolejnych lat, już po wygaśnięciu umowy.- Chciałbym przypomnieć, że występowałem na mistrzostwach Europy i świata jako piłkarz Lechii Gdańsk, to prawdopodobnie jedyny taki przypadek w historii - dodaje Peszko, między słowami prosząc o szacunek ze strony Lechii.
Media donosiły, że Peszkę w Lechu Poznań chce Adam Nawałka, mówiło się też o ofertach ze Stanów Zjednoczonych czy Rosji. Tymczasem trzy tygodnie temu Adam Mandziara, prezes Lechii, uciął te spekulacje.
- Ja też słyszę i czytam o Ameryce, Rosji, ale fakty są takie, że żaden klub do nas w jego sprawie ani nie zadzwonił, ani nie napisał, ani nawet nie zapytał o jego status gdzieś choćby w przelotnej rozmowie. Sławek jest piłkarzem Lechii i do momentu, aż sam do nas nie przyjdzie z chęcią rozwiązania tej sytuacji, to będzie nim do końca trwania kontraktu - przyznał Mandziara w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" (czytaj więcej TUTAJ).
ZOBACZ WIDEO Zgrupowanie Legii bez Arkadiusza Malarza. "Można było rozstać się w inny sposób"